Rozdział 25

47 11 1
                                    

Nadal ta głupia myśl...
Musze coś zrobić, bo zwarjuje...
Przebrałam się w wygodniejsze ubranka i wyszłam z pokoju.

- Momo, wszystko w porządku? - zapytał Luke grając w grę na telefonie.

- Idę się przewietrzyć... - założyłam na gorące ramiona i plecy białą kurtkę.

- O drugiej w nocy? - uniósł lewą brew.

- Każda pora jest dobra. - zatrzasnełam drzwi wychodząc z mieszkania.

Nie jestem dzieckiem, przyleciałam odpocząć.

***
Chodziłam juz dość długo po pustych chodnikach. A jednej żywej duszy...

- Hej mała. - powiedział ktoś za moimi plecami.

Odwróciłam się i zobaczyłam wysokiego mężczyznę. Był bardzo dobrze zbudowany, co wzbudzało we mnie niepokój.
Polak? Chyba musiał mnie śledzić...

- Sama tak chodzisz? Nie boisz się? - złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. - Ja i moi koledzy chętnie się zabawimy.

Zobaczyłam trzech ciemnych facetów. Boże...

Z trudem wydostałam się jego silnych dłoni. Zaczęłam biec przed siebie, a oni za mną.

- Jeszcze nie zaczęliśmy, a ty już uciekasz? - powiedział jeden.

Boje się, cholernie się boje! Mogłam posłuchać Luke, dlaczego tego nie zrobiłam???

Mój oddech jest coraz szybszy, strach większy, a siła w nogach słabnie.

Złapali mnie i ponownie ten sam przyciągnął mnie ciałem do siebie.

- Pomocy! Ratunku! - wyrywałam się. Przecież nie jestem w Polsce... - Help me! Help...

Nagle z nikąd pojawia się człowiek, który wdaje się w bujke z nimi. To szansa by uciec...

Wszyscy leżą na podłodze oprócz jednego, który mnie trzyma. "Bohater" przybija z ostatnim żółwika w twarz. On upada, a ja bezpiecznie wyślizguje się z jego rąk.

- Chodź. - powiedział "bohater" łapiąc mnie za dłoń.

Wbiegliśmy w ciemną uliczkę. Mężczyzna zasłonił mi usta swoją dłonią przy czym obejmując mnie drugą ręką.

- Te skurwiel... Gdzie dziewczyna?! - krzyczał jeden z rannych, biegnąc przed siebie.

Gdy sobie odeszli, Odwróciłam się twarzą do mężczyzny i wtuliłam się w jego bardzo dobrze zbudowaną klatkę piersiową.

- Boże... dziękuję... - byłam naprawdę wdzięczna tej osobie, gdyby nie on...

- Idiotka z ciebie kaczuszko. - wiem do kogo należał ten głos...

"Bohater" zaświecił latarką w telefonie. To Nathan?!!!

- Dzięki za pomoc. - szybko odsunełam się od niego. - Chociaż dałabym sama radę.

- Krzyczałaś pomocy... - zaśmiał się.

- Po co tu jesteś? Nic mi nie mówiłeś, że przylecisz!

- Dzwoniłem do ciebie. - skierował ekran w moją stronę pokazując mi dziesięć nie odebranych połączeń.

- Zostawiłam telefon w domu... A jak tu się znalazłeś?

- Wyszedłem tylko się przewietrzyć i zobaczyłem ciebie z tymi typkami... Hej, wszystko w porządku? - spojrzał na mnie. Cała drże...

Przyciągnął mnie do siebie i zaczął jeździć palcem po moim bladym policzku. Zgaduje, że był blady...

- Już po wszystkim..., skarbie. - pocałował mnie w czoło.

OMOOOO!!! Pierwszy raz nazwał mnie skarbem!

Zaraz, zaraz... dlaczego ja tak się z tego cieszę???

Pewno nie widział tego, bo jednak było ciemno i byłam słaba.

Przestałam widzieć, ale nadal słyszałam.

- Hej! - wydarł się. - Nie zasypiaj! - trząsnął mną.

NATHAN

Zasłabła? Nie odzywa się, ani nie widzi... Musze wziąść ją do hotelu, ale mogę zrobić zamieszanie jej wyglądem.
Co zrobić?

Położyłem dziewczynę na moich ramionach. Tak słodko spała.

Na szczęście w moim hotelu nikogo nie było i bez problemu weszłem do mieszkania.
Położyłem ją delikatnie na łóżkuw moim pokoju. Zdjąłem z jej ramion kurtkę i z stop trampki.
Jej skóra jest bardzo ciepła. Nie powinna być długo na słońcu.

Przykryłem ją kocem i wyszedłem z pokoju.

W kuchni oparłem się o blat.
A co jeśli ktoś na nią czeka? Z kim ona w ogóle tu przyleciała?
Nathan idioto, co ona ciebie interesuje? - uderzyłem sie dłonią w twarz.
Wystarczy, że nic jej nie grozi i jest bezpieczna.

____________________________________
Ajajajajajj, ale się porobiło...
Kto wiedział, że Nathan przyleci?

W poniedziałek nastepny!

Jeżeli to czytasz zostaw po sobie komentarz lub gwiazdkę!

Momo Where stories live. Discover now