Widać już pioruny

20 5 11
                                    

W ciszy przysłuchiwała się tykaniu jego rdzenia. Miarowy, mechaniczny dźwięk, którego hipnotyczna powtarzalność wprowadzała w spokój. Był ciepły, i dość łatwo mogłaby zapomnieć, że nie jest zwykłym człowiekiem.

- Kurde, wypierz se płaszcz. - kaszlnęła - Capi popiołem... i nie wiem skąd ci się na nim siarka wzięła.

Poczuła, że na wzmiankę o siarce zesztywniał.

- Jesteś pewna, że to siarka? - spytał szeptem.

- Tak, raczej tak.

Tylko przytulił ją mocniej.

- Słuchaj... bo... bo w tym wszystkim jest jeszcze drugie dno.

- Nie zaprosiłeś mnie tu z dobrego serca, co? Chcesz mnie wykorzystać do dokopania Ósemce i tyle.

- No... no tak- znaczy nie- już nie. I... skoro o tym wiesz to... nie jesteś na mnie zła?

- To było oczywiste od początku, proszę cię. Nie przyszłam do ciebie oczekując czegoś innego niż partnerstwo w zbrodni. Teraz przynajmniej widzę, że nie muszę się martwić o życie pod koniec tego planu. - uśmiechnęła się.

- Ja... Marija, w tym jest jeszcze trzecie dno. - wykrztusił, odsuwając ją od siebie i patrząc jej w oczy. Zrobiło jej się dziwnie zimno, kiedy już się o niego nie opierała, ale również kiedy patrzyła w zimne, swego rodzaju obolałe oczy.

- Jeszcze głębsze?

- Tak. Dotyczące właśnie... właśnie tego. Że cię nie zabiję, bo się przywiązałem.

- Nie to chcesz mi powiedzieć.

- Nie. Nie to. Nie to... Kiedy... powiedziałaś, że nie muszę być wredny i opryskliwy dla wszystkich bo nie chcę się znowu przywiązać... problem jest taki, że muszę.

- Bardziej wprost proszę?

- To jest klątwa! - wyrzucił z siebie, momentalnie spuszczając głowę. Powoli odsunął od niej ręce, chwytając się za ramiona - To jest klątwa.

- W jakim sensie?

- Kiedyś... kiedyś wkurzyłem jedną starą wariatkę. Kłóciliśmy się, że nie potrzebuję przyjaciół i do wszystkiego dojdę sam. Zanim ją zabiłem, bo zrobiło się nudno, powiedziała mi po prostu...

- ?

- "Skoro tak uważasz."

- Skąd wiesz, że to klątwa? - przewróciła oczami - Klątwy, zwłaszcza na czas taki jak 200 lat to potężne zaklęcie. Żeby rzucić klątwę trzema słowami musiałaby należeć do cholernego Hexenzirkel! A wtedy zaręczam, nie dałbyś rady jej zabić.

- Wiem, wiem że to wygląda jakbym dramatyzował, ale nie widziałaś tego. Nie byłaś tam, nie w mojej skórze. Ja... no tego się nie opisze. To stało się, kiedy posłałem ją na ścianę w kawałkach. Ten... czarny dym i cała ta reszta... coś... coś się zmieniło. Ty no... nie zrozumiesz. Tam trzeba było być. Potem zebrałem info od okolicznych. Mówili że jej nie lubili bo to wiedźma była.

- Nadal, efekt potwierdzenia albo placebo.

- Nie, zrozum, zarwałem dziesiątki nocy i nie jadłem dni, żeby tylko dowiedzieć się czegokolwiek. To specyficzny rodzaj klątw. Przechodzą z ofiary na mordercę. Cykl kończy się tylko, jeśli morderca umrze naturalnie. Miejscowi powiedzieli, że wszyscy, którzy się z tamtą wiedźmą spoufalili, ginęli w tragiczny sposób. Tak jak potem u mnie. Każdy, kogo mogłem nazwać przyjacielem umierał. Nikt ze starości. Każdy w sposób, który tak czy inaczej łamał mi serce. Każdy przed końcem... czuł ode mnie siarkę.

Ewangeliści na usługach mroku - Genshin Impact AU? [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now