Elizabeth przkroczyła próg restauracji i rozejrzała się wokół, szybko dostrzegła dyskutującego z barmanem białowłosego mężczyznę w średnim wieku, wystrojonego w szarą marynarkę, zza której wystawał postawiony biały kołnierzyk dodający mu powagi. Barnabasz Cuffe odwiedzał to miejsce bardzo często, lubił się tu napić i zaczerpnąć inspiracji do tworzenia nowych artykułów lub po prostu poplotkować, bo w towarzystwie czuł się jak ryba w wodzie.
Z pogawędki z barmanem wyrwała go postać, której sylwetkę dostrzegł kątem oka. Do baru podeszła blond włosa kobieta, której kształtne ciało zdobiła ciemnozielona elegancka, ołówkowa sukienka z dużym dekoltem, na którym na moment zawiesił oko. Jej dłonie pokryte były długimi czarnymi rękawiczkami. Kobieta poprawiła krótkie blond loki, eksponując diamentowe kolczyki pasujące do naszyjnik na jej szyi, a zaraz po tym zwróciła swoje spojrzenie w stronę Cuffa, a było w nim coś tak przyciągającego, że naczelny Proroka długo nie zwlekał i od razu podszedł do blondynki, pozostawiając barmana w pół opowieści.– Czeka pani na kogoś?
– Nie dzisiaj. – Odparła krótko, a w jej aksamitnym głosie dało się dosłyszeć lekki francuski akcent.
– Barnabasz Cuffe. – Oznajmił całując dłoń kobiety. – Mogę postawić pani drinka?
– Wino. Czerwone. – Odparła unosząc kącik ust i nie czekając ruszyła do jednego ze stolików. Gdy tylko do niego dotarła wyjęła z niewielkiej torebki srebrne lusterko, a chowając je rozejrzała się po pomieszczeniu, napotykając wzrokiem przeróżne postaci. Szybko jednak przy stoliku pojawił się Cuffe, podając jej lampkę wina.
– Merci. – Mruknęła, wbijając wzrok w Cuffe'a, który mógłby przysiąc, że nawet w mrugnięciach kobiety jest więcej powabu, niż jakakolwiek Willa byłby w stanie z siebie wydobyć. Każdy ruch wykonywała z nieziemską gracją. Barnabasz nigdy nie krył się z faktem, że uwielbiał piękne kobiety, a blondynka była naprawdę wyjątkowa.
– Czy poznam pani imię?
– Louise. Panna.
– Piękne imię, tak jak jego właścicielka. – Oznajmił, nie odrywając wzroku od kobiety, która znów delikatnie się uśmiechnęła.
– Schlebia mi pan.
– Barnabasz, proszę, żaden pan.
– Czy dobrze kojarzę, to ty prowadzisz Proroka Codziennego?
– Nie powiedziałbym, że prowadzę, ale tak jestem naczelnym. – Odparł z dumą malującą się na twarzy. – Miło, że o mnie słyszałaś Louise, jeśli mogę się tak zwrócić.
– Oczywiście, tak nawet będzie lepiej . – Oznajmiła ze swoim akcentem, po czym uśmiechnęła się zalotnie. – Bardzo ci zazdroszczę i podziwiam. – Kontynuowała, a Cuffe jeszcze bardziej przybrał w piórka.
– Praca jak praca, ale bardzo ją lubię. Piszę artykuły i decyduję o tym, czy artykuły innych dziennikarzy znajdą się w Proroku.
– Widać, że lubisz to co robisz, twoje artykuły są świetne, czytałam kilka.
– Rozpieszczasz mnie.
– Mówię tylko prawdę. Ja od dziecka marzyłam o pracy w dziennikarstwie, odbyłam nawet praktyki w redakcji, ale nie wyszło. Do teraz żałuję.
– Dlaczego nie wyszło? – Spytał, wpatrując się w kobietę pocierającą opuszkami palców swój naszyjnik.
– Musiałam się przeprowadzić.
– Z Francji? – Wtrącił gorliwie.
– Oui. – Odparła z niewinnym rozbawieniem.
– Wiedziałem od początku, piękny akcent.
CZYTASZ
Czarne Szaty: Powrót Pana || Severus Snape
FanfictionSeverus i Elizabeth zostali rozdzieleni po tragedii, a w Świecie Magii zapanowały mroczne i niepewne czasy.