Gentelman jak się patrzy...

18 4 12
                                    

Powracam i przepraszam za przerwę, wypalenie zawodowe. Ale nie wrócę jeszcze do tak częstych publikacji, mam za mało materiału.

Marija obudziła się, jednak dopiero kiedy spróbowała ziewnąć uświadomiła sobie, że siedzi na krześle, i nie może podnieść ręki, żeby zasłonić usta.

Momentalnie otworzyła szeroko oczy i rozejrzała się, próbując przywołać cokolwiek ze swojej dziury w pamięci, którą miała po pożarze... nie, dziura była znacznie większa. Wiedziała, kim jest. Wiedziała, na czym polegała jej praca i dlaczego mogła znaleźć się teraz tutaj, przypięta do krzesła. Ale... ale szczegóły...

Jak jakiś nudny dzień nauczyciela dawno temu w podstawówce.

Do pomieszczenia wszedł wtedy mężczyzna z niebieskimi włosami i jak na początku uznała go za swojego, tak zaraz wstrzymała oddech, w ciszy podążając za nim wzrokiem. Rozluźniła się minimalnie, kiedy okazał się nie być Piromanem. Dlaczego było to lepsze i dlaczego miałaby się jednego z nich nie bać? Nie wiedziała.

Ziewnął, pociągnął łyk z kubka, odstawił go na blat pod ścianą i przeciągnął się, dopiero wtedy zamierając, kiedy zorientował się, że jego "ofiara" już nie śpi. Odchrząknął niemrawo.

- Ile tak na mnie czekasz? - spytał. Zza czarnego szkła jego maski czuć było zmieszanie.

- Z minutę, naprawdę... - szepnęła, nie będąc w stanie wyartykułować nic głośniejszego. Szybko zamknęła usta, marszcząc brwi.

- O, jest dialog! - uśmiechnął się, podsuwając sobie krzesło i siadając naprzeciw niej. Zdjął maskę i zaczepił ją sobie na specjalnym sznureczku przy pasku - Miło. Eee pewnie masz wątpliwości co się odwaliło, nie? Cóż, był pożar, a czemu i jaka za tym historia to już ty mi powiesz. - wzruszył bezradnie ramionami, po czym odchylił kołnierzyk z boku szyi - Patrzaj tu. Segment numer 5, Epsilon. Może ci to sporo powiedzieć, z tego co wiem.

Piątka. Opanowany pragmatyk, nieprzejawiający bezpodstawnych skłonności sadystycznych. Coś jeszcze? Musi pamiętać albo wiedzieć coś jeszcze!

- I co, małe ćwiczenie pamięci trochę rozruszało mózg? - spytał prawie przyjaznym tonem - Wybacz za nieprzyjemności, ale to już był mus, żeby dorwać kogoś z Ewangelistów i padło na ciebie. A, na marginesie, oparzenie boli?

Zmarszczyła brwi w zdziwieniu. Skinął głową w dół, a kiedy się jako-tako wychyliła, zobaczyła szeroką warstwę bandaży na lewej łydce.

- Po tej minie wnioskuję że nawet go nie zauważyłaś. - uśmiechnął się - Nie masz czym się martwić, ledwo muśnięcie drugiego stopnia. Czyli nic ci nie jest, świetnie. Mogę odpytywać.

- Chcesz informacji... - wykrztusiła w końcu, zmuszając język do działania.

- Szybciej niż ja przechodzisz do rzeczy, podoba mi się to. - skinął głową z uznaniem - Tak, chodzi mi o wszystko, co możesz potencjalnie wiedzieć o Ewangelistach i Piromanie. Mogę liczyć na współpracę?

- Wal się. - odparła, wyłuskując z głębi siebie jakąkolwiek umiejętność walki. Nawet, jeśli nie pamiętała prawie nic, to pamiętała jedno: nikt nie powinien o tym wiedzieć.

- Czyli w ten sposób... - przetarł czoło kciukiem - proszę, nie chcę być zmuszony zrobić ci krzywdy.

- Jeszcze powiedz, że nie bijesz kobiet. - syknęła.

- Cóż, zazwyczaj nie. Ogółem staram się nie bić ludzi, to rola Szóstki. - wzruszył ramionami - Wygodnie ci w ogóle? - machnął ręką w jej stronę.

