VII

1.4K 106 52
                                    

Za oknami panował już półmrok, ponure chmury zesnuły niebo, a w pokoju panowała szarość. Voldemort powoli przechadzał się obok okien, beznamiętnie zerkając na ogród, który niebawem miał skąpać się w ciemnościach. Po dłuższej chwili przeniósł swój wzrok na stojącego na przeciwko niego, czarnowłosego mężczyznę o kamiennym wyrazie twarzy. 

– A więc twierdzisz, że wiesz co się działo z Elizabeth, zanim straciła pamięć? – Rozbrzmiał wysoki głos, nieco przypominający syczenie węża. Snape, w którego wlepione były czerwone ślepia, delikatnie kiwnął. – Słucham. 

– Kilka lat temu, zanim wróciłeś Panie, Havens uczyła numerologii w Hogwarcie. Nie trwało to długo, mniej więcej rok. 

– I dlaczego mi o tym nie powiedziałeś wcześniej? – Spytał, a jego głos wydawał się być jeszcze bardziej piskliwy, niż zwykle. 

– Nie wiedziałem Panie, że jest jedną z nas. Nie wiedziałem też, że jej szukasz. – Oznajmił spokojnie.

– To prawda, tylko Ci którym zleciłem znalezienie jej wiedzieli. Odparł, a po chwili milczenia kontynuował. – Co to znaczy mniej więcej rok.

– Miała problemy zdrowotne. Coś zaatakowało ją w Zakazanym Lesie i przez zakażenie była gościem na swoich własnych lekcjach.

– Czy Dumbledore  o niej mówił, miał wobec niej jakieś plany?

– Zawsze mówił mi praktycznie wszystko, ale w jej przypadku było inaczej. Wiem tylko, że wierzył, iż posiada wyjątkowe zdolności magiczne. Podobno podjęła się nauki magii bezróżdżkowej, jednak nie trwało to długo, została przez zły stan, związany z zakażeniem musiała zaprzestać.

– A więc Dumbledore uważał, że jest niezwykła?

– Wszystko na to wskazywało, ale nie wiem Panie, czy miał rację, Elizabeth zniknęła ze szkoły tak szybko jak się pojawiła. Nie mam pojęcia, gdzie przebywała potem.

– Była u szlam. Ktoś pomógł jej się tam dostać. – Rzucił Voldemort, widocznie zadowolony z tego co słyszy od Severusa. Fakt, że jego przekonania o Elizabeth pokrywały się ze zdaniem Dumbledore'a, jedynie utwierdzał go w jego racji, a to że ostatecznie Elizabeth była po jego stronie, było tylko wisienką na torcie. Snape zawahał się na moment i nic już nie dodał. Spoglądając stoicko na odrażającą postać. 

– Jaką miałeś z nią wtedy relację?

– Taką jak z całą resztą, Panie. Wydaje mi się, że nie była wtedy pewna swojej przeszłość, najprawdopodobniej już wtedy miała problemy z pamięcią.

– Lepiej, żeby te informacje zostały między nami, Severusie. Mam na myśli to, że Elizabeth nie powinna się na razie dowiedzieć, że pracowała dla starca. 

– Jak uważasz Panie. – Jego słowa zagłuszyło delikatne pukanie do drzwi, różdżka dzierżona przez Voldemorta poszła w ruch i drzwi otwarły się. Wzroki mężczyzn spoczęły na stojącej w progu postaci, która powoli zmierzyła wzrokiem Snape'a, kompletnie ignorując tego, którego imienia nie wolno wymawiać.

– Chyba przyszłam w złym momencie. – Aksamitny głos wypełnił pomieszczenie, a wężousty zabrał głos, przyglądając się obojgu.

– Wręcz przeciwnie. Wejdź. – Elizabeth przekroczyła próg i zamykając za sobą drzwi. Stanęła w bezpiecznej odległości od mężczyzny w czarnej szacie, znów zerkając na niego. – To Severus Snape, podobno mieliście okazję się już poznać. 

– Owszem Panie, mieliśmy przyjemność zamienić ze sobą kilka słów, gdy wyszedłeś ze spotkania. – Mruknęła nieco ironicznie, pełnym aksamitu głosem.

Czarne Szaty: Powrót Pana || Severus SnapeWhere stories live. Discover now