W nocy, zaraz po wyjściu mojego szefa z mieszkania (nadal byłam w szoku), jak najszybciej zabrałam się do mojej papierowej roboty. Dobrnęłam prawie do połowy przez co spałam zaledwie kilka godzin, jednak moje samopoczucie nie było złe.

Dopali ci po południu.

Zajęłam miejsce przy biurku i wyciągnęłam jabłko i jogurt z torby. Moja lodówka świeciła pustkami, więc śniadanie zakupiłam przed pracą.

- Adeline! Żałuj, że cię z nami w piątek nie było. Do tej pory mam kaca – Olaf wparował do biura i już od progu zaczął się drzeć. Nie krępowało mnie to bo pomieszczenie było puste. – Scarlett tak się opiła, że wylądowała z jakimś facetem w łazience, a Georgia po północy zaliczyła zgon i zarzygała całą taksówkę – zaśmiałam się na przejęcie blondyna.

- A ty?

- Co ja?

- Poderwałeś kogoś? – poruszałam zabawnie brwiami, na co on przewrócił oczami.

- To nie był gejowski klub – powiedział to tak, jakbym urwała się co najmniej z Księżyca i była jakimś przygłupim bachorem.

- Tylko tam chodzisz na podryw?

- Tylko tam mam pewność, że nie dostanę, kiedy zacznę podrywać jakieś ciacho – na tym zakończyliśmy rozmowę bo do biura weszła Ana. Każdy zajął się swoją pracą. Zdążyłam zrobić jeszcze kilka notatek i uzupełnić trochę papierów, zanim weszła moja szefowa. Od razu przydzieliła nam zadania i gdzieś wyszła. Nikt się do siebie nie odzywał, wszyscy pracowali w ciszy i skupieniu co było dowodem na to, że każdemu bardzo zależy na tej posadzie i nikt nie ustąpi dobrowolnie.

To ty jesteś najsłabszym ogniwem.

Głos w mojej przypomniał o sobie. Zagryzłam wargi. Nie byłam najsłabszym ogniwem, to ja rozwiązałam problem firmy, a nie Ana, Ben czy nawet Olaf (czego jemu jedynemu szczerze życzyłam).

Kilka minut przed dwunastą, kiedy już całe biuro prawie opustoszało, podeszła do mnie szefowa i uśmiechnęła się delikatnie.

- Słyszałam, że dostałaś od pana Biebera kilka spraw – spojrzałam się nerwowo w kierunku Any, która w ciągu sekundy znalazła się jakby kilka metrów bliżej.

- Tak – powiedziałam jak najciszej mogłam i nerwowo spojrzałam w kierunku dziewczyny, która tak wytężała słuch, że chyba ją to bolało. – Mam je przygotować na piątek.

- Masz jakieś problemy? – kobieta spojrzała na mnie spod okularów. Cholera, kiedy tak robiła wyglądała jak Cruella de Mon.

- Jak na razie nie, miałam kilka problemów co do prawa podatkowego, ale już z tym się uporałam – starałam nie pokazać po sobie zdenerwowania, ale ciągłe odchrząkiwanie dawało zupełny inny efekt.

- W takim razie powodzenia. Służę pomocą – powiedziała i po chwili znikła za drzwiami swojego gabinetu. Spojrzałam się w stronę Any, na której twarzy wykwitły różowe wypieki.

- Jakie sprawy? – usiadła przy biurku Olafa i pochyliła się w moją stronę. Widziałam, że stara się grać miłą, ale średnio jej to wychodziło.

- Nic takiego – wzruszyłam ramionami. Jak najszybciej schowałam dokumenty do torby i wstałam od biurka, ale po chwili poczułam silny uścisk na przedramieniu. Syknęłam z bólu i odwróciłam się napotykając Anę z której oczu biła wściekłość.

- Komu wskoczyłaś do łóżka, hm? – powiedziała przez zaciśnięte zęby. Wzdrygnęłam się na jej ton głosu. Znowu stawałam się malutka, a ona nade mną górowała.

Independent girlWhere stories live. Discover now