XXV

1K 86 65
                                    

Trudno był znaleźć dzień, który w ostatnim czasie był dla Severusa Snape'a przyjemny, jednak to właśnie ten konkretny dzień w roku był szczególnie znienawidzony przez mężczyznę. Co roku trzydziestego pierwszego października wspominał Lily i jej śmierć, do której dopuścił, a wraz z tym wszystkie błędne decyzje, które podjął. 

Noc Duchów, którą obchodzono w ten dzień w Hogwarcie też już nie wyglądała tam samo jak kilka lat wcześniej, bo główny powód do radości i świętowania, który nakręcał radosną atmosferę, okazał się być nieaktualny. Niemniej jednak dalej obchodzono Święto Duchów, porzucając rocznicę pokonania Czarnego Pana w niepamięć. Wszyscy wiedzieli, że w tym roku będzie jeszcze inaczej, bo przecież od śmierci Dumbledore'a nic już nie było takie samo. Mimo że, McGonagall zgodziła się na przygotowanie świętowania to nie miała na nie najmniejszej ochoty, zresztą tak jak cała kadra. 

Severus siedział w fotelu i rozmyślał, a że nie miał lekcji, ani szlabanów to miał na to dużo więcej czasu, co było przekleństwem. Co jakiś czas zerkał za okno, a smętna pogoda nieomal oddawała jego nastrój. Od kilku lat jego wspomnienia o Lily były jeszcze gorsze, niż na początku, bo teraz z każdą myślą o rudowłosej, rodziła się myśl o Havens. Nieustannie porównywał kobiety i swoje uczucie do nich. I mimo, że robiło to mimowolnie, wiele go to uświadomiło, jednak nie był z tego do końca zadowolony. Zawsze wolał trzymać się tego co znał, bezpiecznych myśli, które w trudnych momentach otulały go niczym puchowa pierzyna.
Lily zawsze była i będzie dla niego wyjątkowa. Dorósł jednak, przeżył inne uniesienia, relację i zrozumiał, że nie traktował jej nigdy jak prawdziwego człowieka z krwi i kości. Ona była dla niego po prostu ideą, którą kochał. Bóstwem bez skazy i wad. Tak właśnie ją zapamiętał i chciał, aby tak zostało, ale wiedział, że nikt nie jest doskonały, a to że on widział ją w ten sposób, świadczyło tylko o pochopności jego uczuć, ogromnym pragnieniu do odnalezienia pokrewnej duszy i tego, że jeszcze nie dojrzał wtedy, aby zrozumieć to co naprawdę do niej czuł. 
Oczywiście nigdy nie przestał darzyć Lily uczuciem, nie przestał być jej wdzięczny za wszystko co dla niego zrobiła i za czas, który mu poświęciła. Nie zapomniał o wspaniałych chwilach, które z nią spędził, o pięknie i dobrze, które wprowadziła do jego smutnego życia. Najbardziej na świecie żałował też tego, że dopuścił do jej śmierci i ciągle się o nią obwiniał. Chciał dla niej dobrze, chciał aby mogła mieć szansę do nacieszenia się życiem. Dopiero teraz zrozumiał, że po prostu chciał jej szczęścia i że powinien je zaakceptować nawet jeśli oznaczało życie z Potterem. Teraz już wierzył, że potrafiłby to zaakceptować, ale było za późno... Lily nie żyła od lat.
Natomiast Havens ciągle żyła i była człowiekiem z krwi i kości. Była pełna wad i z jakiegoś powodu to przyciągało Severusa. To, że nie była jego kolejną idealizacją. A to, że nienawiść, którą do niej czuł, była większa, niż ta którą darzył Voldemorta, czyniły Elizabeth wyjątkową. Bo przecież nie można nienawidzić kogoś aż tak bardzo, tak żywo, jeśli jest nam obojętny. Havens zdecydowanie nie była mu obojętna, a chwile, które spędził z Lily były niczym w porównaniu z tymi, które spędził z Havens. Dlaczego więc zawsze gdy była obok niego żałował, że wróciła i chciał, aby znów rozpłynęła się w powietrzu. Dlaczego nie potrafił zaakceptować jej wyborów? Nie potrafił znaleźć wyjaśnienia. Pragnął jej tak jak nigdy Lily. Nienawidziła jej tak jak nikogo na świecie. 



*

Jeszcze przed ucztą dobiegły dyrektora plotki wędrujące z portretu do portretu. Śmierciożercy podobno urządzili sobie swój własny Halloween w Hogsmade. Było to całkiem możliwe, może nawet Pan dał im na to otwarte przyzwolenie, przecież dziś bardziej niż zwykle odczuwał potrzebę manifestacji swoich sił. 
Severus postanowił sprawdzić osobiście co się dzieje i tak wszystko było lepsze, niż przebywanie sam na sam ze swoimi myślami. 

Czarne Szaty: Powrót Pana || Severus SnapeKde žijí příběhy. Začni objevovat