Rozdział 5 Senne koszmary

338 26 2
                                    

Hejka,

Chciałam wam bardzo podziękować za ponad sto wyświetleń, co uważam za wielki sukces, zachęcam też do dalszego czytania, gwiazdkowania oraz komentowania! Niech nas będzie więcej! :D

do nastęnego 😙
*skacze i piszczy z radości*

~Foxi

~*~ * ~*~ * ~*~ * ~*~ * ~*~ * ~*~ * ~*~ * ~*~ * ~*~ * ~*~ * ~*~

Chyba nie muszę tłumaczyć jakie zamieszanie spowodowała "zmiana" mojej tożsamości. Bo przecież pewne było kim jestem, tak? No właśnie nie bardzo.

Po pierwsze nadal nie wiadomo było jak mam na imię. Oto pierwsza na świecie siedemnastolatka bez imienia. Nie, nie chodzi o to, że go nie pamiętam. Szpital odnalazł dokument na temat tego, że moi rodzice zrzekli się praw do mnie, czyli ciut chamsko mnie oddali, no ale w sumie luz bo miałam trafić do kochającej rodziny. Coś tu się nie udało! Wracając do dokumentu owszem są tam moje dane. Grupa krwi, waga po urodzeniu, pesel, przebieg porodu oraz podpisy rodziców, które sprytnie zostały zamazane markerem ale obok nich widniała pieczątka dyrektora szpitalu z dopiskiem: podpisy zgone, zamazane by chronić anonimowość rodziców. Z przebiegiem nie miałam ochoty się zapoznawać.

Po drugie praktycznie cała klasa Lily i kilku nauczycieli zostali spytani czy ja to ja, czy może jednak Lily. Wszyscy zauważyli to co Liam, wszyscy z wyjątkiem jakiegoś trenera. On stwierdził, że w sumie to mu wisi, ważne, że nie jestem jakimś Greenbergiem, chociaż zaznaczył, że fajnie by było gdybym następnym razem zabrała go na przejażdżkę, o ile ta skończy się z podobnym skutkiem. Co to do cholery jest Greenberg?!

Wystawianie aktów zgonu miało potrwać jeszcze kilka dni. Ponieważ mój stan był już stabilny po rozmowie (ryczeniu jak dwa pobite wilki, nie wiem dlaczego akurat wilki, tak wyszło) z Liamem, przeniesiono mnie do większej sali z trzema łóżkami, oprócz mnie był tam jeszcze jeden chłopak. Blondyn, całkiem dobrze zbudowany. Nie chciał z nikim rozmawiać, nigdy na nikogo nie patrzył. Musiało mu się przydażyć coś bardzo złego, miał poharatane plecy, ślady poparzeń oraz trzy głębokie i równoległe rany na brzuchu, trochę jakby rozcięcie nożem, ale z nieregularnym krztałtem i poszarpanymi brzegami skóry. Miał też koszmary przez co nie był w stanie zasnąć, więc podawano mu silne środki nasenne, ale ja słyszałam przerażające rzeczy, które szeptał przez sen. Z powodu leków czasami krzyczał przerażony i nie potrafił się obudzić, więc zanim zjawiał się personel to ja go uspokajałam. Za pierwszym razem tylko wstałam i spytałam czy wszystko w porządku. Wtedy na salę wbiegły dwie pielęgniarki i się nim zajęły.

Za drugim razem stało się to podczas gdy miały dwudziesto minutową przerwę. W okolicy nie było nikogo, do pomocy. Wyjrzałam na korytarz, tam też było pusto. Byłam sama z miotającym się blondynem, któy za chwilę mógł zacząć wrzeszczeć. Zawsze było to upiorne i wolałam tego uniknąć. Podeszłam do jego łóżka. Stało oddzielone od mojego kotarką i wisiała na nim kartka z nazwiskiem i najważniejszymy informcjami. Pogłaskałam go po włosach mając nadzieję, że to pomoże.

-Lahey słyszysz mnie?

Trochę głupio się czułam zwracając się do niego po nazwisku, ale nie poznałam jeszcze jego imienia. Chłopak chciał mnie uderzyć przez sen.

Co on sobie myśli?! Staram się mu pomóc a on w taki sposób uraża mój majestat. Zapamiętam to.

Uśmiechnęłam się do siebie. Ta cała ironia to chyba jedyne co chroniło mnie od szaleństwa. Było ciemno, a ja cholera bałam się ciemności. Potrząsnęłam jego ciałem. Nic. Trochę mocniej. Tym razem trafił mnie w brzuch. Był silny. Całe powietrze wyleciało mi z płuc. Odsunęłam się. Lahey nie miał już na sobie kołdry, prawie spadał z łóżka i krzyczał. Po chwili namysłu strach zwyciężył, włączyłam światło w pokoju. Podeszłam do tego blondyna żeby jeszcze raz nim potrząsnąć, ale on złapał mnie za rękę i pociągnął tak, że znalazłam się na wysokości jego oczu. Jego też były żółte, ale ładniejsze od oczu Liama. Pisnęłam przerażona jego nagłą reakcją. Mówił szybko ale cicho nie pozwalając mi się wyrwać.

- Oni Cię szukają. Jak wyjdziesz trzymaj się blisko Scotta. Zostań w mieście. Obiecaj mi.

Ostatnie zdanie zostało bardzo mocno podkreślone. Bałam się. Chłopak prawie wbijał palce w moją rękę. Skąd on wiedział kim jestem? Kto mnie szuka? I kim do jasnej cholery jest Scott?! Oczywiście nie zdążyłam się o to spytać, bo pielęgniarki wbiegły do naszego pokoju. Byłam bardzo przerażona, a na dodatek światła zaczęły mrugać i zgasły. Pisnęłam drugi raz. Nadal mnie trzymał patrząc mi w oczy. Z ruchu jego warg wyczytałam 'Obiecujesz?'

-Wszystko w porządku -spytała pielęgniarka patrząc na nasze ręce

-Tak -powiedziałam drżącym głosem. Spojrzałam mu w oczy tak jak on wcześniej mi i skinełam głową. Wystarczyło mu, puścił mnie.

Mój lęk był bardzo silny. Kobieta zaprowadziła mnie do łóżka i przykryła cienką kołderką. Drażałam. Zapamiętałam jeszcze ostatnie słowa z rozmowy chłopaka z drugą pielęgniarką.

-Na pewno nie chcesz niczego na uspokojenie?

-Nie, moja koleżanka świetnie sobie z tym poradziła, dziękuję...

New moon. New hope. New beginning.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz