XLVII

981 85 30
                                    

W wystawnym gabinecie dyrektora od kilku minut panowała cisza,  palące się pod antresolą świece rozpraszały powoli zapadający mrok. Severus siedział na fotelu obok biurka i nieustannie przyglądał się kobiecie, której kształtne ciało, okryte czarnym materiałem prężyło się na biurku. W końcu Havens ze wzrokiem wbitym w sufit odezwała się cicho, ale bez kropli nieśmiałości. 

 – Jaka jest szansa, że nie obudziliśmy portretów?

– My? – Mruknął kpiąco i wyjął z kieszeni paczkę papierosów. – Masz na myśli siebie i swoje szyszmorze jęki? – Spytał z uśmieszkiem, wsadzając do ust papierosa. 

– Nie prosiłam o opinię na temat moich jęków.

– Bez wątpienia portrety nasłuchały się za wszystkie czasy, ale masz szczęście Havens, że nie mają zbyt dobrego widoku na biurko. 

– No tak, antresola im zasłania... – Dodała, lekko rozbawiona całą tą sytuacją, a potem spojrzała w stronę mężczyzny otoczonego chmurą dymu. – Myślisz, że nikt przed nami tu tego nie robił? – Kontynuowała tym samym tonem, który coraz bardziej podobał się Severusowi. Było coś pociągającego w tej jej lekkości i beztrosce. Czuł, że czarnowłosa mu ufa, ale mógł się mylić. 

– Jestem tego prawie pewien.

– To brzmi bardzo nieprawdopodobnie, ten gabinet ma setki lat. 

– Długo jeszcze zamierzasz leżeć na moim biurku? – Severus uniósł brew ignorując rozmyślenia czarnowłosej, po czym ujrzał jak ta wyciąga w jego stronę dłoń, ciągle zajmując całe biurko.

– Nie poczęstujesz mnie? 

– Raczej nie. – Rzucił i ostentacyjnie zaciągnął się papierosem, a czarnowłosa wpatrywała się w niego ze spokojem, mężczyzna długo nie mógł opierać się błękitnym, błyszczącym oczom. Podniósł się z fotela i stanął nad czarownicą, nie spuszczając z niej wzroku odgarnął z jej twarzy włosy, a potem włożył do jej ust iskrzącego się papierosa. Elizabeth powoli wypuściła z ust kłąb dymu i lekko uniosła kącik ust, ciągle widząc nad sobą twarz dyrektora. – O czym myślisz? – Spytał.

– O tym, że muszę zaraz ubrać majtki i iść na kolację z Czarnym Panem. – W jej głosie była nuta znudzenia. 

– Musisz czy chcesz?

– Nic nie muszę, ale chyba lepiej mieć na sobie majtki. – Odparła, a usta Severusa zacisnęły się. – Nie możesz być o niego zazdrosny, to nasz Pan, a my jesteśmy po to, żeby mu służyć.

– Ty się słyszysz?

– Co to za ton? Czyżbyś miał inne zdanie? – Spytała zaczepnie, ale Severus nie był pewien czy jedynie chce go zdenerwować czy sama w to wierzy. 

– Gdzie jest moja różdżka? – Spytał oficjalnym tonem, zmieniając temat. 

– A szukałeś na ziemi? – Spytała z rozbawieniem, którego nie zrozumiał Snape. Dopiero gdy spojrzał na podłogę, dotarło do niego, że jego uwadze umknął ogromny bajzel wokół biurka. Na podłodze znaleźć można było wszystko od książek, pergaminów, poprzez rozlany atrament, aż po złotą szkatułkę i klepsydrę. Havens podniosła się do pozycji siedzącej i obserwowała z satysfakcją jak mina mężczyzny się zmienia. 

– Gdybyś znalazł przy okazji moje majtki...

– Milcz, Havens. – Rzucił tonem niepodlegającym dyskusji, pochylając się nad stertą rupieci. W tym czasie Elizabeth dopaliła papierosa i zgasiła go o róg blatu, strzepując odrobinę popiołu na podłogę, po czym jej stopy również spoczęły na posadzce. 

Czarne Szaty: Powrót Pana || Severus SnapeWhere stories live. Discover now