Rozdział 9 Bardzo męskie przytulanie.

315 24 0
                                    

Bałam się jechać samochodem, nie bardziej niż motorem, ale jak tylko ruszyliśmy dostałam gęsiej skórki. Gdy Scott zauważył, że nie czuję się pewnie zaczął jechać wolniej. Kochany chłopak. Mijaliśmy las za lasem. Domy, im bliżej było do centrum miasta, stały gęściej, zastępując puszczę. Po kilku minutach jazdy strach przeszedł. Samochód McCallów, granatowa toyota, był wygodny, ciepły i przyjemnie pachniał. W środku dominował kolor szary, pojawiały się też akcenty jaśniejszego niebieskiego. Słuchaliśmy jakiejś tutejszej stacji radiowej. Przed chwilą audycja z nowościami się skończyła, teraz leciała muzyka klasyczna. Polubiłam ją. Zamknęłam oczy i skupiłam się tylko na melodii granej na pianinie.

Ta nagle przestała grać. Silnik zgasł. Usłyszałam Scotta nucącego jakiś kawałek. Rozbawiło mnie to i otworzyłam oczy.

-Już jesteśmy?

Chłopak kiwnął głową nadal nucąc swoją piosenkę. Zaczęłam się śmiać, był uroczy. Pokazał mi język po czym zaczął śpiewać. Teraz nie mogłam przestać się śmiać. Przeciągnęłam się i wyszłam z samochodu. Powoli szłam w stronę szpitala. Scott mnie dogonił. Śpiewać przestał dopiero gdy podeszliśmy do recepcji. Siedziała tam młoda kobieta i rozmawiała przez telefon.

-Jeszcze dwa tygodnie temu moja mama była pielęgniarką, wtedy też pracowała na recepcji, więc zawsze wiedzieliśmy gdy, któryś z naszych znajomych trafił do szpitala. Teraz skupia się na innych rzeczach.

Mrugnął do mnie. Kiedy pielęgniarka przestała rozmawiać przez telefon, uśmiechnął się do niej zalotnie. Parsknęłam śmiechem i przewróciłam oczami.

-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?

-Cześć, chciałbym odwiedzić mojego kolegę. Ma na nazwisko Lahey.

-Mmm sala 214, powinien być w środku. Zaprowadzić Cię?

-Dzięki znamy drogę.

Powiedziałam popychjąc Scotta w stronę windy. Dziewczyna się zarumieniła i pomachała Chłopakowi na pożegnanie. Wcisnęłam guzik i czekałam.

Jak tylko drzwi windy się za nami zamknęły brunet zaczął się śmiać. Spojrzałam na niego spode łba.

-O co Ci chodzi?!

Fuknęłam na niego. To tylko spowodowało, że zaczął się bardziej śmiać. Po chwili nie wydawał już żadnego dźwięku. Próbował panicznie nabrać oddechu, jednocześnie po policzkach zaczęły płynąć mu łzy.

-Scott?!

Dupek. Myślałam, że ma jakiś atak, a o po prostu się ze mnie nabijał. Cholerny dupek. trzepnęłam go w ramię.

-Mm Miałaś taką śmieszną minę. Mała zazdrośnica.

Powiedział kiedy się uspokoił. Ja nie byłam spokojna. Zła też nie. Hhmmm ździebko wkurwiona chyba najlepiej oddaje sytuację.

-Scott nie bawi mnie to że wyrywasz starszą od Ciebie o jakieś dziesięć lat kobietę, tym bardziej, że masz dziewczynę! Przykro mi brdzo

Tym razem całe rozbawienie zniknęło z jego twarzy. 

-Skąd wiesz?

-Mówiłeś mi.

-Nie prawda. Moja mama raczej też Ci nie powiedziała.

Wybił mnie z równowagi i to bardzo skutecznie. Przecież musiał mi powiedzieć, chociaż znamy się zaledwie od trzech godzin. Skąd bym to wiedziała?

-Nieważne.

Powiedziałam zdekoncentrowana. Nie chciałam o tym mówić. Tak po prostu. Bez powodu. Gdy przestaliśmy rozmawiać momentalnie poczułam niepokój. Winda byłą taka mała. Źle się czułam. Straciłam równowagę i oparłam się o ścianę.

-Hej, hej, hej, Wszystko w porządku?

