Rozdział 15

232 31 110
                                    

Daniel

Czasami zakochanie się w kimś to błogosławieństwo, najszczęśliwsza myśl jaką jesteś w stanie sobie wyobrazić, bo kochasz kogoś bezgranicznie za byle co, choćby miał tylko siedzieć i zastanawiać się nad tym dlaczego nie może znaleźć ulubionej bluzy czy tylko stać w miejscu, z telefonem w dłoni, szukając czegoś na przyszłość.

Takie zakochanie jest chyba najniesamowitszą rzeczą na świecie, tym bardziej kiedy ta osoba wchodzi o drugiej w nocy pod twoją kołdrę, chichocząc niczym dziecko i opowiadając o tym co znalazł przed chwilą, przytulając cię i całując po twarzy. A już w ogóle kiedy ta osoba przytula cię zawsze tak, jakby nie widział cię cały tydzień, a jego bluzy są na ciebie komfortowo za duże i ciepłe.

Jest też zakochanie w którym utknął Lulu.

Gdzie patrzysz na kogoś jak na ósmy cud świata, śmiejesz się przy każdym najgłupszym żarcie, uważasz że ktoś jest debilem, ale kochasz go bo właśnie jest tym debilem, który cię bawi, który jest przy tobie, który robi to co podbija twoje serce, ale nie zauważa jak na ciebie działa. Martin nie zauważa tego, jak działa na Lulu.

Dlatego teraz siedzimy w maku z jego dziewczyną, która wkurwia mnie samym siedzeniem na jego kolanach.

Victoria siedzi na kolanach Martina, trochę do tego przymuszona. Uśmiecha się, jednak uśmiech nie dosięga jej oczu, jeśli na coś odpowiada jest to bardzo sucha odpowiedź albo niewiele znacząca na temat pracy. Nie wczuwa się w rozmowę. Nie wczuwa się w rolę partnerki, siedząc na kolanach Martina jak plastikowa lalka. Sztywno, starając się dotykać go jak najmniej, jakby obrzydzałą ją sama myśl siedzenia na jego kolanach.

Martin za to wydawał się być bardzo komfortowo rozłożony, otulał w talii dziewczynę, uśmiechał się ciepło w stronę Lulu z którym prowadził rozmowę. Opierał brodę o ramię brunetki, która zbliżała się do fryzury typowo lesbijskiej za co kompletnie szanowałem ją, ale kompletnie nie szanowałem Martina. Zjeb.

A Lulu już w ogóle.

To był całkiem niesamowity widok.

Victoria, która dosłownie siedziała na kolanach Martina, była z nim w związku wyglądała na o wiele mniej zakochaną niż Lulu, którego dzielił cały stolik od czarnowłosego. Cały jebany stolik, a ten patrzył na niego jakby właśnie się z nim całował, wyznali sobie miłość i przynajmniej za ręce się trzymali na pierwszej randce.

Przykry widok.

- Więc Vic po kilku rozmowach powiedziała, że chciałaby spróbować ze mną związku - odparł dumny z siebie Martin, z czułością całując brunetkę. Dziewczyna wydawała się jednak obrzydzona pocałunkiem przez krótką chwilę, zanim na jej twarzy znowu nie pojawił się wymuszony uśmiech.

- I to już dwa miesiące? - zapytał Lulu, opierając się łokciami o stolik, zainteresowany każdym szczegółem historii Martina.

Czasami wydawało mi się, że słyszę jak jego serce się tłucze.

- Dwa miesiące, uwierzysz? - mówił przeszczęśliwy kretyn, którego z każdą chwilą chciałem zamordować coraz bardziej. Obiecałem jednak Giuseppe, że będę grzeczny.

- Planujemy oświadczyny - dodała Victoria, bawiąc się w dłoni żółtym kubkiem herbaty - Za miesiąc lub dwa.

Przy stole zapadła cisza.

- Oświadczyny? - zapytałem, zyskując od Martina szeroki uśmiech - Nie za szybko? Jeszcze niedawno przecież wyznałeś Lulu-

- Nic się takiego nie wydarzyło - syknął na mnie blondyn, patrząc na mnie z nadzieją, że nie wypowiem tego zdania do końca.

"Dowiozę twoje serce" ~ Glovo x Pyszne.plOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz