rozdział 1

1.3K 31 96
                                    

O 6.30 zadzwonił mój budzik. Wstałem niechętnie, ubrałem mundurek i zszedłem na dół, na śniadanie. Był tam Shane z Hailie. Dylan pewnie jeszcze śpi.

-Hejka- powiedziała Hailie

Jak można być tak szczęśliwym o 7 rano? Nie wiem.

-hej- odpowiedziałem i usiadłem do stołu, gdzie czekały na mnie tosty zrobione przez Eugenie.

Zjadłem śniadanie, jak reszta rodzeństwa bo Dylan zdążył zejść i zjeść I pojechaliśmy do szkoły. Jechałem sam, na motocyklu, Shane z Hailie, a Dylan jak ja czyli sam. Różnica taka, że on jechał samochodem.

Gdy dojechałem do szkoły była 7.52 wiec wyszedłem na papierosa, gdzie czekał na mnie mój przyjaciel, Liam.

-Siema- powiedziałem

-o cześć- odpowiedział Liam i się uśmiechnął. Zawsze był pozytywnie nastawiony. Nawet o 8 w poniedziałek.

Paliliśmy i rozmawialiśmy tak do dzwonka. Przez pierwsze 4 lekcje nic się nie działo, dopiero po 5 lekcji zadzwonił do mnie Shane.

Pov: Shane

Szedłem do łazienki, ale usłyszałem cichy płacz i krew na podłodze w jednej z kabin.

-wszystko okej?- spytałem, wiedząc że tak nie jest.

-idź- rozpoznałem ten głos. Czekaj. To głos Liama!

-Liam? Co się stało? Wyjdziesz?

-z-zostaw m-mnie- powiedział załamującym się głosem najlepszy przyjaciel mojego bliźniaka.

-nie zostawię cie tak- powiedziałem I zadzwoniłem do Tony'ego.

Odebrał

-Tony?! Chodź do kibla. Szybko!

Pov: Tony

Nie wiedziałem co się stało ale szybko tam poszedłem. Otworzyłem drzwi I zobaczyłem zmartwionego Shane'a.

-co się stało?- spytałem

Zanim mój bliźniak zdążył mi odpowiedzieć, usłyszałem pociągnięcie nosem, więc Podszedłem pod 3 kabinę. Na podłodze była krew. Wiedziałem co się stało tylko co Shane'a obchodzi przypadkowy dzieciak co się pociął?

-Liam, Tony tu jest, wyjdziesz?- spytał Shane.

Zamarłem

Wiedziałem że ma problemy psychiczne ale nie myślałem, że aż takie.

-Shane wyjdź- powiedziałem I Podszedłem bliżej do trzeciej kabiny w łazience.

Shane szybko wyszedł, więc mogłem zachowywać się jak zawsze, gdy jesteśmy sami.

-Li? Wyjdź proszę.- poprosiłem co chyba się udało.

Po kilku sekundach drzwi się uchyliły.

Wszedłem, i zobaczyłem mojego zapłakanego przyjaciela, siedzącego w kącie, z pociętymi rękami i żyletką w ręce.
Podszedłem do niego i najzwyczajniej w świecie go przytuliłem. Potrzebował tego.

-Chodź, nic się nie stalo- mówiłem próbując go uspokoić.

Podniosłem Liama, i zaprowadziłem pod zlew. Zanim jednak zmył krew z przedramion, zamknąłem go w szczelnym uścisku.

-Ciiiiii spokojnie aniołku, ty i ja. Tylko to się teraz liczy- powiedziałem, a ten zaczął się powoli uspokajać. Nazywałem go tak, żeby go uspokoić lub wesprzeć.

Jak Liam już w pełni się uspokoił, umył ręce, a ja je mu zabandażowałem.

-Co się stało?- spytałem miło

-j-ja p-przepraszam- odpowiedział.

-nie masz za co. Nic się nie stało dobra?- przy wypowiadaniu tych słów posłałem mu lekki usmiech.

-nie musisz teraz wyjaśniać jeśli nie chcesz- dodałem.

Spojrzał się na moją koszule, która jak się zaraz okazało była w krwi z jego ran. Ale mówi się trudno, wypierze się.

-nie chciałem, przepraszam- powiedział cicho

-nie przepraszaj, nic takiego się nie stało. Mam jeszcze z 20 takich samych.- uśmiechnęliśmy się

-pójdziemy na lekcje dobrze?- spytałem bo nie będziemy siedzieć tu całego dnia, nie przeszkadzało by mi to ale już gorzej z shanem, który zapewne stoi przed drzwiami i nikogo nie wpuszcza.

-yhy- odpowiedział I skierował się w kierunku drzwi.

Wyszliśmy i się nie myliłem, czekał tam Shane. Posłałem mu tylko spojrzenie, które mówiło  ,, Nie odzywaj się i idź na lekcje " chyba odczytał to i sobie poszedł.

Po lekcji, poszedłem wraz z Liamem na stołówkę. Było spoko ale odezwał się Dylanek.

-Co ty masz na koszuli?- spytał ciekawy wszystkiego mój starszy o rok, brat.

-Nic co powinno cie interesować- powiedziałem I wróciłem do przeglądania instagrama.

-wiem że to krew, czyja?- Liam spojrzał się na mnie błagalnie. Nie zamierzałem go wkopac.

-takiego koleżki hailie- zaśmiałem się, on tez jak zresztą cały nasz stolik. Tylko 3 osoby znały prawdę.

Reszta lekcji minęła mi spokojnie. Problem był gdy wszedłem do domu.

-Tony?! Co się stało?!- wykrzyczała spanikowana Hailie. Boże jaka panikara.

-Nic się nie stalo- odpowiedziałem szybko i chciałem iść na gore, ale dwóch najstarszych braci mieli chyba inne plany. Usłyszeli krzyki siostry i przybiegli. Super.

-Tony czy to jest krew?- spytał się mnie Will. Nie kurwa musztarda.

-Tony czy ty znów się biłeś?- zapytał się mnie vincent. Na jego pytanie odpowiedziałem.

-mhm

-z kim tym razem?- spytał mnie znudzony a jednoczenie lekko zawiedziony vincent.

-taki co do hailie zarywał. Moja siostra nie zaprzeczyła co znaczyło że jednak taka sytuacja się zdarzyła. Cóż, tym się zajmę jutro.

Nie czekając na dalszą część rozmowy, poszedłem do pokoju.

______________________________________

Cześć kochani! To pierwszy rozdział tej książki, mam nadzieję, że się podoba

Ocenka >>>>>>>

Pomysły >>>>>>>

Pytanka >>>>>>>

753 słowa 💕

( Ale czuję cringe jak to czytam ~ 19.02.2024 )

Tony Monet ~ inne życieHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin