Rozdział 24 Cukier i niespodziewane spotkanie.

161 10 1
                                    

*perspektywa Isaaca*

- Derek, jakim pieprzonym cudem nie masz w domu nic słodkiego!?

Brunet wzruszył ramionami, ręce jak zwykle skrzyżował na piersi. Stał wyprostowany, jakby miał kij w dupie, zresztą nie zdziwiłbym się gdyby go miał.
Nerwowo przeczesałem swoje włosy. Zawsze tak robiłem, gdy chciałem się uspokoić. Kiedy byłem mały mój starszy brat, Camden, pocieszał mnie w ten sposób, często podczas, gdy rodzice się kłócili. Próbowałem wyrównać oddech, ale nic z tego. Problemy  z opanowaniem się miałem od śmierci brata.

- To nie istotne bo i tak nie miałbyś jak jej podać jakiego kolwiek cukru, biorąc pod uwagę, że zemdlała.

Jego głos był opanowany i monotonny, tak właściwie znudzony. Wkurzyło mnie to, jak mógł być tak nie czuły? Ja za każdym razem, gdy Zoe wypuszczała powietrze, widziałem to oczami wyobraźni jako ostatnie słabe tchnienie. Po moich żyłach krążyła lawa, nie było już miejsca na zwykłą krew.

Przed uderzeniem Dereka prosto w jego śliczną buźkę powstrzymało mnie tylko to, że musiałem trzymać ręce Zoe w górze, jej nogi leżały na kanapie, a reszta ciała na małej macie na podłodze. Brunet doskonale wyczuwał co czuję, to jedna z wilkołaczych przypadłości.

- Isaac, spokojnie za chwile wróci Scott. Na pewno coś będzie miał. Uspokój się.

Kręciłem tylko głową, nie mogłem się pozbyć adrenaliny z krwi. Przysięgam, że jeżeli Scott nie wróci za chwilę to któremuś z nich przypierdolę. Kiedy kilkanaście minut temu patrzyłem jak Zoe traci władzę w mięśniach, a z jej oczu znika życie od razu rzuciłem się by ją złapać. Mogła zaliczyć wstrząs mózgu uderzając o podłogę, albo coś znacznie gorszego. Nie liczyło już się to czy chciałem, czy nie chciałem bić się ze Scottem. Coś w niej sprawiało, że nie mogłem przestać na nią patrzeć. W każdej sekundzie chciałem być obok niej.

Gdy miałem ją już w swoich ramionach dotarło do mnie dlaczego straciła przytomność, jak prawie za każdym razem po użyciu swoich mocy. Jak się okazuje to właśnie moja księżniczka zmieniła mnie i Scotta spowrotem w ludzi, było to dziwne uczucie, jakby jej głos krzyczący moje imię dotarł dużo głębiej niż zwykłe słowa. Do samego środka mojej osobowości.

Zoi zużywał prawie całe pokłady cukru w swoim organiźmie, a jako, że na jej "dietę" przez ostatnie lata prawdobodobnie składało się jedynie żarcie z puszki i woda, to z glukozą było u niej słabo. Mam na myśli kurewsko słabo.

Przypomniało mi się jak Josh zaraz po uzdrowieniu dziewczyny prawie zasłabł i poprosił właśnie o coś z cukrem.

Patrzyłem na jej śliczne, ciemne blond włosy rozrzucone częściowo na macie, częściowo na podłodze. Przecudnie okalały jej śliczną buźkę. Miała idealne brwi, które bardzo dobrze podkreślały jej niewinne, ale i pogodne oraz silne spojrzenie. Przypominało mi o wielu sytuacjach, gdy rzucając dwuznaczny tekst obrywałem po ramieniu. Patrząc na jej twarz nie mogłem się doczekać gdy te piwne oczy znowu będą otwarte. Jej usta wyglądały tak kusząco, że musiałem bardzo się powstrzymywać by się do niech nie przyssać, jakkolwiek to nie zabrzmi. Pod każdym fizycznym aspektem się w niej zadurzyłem, ale pierwotnie nie zauroczyło mnie jej ciało.
Kiedy ją poznawałem, trochę każdego dnia, podczas naszej podróży do Beacon Hills, wtedy właśnienie coś we mnie drgnęło.

Po raz pierwszy w życiu.

Prawda jest taka, że z dziewczynami mam duże doświadczenie. Większe niż chciałbym przyznać. Na pewno słyszeliście kiedyś historie o niezwyciężonej sile miłości. Nie umiem do końca wytłumaczyć dlaczego ja tego nigdy nie poczułem, mimo, że mało która dziewczyna nie odmówiłaby spędzenia ze mną czasu. Zawsze nasze znajomości się urywały bardzo szybko. Nie było żadnego zing. Wyjątkiem były Erica i Alison.

New moon. New hope. New beginning.Where stories live. Discover now