VI

1.7K 113 38
                                    

Elizabeth przkroczyła próg restauracji i rozejrzała się wokół, szybko dostrzegła dyskutującego z barmanem białowłosego mężczyznę w średnim wieku, wystrojonego w szarą marynarkę, zza której wystawał postawiony biały kołnierzyk dodający mu powagi. Barnabasz Cuffe odwiedzał to miejsce bardzo często, lubił się tu napić i zaczerpnąć inspiracji do tworzenia nowych artykułów lub po prostu poplotkować, bo w towarzystwie czuł się jak ryba w wodzie. 
Z pogawędki z barmanem wyrwała go postać, której sylwetkę dostrzegł kątem oka. Do baru podeszła blond włosa kobieta, której kształtne ciało zdobiła ciemnozielona elegancka, ołówkowa sukienka z dużym dekoltem, na którym na moment zawiesił oko. Jej dłonie pokryte były długimi czarnymi rękawiczkami. Kobieta poprawiła krótkie blond loki, eksponując diamentowe kolczyki pasujące do naszyjnik na jej szyi, a zaraz po tym zwróciła swoje spojrzenie w stronę Cuffa, a było w nim coś tak przyciągającego, że naczelny Proroka długo nie zwlekał i od razu podszedł do blondynki, pozostawiając barmana w pół opowieści.

– Czeka pani na kogoś? 

– Nie dzisiaj. – Odparła krótko, a w jej aksamitnym głosie dało się dosłyszeć lekki francuski akcent. 

– Barnabasz Cuffe. – Oznajmił całując dłoń kobiety. – Mogę postawić pani drinka?

– Wino. Czerwone. – Odparła unosząc kącik ust i nie czekając ruszyła do jednego ze stolików. Gdy tylko do niego dotarła wyjęła z niewielkiej torebki srebrne lusterko, a chowając je rozejrzała się po pomieszczeniu, napotykając wzrokiem przeróżne postaci. Szybko jednak przy stoliku pojawił się Cuffe, podając jej lampkę wina. 

– Merci. – Mruknęła, wbijając wzrok w Cuffe'a, który mógłby przysiąc, że nawet w mrugnięciach kobiety jest więcej powabu, niż jakakolwiek Willa byłby w stanie z siebie wydobyć. Każdy ruch wykonywała z nieziemską gracją. Barnabasz nigdy nie krył się z faktem, że uwielbiał piękne kobiety, a blondynka była naprawdę wyjątkowa.

– Czy poznam pani imię?

– Louise. Panna.

– Piękne imię, tak jak jego właścicielka. – Oznajmił, nie odrywając wzroku od kobiety, która znów delikatnie się uśmiechnęła. 

– Schlebia mi pan. 

– Barnabasz, proszę, żaden pan. 

– Czy dobrze kojarzę, to ty prowadzisz Proroka Codziennego?

– Nie powiedziałbym, że prowadzę, ale tak jestem naczelnym. – Odparł z dumą malującą się na twarzy. – Miło, że o mnie słyszałaś Louise, jeśli mogę się tak zwrócić. 

– Oczywiście, tak nawet będzie lepiej . – Oznajmiła ze swoim akcentem, po czym uśmiechnęła się zalotnie. – Bardzo ci zazdroszczę i podziwiam. – Kontynuowała, a Cuffe jeszcze bardziej przybrał w piórka. 

– Praca jak praca, ale bardzo ją lubię. Piszę artykuły i decyduję o tym, czy artykuły innych dziennikarzy znajdą się w Proroku.

– Widać, że lubisz to co robisz, twoje artykuły są świetne, czytałam kilka. 

– Rozpieszczasz mnie. 

– Mówię tylko prawdę. Ja od dziecka marzyłam o pracy w dziennikarstwie, odbyłam nawet praktyki w redakcji, ale nie wyszło. Do teraz żałuję. 

– Dlaczego nie wyszło? – Spytał, wpatrując się w kobietę pocierającą opuszkami palców swój naszyjnik. 

– Musiałam się przeprowadzić. 

– Z Francji? – Wtrącił gorliwie. 

– Oui. – Odparła z niewinnym rozbawieniem. 

– Wiedziałem od początku, piękny akcent. 

Czarne Szaty: Powrót Pana || Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz