Rozdział 8

305 34 117
                                    

Louise

- Naprawdę się z nią dogaduje, wydaje mi się że słucha mnie jak nikt inny - nawijał mi przez telefon Martin, a ja wszystkiego słuchałem. Siedziałem w kuchni, w swoim mieszkaniu, rysowałem coś w notesie ołówkiem. Nie wiem o czym myślałem - Byliśmy na kawie, zrobiliśmy sobie spacer, a nawet umówiliśmy się na kolejne spotkanie. Wydaje mi się, że mnie lubi.

- Cieszę się Martin - odpowiedziałem, zaciskając dłoń na żółtej, pomazanej ołówkiem kartce - Mówiłem Ci, jeśli ktoś ma ją otworzyć to tylko ty.

- Może jeszcze nie otworzyć, ale na pewno ociepliła się trochę - powiedział dumnie - Nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z nią.

- Na pewno będzie jeszcze lepsze niż to, skoro jest wobec ciebie milsza - wymamrotałem, nie mając dłużej ochoty rozmawiać o Victorii. Bawiłem się zgniecioną kartką w dłoni, rozrywałem ją i zastanawiałem się nad tym aby podpalić jej kawałki w promieniu świeczki.

- Giuseppe pytał czy wszystko u ciebie gra - zmienił szybko temat Martin, a ja zacisnąłem zęby aby nie rozpłakać się tu i teraz.

- Wszystko gra, to miłe że się martwi - odpowiedziałem tak sztucznie, tak... Tak okropnie sztucznie, że sam się sobą zmartwiłem.

- Lulu - zareagował mężczyzna po drugiej stronie telefonu - Jesteś w domu?

- Tak - odparłem trochę zdezorientowany nagłym pytaniem - Już od jakiegoś czasu.

- Jaki jest Twój adres?

- Chyba nie masz zamiaru przychodzić, jest już późno, pewnie masz na rano do pracy, a ja nie posprzątałem-

- Jakoś nie słyszę, aby mi jakakolwiek z tych rzeczy miała przeszkodzić w tym, aby odwiedzić mojego przyjaciela, który nie chce się przyznać do tego, że jest mu smutno - odparł dumnie Martin, który jak słyszałem, zawracał przez to samo miejsce przez które wcześniej przechodził. Wiem, bo znowu w tle słyszałem kaczki - Jaki jest Twój adres?

- Tylko nie śmiej się - uznałem za lepsze nie kłócić się z Martinem o to czy powinien tu przychodzić czy nie. Wiem, dzisiaj się dosłownie widzieliśmy, poznałem jego przyjaciela, ale trudno jest mi odmówić teraz jego towarzystwa. Czy to źle? Może - Marianowa 6/9.

- Zaczynam się naprawdę czasami zastanawiać nad szczęściem do ulic od kiedy cię poznałem - zaśmiał się pod nosem mężczyzna, kierując się obok jakiejś ruchliwej ulicy - Najpierw Papieska, teraz Marianowa.

- Więc to moje szczęście przechodzące na ciebie? - zapytałem, uśmiechając się delikatnie sam do siebie - Albo po prostu się czepiasz.

- Pewnie się tylko czepiam - odparł żartobliwie - Jakiego koloru włosy chciałbyś teraz mieć?

- Blond - powiedziałem bez zastanowienia, wyrzucając kartkę w opłakanym stanie do kosza - Czemu pytasz?

- Możemy pofarbować ci włosy, nie będziesz musiał wstydzić się odrostów rudzielca.

Panie i panowie, przedstawiam wam Martina. Mężczyznę w którym zakochuję się coraz bardziej przez najmniejszą głupotę, który jest największym idiotą jakiego znam i jaki właśnie idzie w stronę mojego domu, aby poprawić mi humor, a przy okazji pomóc z moim największym kompleksem.

- Kocham cię - palnąłem.

- Co?

- Znaczy kocham... ten pomysł! Tak, ten pomysł, zdecydowanie chodziło mi o pomysł - zaśmiałem się niezręcznie, strzelając sobie w duszy mocno w czoło - Jakąkolwiek weźmiesz będzie dobra. Byleby jasny blond, rozjaśniacz mam w domu.

"Dowiozę twoje serce" ~ Glovo x Pyszne.plOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz