Rozdział 8 Prędkość nie zabija. Zbyt gwałtowna utrata prędkości już tak.

301 24 9
                                    


Hejka 😀

Co tam u was pegaziątka? U mnie bardzo dobrze.  Mam mnóstwo wyświetleń,  gwiazdek i trochę mniej, ale jak dla mnie i tak dużo, komentarzy 😁. Bardzo za to dziękuję. Tak właśnie tobie! Dziękuję za to, że ze mną jesteś. Tutaj pojawia się także króciutkie info:

Wyjeżdzam na obóz, na ferie, więc rozdziały mogą się pojawiać dwa lub tylko raz w tygodniu. Będę się starać, obiecuję. A teraz chwytajcie nowy rozdział, gwiazdkujcie, komentujcie i niech pegazów będzie więcej! 

do następnego!

~Foxi

Ps. Uwielbiam Cię :*

~*~ * ~*~ * ~*~ * ~*~ * ~*~ * ~*~ * ~*~ * ~*~ * ~*~ * ~*~ * ~*~  


Jak się okazało mój nowy kolega postanowił razem ze mną pojechać do szpitala, aby odwiedzić chłopaka, który wcześniej kazał mi pilnować się mojego nowego kolegi. Trochę poplątane, wiem, ale nie martw się. Będzie jeszcze gorzej. Tak właśnie wygląda moje życie. Labirynt na miarę Ikei. Myślisz, że znalazłeś wyjście a to tylko wystawa z drzwiami. 

Kiedy wychodziliśmy, to mimo październikowego nawet ciepłego popołudnia, było mi zimno. Drżąc od za niskiej temperatury wbiegłam po schodach. Weszłam do szafy. Moja mina lekko zkwaśniała gdy nei znalazłam w niej Narni. Zmarszczyłam czoło. Skąd ja wiem co to Narnia? Nie mogłam sobie przypomnieć. Założyłam jakąś bluzę z długim rękawem, która leżała w mojej szafie w jednym z wielu kartonów. Nie była moja ale pani McCall wcześniej powiedziała mi, że właściciel tych rzeczy raczej nie wróci, więc mogę je używać jeżeli coś mi się przyda. Zatrzymałam się przed lustrem. Związałam włosy w kucyk. Miałam na sobie czarne jeansy i stanowczo męską bluzę, też czarną, sięgała mi do połowy uda i pachniała bosko. Zbiegłam na dół i dołączyłam do Scotta. Wyszliśmy z domu. Rozglądałam się po okolicy w czasie gdy on zamykał drzwi. Zaprowadził mnie do motocykla. Wyjął z bagażnika dwa kaski. Kiedy zaczął wsiadać na motor mrugnęłam.

* * *

Zobaczyłam innego chłopaka wsiadającego na inny motor.

-Chodź. Nie mamy czasu. Cokolwiek by się stało uciekaj. Biegnij na zachód, jasne?!

Mówił z naciskiem, był to głos nie tolerujący sprzeciwu. Słyszałam go trzy razy, jakby się oddalał i przybliżał. Czarna czupryna chłopaka zniknęła pod kaskiem. Zobaczyłam jego sylwetkę podwójnie. Rzucił mi dwa kaski, trafił nimi w brzuch. Jeden kask. 

* * *

Jechaliśmy bardzo, bardzo szybko. Wychyliłam się przez jego ramię. Licznik pokazywał dwieście czterdzieści kilometrów na godzinę. Poczułam zawroty głowy. Znowu obraz się dwoił i troił. Gdy za nami w oddali pojawił się samochód wszystko wróciło do normy. Nie widziałam go normalnie, tak jak się widzi doganiający Cię biały samochód. Były to raczej klatki, jak te z filmu. Dzieliło nas kilka kilometrów potem kilkaset metrów. Krzyknęłam na chłopaka, żeby coś zrobił. Samochód nie uderzył w nasz tył. Kierowca wyprzedził nas po czym zablokował drogę.

  * * *

Leciałam, bezwładna, patrzyłam z góry na mężczyznę w samochodzie. Asfalt przemykał się pode mną. Uderzyłam w drzewo. Zsunęłam się z niego. Chłopak leżał obok mnie, a może trzech chłopaków?  Kręciło mi się w głowie, bałam się, że zwymiotuję.

-Rayan!

Urywany szloch wyrwał się  mojego gardła gdy zobaczyłam poturbowanego chłopaka.

-Uciekaj, nie widzieli Cię!

Krzyknął i popchnął mnie w stronę lasu. Miał złamanie otwarte nogi, nie mógł biec. Nie potrafiłam go zostawić. Mężczyźni wychodzili z samochodu oddalonego od nas o kilkadziesią metrów. 

-Uciekaj!

* * *

Biegłam przez las, boso. Co chwila wpadałam na drzewa. Biegłam, nie mogłam przestać, Rayan mi zabronił się zatrzymywać. Zostawiałam za zobą ślady krwi lecącej mi z nóg, rąk, głowy, tłowia, a przede wszystkim barku, z którego coś wystawało. Poszarpane ubrania ledwie się na mnie utrzymywały a ja tylko biegłam niewiele widząc przez łzy. Usyszałam krzyk mojego towarzysza i strzał, były to głuche dźwięki, słyszane z bardzo daleka. Upadłam na kolana i zwymiotowałam. Tyle mu zawdzięczałam a on teraz zginął. Za mnie. Nie byłam w stanie poruszać się dalej. Zawroty głowy spowodowały, że po przejściu trzech kroków straciłam przytomność. Po polance rozniósł się okropny dźwięk, trochę jak gdybym złamała gałąź moim ciałem zderzającym się ze ściółką.

* * *

-Hej, co się dzieje? Wszystko w porządku?

Ktoś trząsł moim ramieniem. Otworzyłam oczy. Klęczałam na parkingu, obok mnie kucnął Scott, gdy się przytomność wróciła przytulił mnie.

-Wracają prawda?

Kiwnęłam głową. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Łzy ciekły mi po twarzy i wsiąkały w czerwoną bluzę chłopaka. Cichy szept liści był niepokojący. Spojrzałam na swój obojczyk i zobaczyłam bliznę o nieregularnym krztałcie tuż pod nim. Delikatnie jaśniejsza skóra była prawie identyczna jak ta dookoła. Dotknęłam tego miejsca. Miałam czucie, naciskanie w tym miejscu nawet trochę bolało jakby była to jeszcze nie całkiem zagojona rana. Spojrzałam Scottowi w oczy, znowu były czerwone. Jego twarz była lekko rozmazane przez łzy w moich oczach.

-Przebiła mnie gałąź na wylot

Pokazałam mu ślad. Dotknął go po czym spojrzał na to samo miejsce z tyłu mojego barku. Syknął. Wyglądał na zszokowanego i przerażonego. Wytarł moje łzy i wstał. Podając mi rękę patrzył na mnie z góry.

-Nie chcesz wiedzieć co widziałam? 

-Szczerze? Jak będziesz gotowa to sama mi powiesz. Nie chcę Cię do niczego zmuszać.

Opuściłam wzrok na chodnik pod nogami.

-Tu jesteś bezpieczna.

Gdy to powiedział podniosłam głowę by na niego spojrzeć. Złapałam za jego wciąż wyciągniętą dłoń. Pociągnął mnie i postawił na nogi. Gdy się zachwiałam złapał mnie tak bym nie mogła się przewrócić. Cały czas patrzył mi w oczy, czego ja nie mogłam wytrzymać.

-A jeżeli KTOKOLWIEK spróbuje Cię skrzywdzić...

Uśmiechnął się w podły sposób i wiedziałam, że naprawdę jestem bezpieczna. Nadal trzymałam go za rękę, jednocześnie onieśmielona jego słowami i nadal zdruzgotana odzyskanym wspomnieniem z przed miesięcy. Zobaczyłam też coś innego. Siebie samą z jego perspektywy. Drobną chociaż wysoką dziewczynę z ciemnymi włosami, za ciemnymi na blond i za jasnymi na brąz. Zobaczyłam swoje brązowe zaszklone oczy i zarumienione policzki. Oraz wizję jak Scott rozszarpuje każdego kto się do mnie za bardzo zbliży. Było to co najmniej dziwne. Delikatnie się cofnęłam. Gdy tylko przestałam dotykać jego skóry widziałam już normalnie swoimi oczami, wizja zniknęła. Chłopak nadal asekurował mnie swoim silnym ramienie, na wypadek gdybym miała się przewrócić.

-Okay, ale póki co nigdzie nie jeździmy motorem.

Uśmiechnęłam się z przekąsem. On odwzajemnił uśmiech. Zaprowadził mnie do pojazdu stojącego na podjeździe i otworzył mi drzwi.
Och, gdyby Scottie wiedział co ryzykuje wsiadając ze mną do samochodu.
Gdyby tylko wiedział...

New moon. New hope. New beginning.Where stories live. Discover now