Powiedział Scott łapiąc mnie żebym nie upadła. Widziałam potrójnie. Bałam się.

-Co się dzieje?

Kręciłąm tylko głową. Bolała mnie klatka piersiowa. Zaczęłam cała drżeć. Nabierałam gwałtownie powietrza. Wszystko pociemniało. Chłopak wziął mnie na ręce i wyniósł z windy, po czym posadził na jednym z krzeseł. Głaskał mnie po włosach już po chwili mi przeszło, byłam tylko zmęczona. Podniosłam głowę.

-Co...  Co się stało?

-Miałaś delikatny atak paniki. Chyba masz klaustrofobię.

Zdezorientowana spojrzałam mu w oczy. Znowu czerwone. Uśmiechał się do mnie, tak jakby chciał mnie pocieszyć. Wstał i podał mi rękę. Gdy tylko ją ujęłam pociągnął mnie.

-Gotowa?

Spytał, kiwnęłam głową i poszliśmy w kierunku pokoju, w którym jeszcze dzisiaj spałam. Mineliśmy tylko jedną kobietę. Ściany były całe białe, w okół drzwi na korytarzu były jasne framugi, dotarliśmy do tych właściwych, z numerkiem 214.  Zapukał. Nikt nie odpowiedzał. Poczekaliśmy chwilę, zapukał ponownie. Nic. Cofnęłam się i na kogoś wpadłam. Potknęłam się i przewróciłabym się gdyby ta osoba mnie nie złapała. Spojrzałam w oczy tego chłopaka, postawił mnie i trzymał tak blisko, że tykocentymetry dzieliły nasze klatki piersiowe. Odruchowo się uśmiechnęłam gdy poznałam jaskrawo żółte tęczówki, te które świeciły w nocy. Trzymał mnie Lahey. Przez ułamek sekundy jego dłoń dotknęła mojego nagiego kawałka skóry. Poczułam dziwne mrowieniew skroniach i zobaczyłam tłuczące się naczynie tuż obok mojej głowy. Wzdrygnęłam się. Po upewnieniu się, że nic mi nie jest chłopak zsunął swoją rękę z moich pleców. Obraz zniknął. Blondyn patrzył mi w oczy. Zarumieniłam się i spóściłąm wzrok. Utrzymywanie takiego kontaktu nie przychodziło mi łatwo. To co zobaczyłam chwilę wcześniej musiało być jakimś przewidzeniem.

-Stary... gdzie ty do cholery byłeś?

-Poszedłem się odlać, wyluzuj stary.

Odparł Lahey uśmiechając się, w uroczy sposób podnosił lewą brew. Chłopcy wpadli w swoje ramiona. Wiedziałam, że to muszą być najlepsi przyjacile. Albo geje, chociaż Scott mał dziewczynę i byłam pewna, że blondyn też był z kilkoma, raczej bardzo bliscy przyjaciele. Czułam, że razem przeszli więcej niż tylko zwykli licealiści. Trzymali się mocno, a ja miałam wrażenie, że o mnie zapomnieli. Gdy tylko się puścili, widziałam łzy w oczach obydwu. Blondyn chrząknął i znowu spojrzał na mnie, tymi żółtymi ślepiami. 

-Już raz Ci się przedstawiłem ale nie możesz tego pamiętać. Pomogłem Ci uciec z tamtego niefajnego miejsca, więc myślę, że możesz mi ufać. Nie martw się umyłem ją

Ostatnie zdanie było odnośnie dłoni, kórą mi podał. Gdy mrugnęłam jego oczy zmieniły kolora na  szarawo niebieski. Wydaje mi się, że nie znam słowa, którym możnaby je trafnie opisać. Boskie? Nieziemskie? Nogi mi zmiękły. Przygryzłam dolą wargę. Ta wersja tęczówek była miliard razy lepsza od niesamowitych żółtych. Uśmiechał się do mnie w zaraźliwy sposób. Musiałam wyglądać jak psychofanka, której serce właśnie stanęło. Przynajmniej tak się czułam, jak gdyby nic innego nie miało już znaczenia. Jego niski zachrypnięty głos też odwracał moją uwagę od wszystkiego co było w okolicy.

-Jestem Isaac...

New moon. New hope. New beginning.Where stories live. Discover now