Nie mając pojęcia, czy był to wyrachowany sarkazm czy autentyczne pytanie, tylko spojrzała na pasy trzymające ją na krześle. Cóż, jeśli to jednak pytanie, to musiałaby przyznać, nie było najgorzej. Krzesło było zdecydowanie wygodniejsze od takiego szkolnego, nawet jeśli paski trochę mocno uciskały jej nadgarstki. Tego zapiętego na brzuchu nawet nie poczuła, dopóki nie wzięła większego wdechu.

- No dobra, wiem, że to nie najciekawsza sytuacja. - westchnął - Tym bardziej chcemy oboje się rozejść, nie? Odpowiedz na pytania i puszczam cię wolno.

- Nic. Ci. Nie. Powiem. - syknęła przez zęby. Nie mogła mu ufać. To wiedziała.

- Nie, żebym używał argumentu emocjonalnego czy coś, ale gdyby to którykolwiek z moich braci cię dorwał, to zapewne śpiewałabyś wszystko przez własne wnętrzności, które próbowaliby ci wyrwać gardłem, wiesz o tym?

Wzdrygnęła się, a zjedzony kiedyś obiad podszedł jej do gardła... przez to, co powiedział miała jednak wrażenie że to cały żołądek.

- Więc no. Masz szczęście, że jesteś raczej pasywną osobą w Ewangelistach. - obrzucił ją wzrokiem - Bo nie wierzę, że byłaś na froncie choć raz.

"Ewangelistach"... pamiętała tą nazwę. Chyba. Skuliła się, próbując zmusić się do patrzenia mu w twarz;

- No dalej, na co czekasz? - prychnęła, próbując zabrzmieć pewnie - Długo ci schodzi zabranie się za przesłuchanie.

- Hm? Oj weź, nie mam zamiaru cię bić ani nic. - dobrodusznie poklepał ją po ramieniu - Nie mam ani czasu, ani ochoty weryfikować tego co powiesz pod wpływem ekstremalnego stresu. Wierz mi, przyznałabyś się do wszystkiego po kilku minutach nawet, jeśli byłyby to moje wymysły. Dlatego pytam ostatni raz: masz zamiar poprowadzić ze mną dialog na spokojnie, czy mam sobie te informacje sam znaleźć?

- Niczego się ode mnie nie dowiesz. - (DOSŁOWNIE, ja nic nie pamiętam!! Dlaczego nic nie pamiętam?! Przecież nie umiem kłamać, a jak powiem mu że nie mam pojęcia o co pyta, to przecież uzna to za łgarstwo!) W myślach prawie już płakała, na szczęście lata szkoły i prześladowań za dobre stopnie dały jej wprawę w małym uzewnętrznianiu emocji. Kto wie, czy nie ratuje jej to życia...

- "Nie po dobroci", chciałaś dodać. No to dobra, poszperam sam. - wstał i poszukał chwilę w jednej z szuflad, wyjmując pudełko, w którym znajdowało się kilka przedmiotów.

Kiedy obrócił się tyłem, Marija spróbowała wyjąć ręce spod pasów, bez rezultatu. Była tam zupełnie na jego łasce. Zdanie sobie z tego sprawy musiało kiedyś nadejść, ale starała się to od siebie odepchnąć. W końcu jednak doszło to do niej, kiedy zaczęło ją z jakiegoś durnego powodu swędzieć kolano, i nie mogła nic z tym zrobić. I doszło do niej też, jak beznadziejna była jej sytuacja.

Wzięła głęboki, ale dyskretny wdech, żeby się uspokoić. Na pewno było wyjście.

- To, to i to... dobra. - wrócił do niej, trzymając jakiś sznurek w ręce - Jak zmienisz zdanie to mów, chętnie zrobię z tego rozmowę. - najwyraźniej, pomimo jej starań, dostrzegł, jak bardzo jest zdenerwowana - Kusi mnie powiedzieć ci, że to będzie najgorsze, co w życiu poczujesz, ale... dobra, nie. Nie patrz się tak, wyglądasz jak sarna na środku zamarzniętego jeziora, w której stronę biegną psy myśliwskie. - (rozbudowana kurwa metafora, on tak zawsze?!) - Tak naprawdę to tego się nie czuje. Może mały dyskomfort, ale po morfinie nawet tego nie zauważysz. Morfina, właśnie... - westchnął i znów zanurkował w chłodzone szafki. Marii wzmianka o morfinie zdecydowanie się nie spodobała. Ale nie mogła nic z tym zrobić... teraz swędział ją bark.

Ewangeliści na usługach mroku - Genshin Impact AU? [ZAKOŃCZONE]Onde histórias criam vida. Descubra agora