Rozdział 25

216 24 42
                                    

Daniel

Od jakiegoś czasu trudno mi uwierzyć w to co się dzieje. Nie wierzę w to.

Trudno mi w to uwierzyć. Kto zresztą by się mi dziwił? Codziennie jak się budzę, czuję ciepłe ramię na mojej talii. Nawet jeśli normalnie tak się wierciłem, że spadałem z łóżka, tak teraz to jedno ramię trzymało mnie z dala od upadku.

Wystarczało mi się tylko obrócić przodem do źródła ciepła, abym zobaczył najprzystojniejszego faceta na świecie. Mogłem zobaczyć go w porannym świetle, patrzeć jak promyczki słońca pieszczą jego policzki, podkreślają jego rysy. Byłem nawet tym jednym z nielicznych ludzi, którzy widzieli go w potarganych włosach.

Mogłem na niego patrzeć bez końca. Nie ważne jaka była to pora dnia czy nocy. Zapamiętywałem każdy szczegół jego twarzy, patrzyłem na jego delikatny zarost, na jego zamknięte oczy. Przyglądałem się jak spokojnie oddycha.

Cały czas nie byłem w stanie w to uwierzyć. Jakim cudem ktoś tak cudowny jest tutaj, ze mną? Jakim cudem mnie pokochał?

Pepperoni kopnął mnie przez sen, wtulając się bardziej w koc. Z małej kluski, robiła się z niego średnich rozmiarów parówka, która już spała tylko z nami.

Zawsze się śmiałem, że pary tak szybko adoptują psy, tak szybko mówią "Kocham cię". Zawsze myślałem, że nie da się zakochać tak mocno jak to opisują.

A teraz dzień w dzień, budzę się na przeciwko tego jedynego mężczyzny, który musi przynajmniej małym palcem mnie dotknąć, aby upewnić się że tu jestem. Codziennie zakochuję się w nim bardziej, w takich najgłupszych rzeczach jakie robi. Nieważne czy będą to spalone naleśniki, taniec na środku salonu, chociaż oboje nie potrafimy tańczyć czy nawet fakt, że śpi ze mną w jednym łóżku.

Nie myślałem, że naprawdę można kogoś tak pokochać. Słowa "Kocham cię z dnia na dzień mocniej", zawsze wydawały mi się przesadą.

Aż sam wpadłem i naprawdę z dnia na dzień kochałem tego człowieka mocniej. Nie wiedziałem nawet jak to możliwe, może to nie było możliwe, może tylko mi się wydawało?

Byłem jednak pewien, że z dnia na dzień bardziej czułem się do niego przywiązany, bardziej czułem się komfortowo i nawet jeśli cały dzień mielibyśmy tylko siedzieć obok siebie, byłby to jeden z lepszych dni. Bo z nim. Czy to nie tandeta?

Położyłem dłoń na jego policzku, delikatnie głaszcząc go kciukiem. Zarost zaczepiał o mój kciuk w nieprzyjemny sposób, ale nie przeszkadzało mi to.

Giuseppe zaczął otwierać powoli zaspane oczy. Jego granatowe oczy skupiły się na mnie, źrenice się rozszerzyły, a na twarzy znalazł się ciepły uśmiech.

- Dzień dobry, moje spełnienie marzeń - rzucił, dalej będąc w półśnie. Serce zabiło mi mocniej, chociaż te wszystkie przywitania były już dla mnie codziennością, to nie zawodziły w sprawianiu, że dzień stawał się od razu lepszy.

- Dzień dobry mamo pizzo - uśmiechnąłem się do mężczyzny, zyskując cichy śmiech w odpowiedzi. Giuseppe przeciągnął się jak kot z radosnym pomrukiem, a Peppe wziął to za znak, aby do nas podejść bliżej i zacząć biegać za ogonem.

Pizzaman przyjrzał mi się z uwagą, a w jego oczach widziałem tę głupią radochę, że mnie widzi. Pocałował mnie czule w policzek na przywitanie i zaczął się bawić z naszym ślicznym pieskiem, którego rasę trudno było w tej chwili określić. Jak dla mnie to zmutowany jamnik.

- Dawaj ogon, dawaj ogon, dawaaaj! - droczył się z psiakiem, który radośnie warczał i zaczepiał swojego pana. Nawet w takich chwilach nie mogłem przestać na niego patrzeć. Jak on to robi?

"Dowiozę twoje serce" ~ Glovo x Pyszne.plWhere stories live. Discover now