Bad ideas make the best memories... or do they?

12 5 4
                                    

Ósemka ni cholery nie umiał się skupić. Z kilku powodów.

Powód 1: Marija. Znał ten typ energii. Wiedział, kogo miał przed sobą i co się w niej działo. Ale nie mógł jej powiedzieć. Gdyby wiedziała, pożałowałaby że go dotknęła. Pożałowałaby, że kiedykolwiek skrytykowała inne Segmenty. Zniszczyłby życie i jej i sobie.

Powód 2: powód 1 go przytulił.

Siedział w biurze, przeczesując włosy palcami. Powinien pójść i zbierać notatki, ale nie miał siły. Zrzucenie całej niechęci do własnego życia na bogu ducha winną Mariję nie zdziałało cudów, aczkolwiek... może miała rację? Może nie powinien wiecznie pokazywać się jako ten lekko zmęczony ale zmotywowany szef, a pozwolić wypłynąć swojej stronie zmuszonego wewnętrznie, zbitego zwierzątka, które non stop szturchają patykiem żeby biegło, nawet jeśli musi biec przez ogień i kolce. Kito by zrozumiała, Juan zrozumie jak Kito zrozumie, Osuri nie żyje a Żarjew... no właśnie, Żarjew. Nienawidzi użalania się nad sobą i chociażby najmniejszego obsuwu od planu, jeśli tylko ktoś próbuje, nadziewa się na kompletną, twardą jak granit nieufność. Akcja Lisewicza, w której stracił przyjaciela i wspólnika odbiła się na nim jeszcze mocniej, niż sprawa Harana.

Wspominając imię Haran, Ósemka wzdrygnął się mimowolnie i sięgnął do swojego karku, przesuwając palcami po klapce osłaniającej wejście na kabel Sieci. Było puste. A Haran i tak nie zapłacił całej ceny za to, co mu zrobił. "Co zrobił Ewangelistom". Ha! Ósemka chciałby móc tak myśleć. Że to jakaś wyższa zbrodnia przeciw ich misji... bo była. Ale tak naprawdę poszedł do jego domu z własnej zemsty. Nie wyrównania rachunku ze zdrajcą, z zemsty. Jadowitej, zimnej i okrutnej. Skoro takie było jego serce, taka była też jego zemsta. Taka była operacja Geniusz.

Dość.

Sięgnął do biurka po butelkę, upił spory łyk, odłożył butelkę do szafki i włączył Sieć, żeby zweryfikować to, co znalazł jakiś czas temu. I alleluja, bo chwilę potem przyszedł Żarjew.

On nie mógł zobaczyć go w takim stanie.

***

Marija z westchnieniem oparła głowę o ścianę metalowej wanny. Pomachała stopami, nadal ciesząc się z dostępu do ciepłej wody, który dopiero stosunkowo niedawno udało się osiągnąć tacie i i jej, ciężką pracą i odkładaniem pieniędzy. Jedyną osobą która mogła a nie przyłożyła się do oszczędzania, była mama, ale cóż, ciężko jej się dziwić. Jako krawcowa nie zarabiała krocia.

Przesunęła ręką po podłużnej bliźnie na swoim przedramieniu. Kiedy miała jedenaście lat, za każdą cenę chciała pokazać, że nie jest tylko kujonem, i rywalizowała, głównie z chłopcami. Wtedy trwała konkurencja "kto najwyżej wlezie na sosnę". Upatrzyli "dogodne" drzewo i wspinali się jak małpy jedno po drugim, aż pod Mariją złamała się jedna z tak zwanych ości, na którą zaraz potem nadziała się ręką. Potem... cóż, krew, płacz, szpital, szycie, opieprz od rodziców i szlaban na spotkania z przyjaciółmi. O ile mogła powiedzieć, że jakichś miała...

Kolejne znamię na które padł jej wzrok to ślad na udzie po innej konkurencji, czyli "kto najdłużej będzie trzymał zapaloną zapałkę". Szkoda, że w zawody nie wliczała się sama umiejętność zapalenia zapałki, bo wtedy Marija pojedynkowałaby się tylko z dwoma innymi chłopcami. A dlaczego ślad był na udzie a nie na palcach? Bo Marija geniusz, kiedy palce zaczęły ją palić, upuściła zapałkę zamiast na śnieg na ziemi, to na swoją nogę. Potem... płacz, przykładanie śniegu, opatrunek z mokrego rękawa bluzki jednego z chłopców który odpadł pierwszy i obietnica, że nie powiedzą niczego rodzicom. No i nie powiedzieli...

Kolejny ślad: na drugim przedramieniu. Trzy równoległe rysy, atak kota. Też kiedy miała jedenaście czy tam dwanaście lat.

To był bardzo żywy czas w jej życiu, trzeba przyznać. Cóż, potem zaczęto nie doceniać wkładu. Kiedy byli mali, jeśli ktoś się postarał a nie wyszło, to nadal mógł należeć do paczki, bo spróbował i dał z siebie wszystko. Tego uczyła ich wychowawczyni w podstawówce i... no cóż, miała posłuch i poważanie, więc kiedy nawet Marija nie wygrała żadnej z konkurencji, dalej mogła się bawić z tamtą bandą, powołując się na nauki wychowawczyni.

A potem w siódmej i ósmej klasie, wychowawczyni była traktowana mniej poważnie, aż w końcu przyszło liceum... a tam musiała nauczyć się ignorować synonimy słowa "kujon" rzucane na każdym kroku. Po pierwszym roku porzuciła nawet próby wytłumaczenia się, że w ogóle nie uczy się w domu i po prostu słucha na lekcjach, ale... nic to nie dało.

Żeby wkupić się w łaski tej najważniejszej grupy, zmuszała się przyjmować papierosy i podawaną z rąk do rąk butelkę wódki, aż w końcu uznali ją za "w porządku laskę". Ona sama czuła, że się stacza. Miarka się przebrała, kiedy kazali jej wypić drinka z sokiem zaprawianego amfetaminą, i wtedy ostatecznie wyszła. Żal jej było tylko, że nie nakablowała na nich za posiadanie dragów.

Wtedy zrozumiała, że powinna jednak zostać z boku sceny. I tak nie miała życia, chciała tylko przetrwać liceum. Nie chciała zostawiać rodziny, ale ojciec nalegał, żeby z jej zamiłowaniem i geniuszem do uczenia się nowych rzeczy wyjechała do Sumeru. Wtedy jak z nieba spadł jej lord Kogut, który prowadził rekrutację młodzieży po liceum. Widząc jej wyniki i sprawdziwszy gotowość do podjęcia pracy, od razu podsunął jej umowę, a potem nie wysyłał na żadne zagraniczne misje, była potrzebna jako łącznik.

- Mari, utopiłaś się w tej wannie?!

Aż podskoczyła, wieszając się na ścianie wanny, a powietrze łazienki - choć i tak ciepłe - uderzyło w jej skórę zimnym podmuchem.

- Żyję, żyję! - odparła. Wychyliła się, rozlewając trochę wody na kafelki i przyciągnęła do siebie ręcznik. Rzuciła okiem na ślad na kostce, który był pozostałością po tym, jak biegnąc z grupką dzieciaków - mając jedenaście lat oczywiście - wpadła we wnyki na lisy i było ryzyko, że mogła stracić stopę. Jednak odratowano ją i szybko wróciła do biegania.

Jej rodzice to mieli anielską cierpliwość. Uświadomiwszy to sobie, zmusiła się do wyjścia z wody.

Ewangeliści na usługach mroku - Genshin Impact AU? [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now