04. Rezygnacja.

Zacznij od początku
                                    

- Dziękuję i radzę szybko wracać do swojego auta, bo długo tutaj nie postoi. Przecież to dzielnica kryminalistów – powiedziała, przed zamknięciem drzwi swojego mieszkania. Zagrodziłem je ręką, a ona ponownie spojrzała na mnie zdezorientowana.

Cholera, była tak kurewsko seksowna.

- Proszę się nie martwić o moje auto, tylko o siebie – ściągnąłem brwi i uważnie przyglądałem się jej reakcji. Chciałem zobaczyć jak mieszka, więc nie czekając na pozwolenie, po prostu wszedłem do środka. – Przyjemnie tu – skłamałem. W życiu nie widziałem takiej nory. Było tu zimno i śmierdziało wilgocią, jednak blondyna dbała o czystość i starała się wprowadzić trochę ciepła, ale z pustego nawet kurwa Salomon nie naleje.

Podeszła do mnie i nawiązała kontakt wzrokowy. Była przestraszona i zawstydzona. Przez chwilę poczułem się głupio, że tak po prostu wszedłem do jej mieszkania. Też bym się kurwa wstydził, gdyby miliarder wszedł do mojego zatęchłego mieszkania.

Co ty sobie Bieber myślałeś?

- Chyba już na pana pora – wyszeptała. Przyglądałem się jej przez dłuższą chwilę i dopiero teraz zauważyłem jaka była wychudzona. Kurwa, przecież ona się zaharuje na śmierć.

Nic nie powiedziałem tylko wyszedłem. Chciałem wymazać z pamięci obraz i zapach jej mieszkania, ale odtwarzał się w mojej głowie jak zacięty film. Ta dziewczyna mogła osiągnąć wiele. Była mądra, inteligentna i błyskotliwa.

Poczułem coś na rodzaj współczucia? Litości? Sam nie wiedziałem co to było. Chciałem jak najszybciej wymazać z siebie to uczucie. Wyciągnąłem telefon komórkowy i odnalazłem kontakt Melisa. Mogłem ją nazwać jedną z moich prywatnych dziwek. Znała zasady i na nic oprócz pieniędzy nie liczyła.

- Jesteś w mieszkaniu? – nie dałem jej czasu nawet na przywitanie.

- Tak. Przyjedziesz? – usłyszałem w słuchawce jakieś szuranie.

- Za dwadzieścia minut – zakończyłem połączenie i ruszyłem w stronę Manhattanu.

Co ja sobie kurwa wyobrażałem? Przecież ta mała nawet wygląda na cnotkę. To nie Melisa, czy Tamara. Chciałem, żeby od razu wskoczyła mi do łóżka, kiedy podwiozłem ją do mieszkania, a potem grzecznie podziękowała i wyszła? Jestem naiwny.

Potarłem moje czoło bo szczerze nie wiedziałem co robić. Brnąć w to wszystko i tracić na nią swój czas, czy po prostu sobie odpuścić. Mój mętlik w głowie działał mi na nerwy, chciałem ją mieć, ale z drugiej strony zdawałem sobie sprawę z tego, że Adeline nie pójdzie na układ jedna noc i do widzenia.

Zaparkowałem przecznicę od mieszkania Melisy i szybkim krokiem pokonywałem dzielącą mnie od niego drogę. Zapukałem w drzwi, które otworzyła rudowłosa kobieta.

- Cześć kocie – uśmiechnęła się uwodzicielsko, opierając o framugę drzwi. – Co cię dzisiaj do mnie sprowadza?

Ile ja bym kurwa dał, żeby to była Adeline.

- Muszę zapomnieć – dałem krok do przodu, wpychając ją jednocześnie do środka i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Chwyciłem jej twarz w obie dłonie i zachłannie zacząłem ją całować.

- Jesteś napalony – wyjęczała, kiedy popchnąłem ją na łózko. Zaśmiałem się ironicznie.

- Nie, wkurwiony – warknąłem, rzucając na podłogę marynarkę. Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć bo ponownie zaatakowałem jej usta, a z jej gardła wydobył się długi jęk.

Adeline.

Adeline's POV

Wchodząc do wieżowca, jak najszybciej ominęłam recepcjonistkę w holu. Chyba się nie polubiłyśmy. Byłam dwadzieścia minut przed ósmą, więc nie musiałam się śpieszyć, a ciężka torba i dwie książki o prawie handlowym w dłoni, na pewno by mi nie pomogły.

Independent girlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz