VIII

1.3K 106 41
                                    

Filiżanka z hukiem uderzyła o dębowy blat stołu. 

– Bella, proszę skończ... – Mruknęła cicho blondynka, wbijając srebrny widelczyk w kawałek ciastka z kremem. 

– Dlaczego ona tu w ogóle mieszka?!

– Taka jest wola Pana. – Wtrącił blondyn stojący przy oknie i wpatrujący się w pawia kroczącego po przyciętym żywopłocie. 

– Co Pan w niej widzi?! Co ona ma czego ja nie mam?! – Właścicielka burzy rozczochranych loków plotła jak nakręcona, wpatrując się ze złością w ciastko Narcyzy. Lucjusz już chciał zabrać głos, bo z łatwością był w stanie odpowiedzieć na monolog szwagierki, jednak szybko został powstrzymany karcącym spojrzeniem Cyzi. 

– Wiem, że jest ci ciężko się z tym pogodzić, ale nie powinnaś jej gnębić na każdym kroku. W końcu jest naszą rodziną...

– Nie jest moją rodziną! – Rzuciła urażona. – Dawno przestała nią być. Zdradziła Pana... nie zasłużyła na to, żeby tu być, żeby z nim rozmawiać... – Rzuciła przez zaciśnięte zęby Bella.

– No proszę, rodzinny podwieczorek. Jak miło. – Chłodny głos dobiegł ich od progu. 

– Snape, widzę, że czujesz się tu jak u siebie. – Rzuciła złośliwie piskliwym głosem Bellatrix, a od okna dobiegło ciche mruknięcie Lucjusza. 

– To zupełnie jak ty. 

– Jest w głównym pokoju, Severusie. Czeka na ciebie. – Odezwała się spokojnie Narcyza, starając się ignorować męża i siostrę. Już zaczynała mieć naprawdę dość napiętej sytuacji panującej u niej w domu i ciągle towarzyszących jej obaw o swoją rodzinę.
Czarnowłosy mężczyzna nie odezwał się słowem, odwrócił się na pięcie i zniknął im z oczu, tak szybko, jak się pojawił. 


Zapukał do ogromnych drewnianych drzwi, które chwilę potem otworzyły się przed nim, ukazując wielki pokój z marmurowym kominkiem i zdobionym żyrandolem, w którym zwykł kiedyś pijać z Lucjuszem ognistą. Zdecydowanie nie spodziewał się, że zamiast Pana ujrzy przy stole postać ze swoich koszmarów, czyli najpiękniejszą kobietę jaką ku swojemu nieszczęściu poznał. Skrzywił się dostrzegając na stole kociołek, do którego czarnowłosa właśnie wrzuciła kilka składników. 

– Wejdź, Severusie. – Dopiero teraz profesor dostrzegł siedzącą w rogu pomieszczenia wysoką, wychudzoną postać. Ruszył w kierunku wężoustego, czując jak wzrok Havens podnosi się w jego stronę. – Siadaj. – Kontynuował łysy człowiek, wskazując na fotel na przeciwko, po czym spojrzał na karafkę z whisky i dodał. – Napijesz się?

– Nie dziękuję, Panie. – Odparł, niepewnie zajmując miejsce. Po czym mimowolnie wlepił wzrok w Elizabeth pochyloną nad parującym kociołkiem, mieszała w nim od czasu do czasu, z wyczuciem jakiego dawno nie widział. Z precyzją, która urzekła go przed laty.

– Mam nadzieję, że Elizabeth ci nie przeszkadza. 

– Nie, Panie. – Odpowiedział niechętnie. Tak naprawdę była ostatnią osobą, którą miał ochotę widzieć. Trudno mu było ukryć, jak wiele w tym momencie nie rozumiał, ilu rzeczy był ciekaw. Bo niby od kiedy ten, którego imienia nie wolno wymawiać dopuszczał do ich rozmów świadków? Od kiedy bezcelowo przesiadywał w towarzystwie śmierciożerców?

– Robi eliksir, chce go podać Barnabaszowi, żeby mieć na trochę z głowy. Ma zamiar przejąć jego stanowisko w Proroku do czasu, aż ja przejmę nad nim całkowitą kontrolę. Nie sądzę, że jest to potrzebne, jestem coraz bliżej przejęcia kontroli nad całym Ministerstwem, ale niech się pobawi. Dobrze, że ma zajęcie. – Elizabeth spojrzała na Pana, zza opadających na twarz kosmyków włosów i uniosła brew. Nie wiedziała, dlaczego jeszcze Pan nie kazał jej wyjść, nie wiedziała też dlaczego nie udał się do innego pokoju, aby porozmawiać ze Snape'm na osobności. Starała się jednak skupić na krojeniu kolejnych składników, a nie na rozmowie toczącej się w rogu pomieszczenia. Po prostu nie wiedziała czy jest jej wolno słuchać. Wbrew woli docierały do niej fragmenty, pojedyncze słowa wyrwane z kontekstu, z których wywnioskowała jedynie, że rozmawiają o planie ataku podczas przeniesienia Potter'a.
Od czasu do czasu mimowolnie jej wzrok wędrował w stronę czarnowłosego mężczyzny, na którego twarzy w obecności Pana zawsze malował się spokój. Wydawał się być inny, niż pozostali śmierciożercy. Wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę, próbując go rozgryźć, próbując odkryć tajemnicę, która kryje się za tym spokojnym obliczem. Trwało to chyba zbyt długo, bo poczuła na sobie chłodny wzrok Severusa. Nim zdążyła zareagować, kątem oka dostrzegła, że czerwone ślepia również są w nią wpatrzone. 

Czarne Szaty: Powrót Pana || Severus SnapeWhere stories live. Discover now