Rozdział 2

447 45 100
                                    

Martin

Weszliśmy do Burger Kinga i od samego wejścia uderzył mnie zapach tłuszczu pomieszany z gorącem pomieszczenia. Ta, właśnie dlatego nie pracuje w gastro tylko w dowozach. No i też dlatego, że każde dziecko jakie mnie widzi zaczyna śpiewać "czy ktoś powiedział pyszne.pl?".

Ale tak, przyznaje, sam wybrałem miejsce. Lubię tu jeść! Wiem, jest to niezdrowe, ale raz na jakiś czas chyba można, prawda?

A do tego Lulu zna kasjera tutaj.

Jest naprawdę spora różnica temperatur między dworem, a środkiem. Nic dziwnego, że ludzie się tu tak tłoczą.

Chwila.

- Lulu? Nie przypominam sobie żadnych zamówień przez glóvno - zaśmiał się kasjer, poprawiając swoje ciemne włosy, których typ zdecydowanie sam nie potrafił przyciąć i bał się fryzjerów. Może też dlatego ma ten podobny do mulleta fryz. Chociaż trudno to nazwać mulletem.

- Tym razem przyszedłem sam z siebie - powiedział mężczyzna stojący obok mnie, poprawiając uważnie swoją czarną czapkę, pos która chował każdy kosmyk blond włosów, jakby miał czego się wstydzić. Zna typa, który mówi "cześć!" do nożyczek które od niego chcą uciec, jestem pewien że nie ma czego się wstydzić pod względem fryzury - Znaczy, z przyjacielem, ale poza pracą.

- Glovo i pyszne.pl? - zdziwił się brunet, oceniając nas swoimi zielonymi oczami - Glovo.pl?

- Daniel.

- Czekaj, czyli wasze dziecko byłoby abominacją koloru pomarańczowego i niebieskiego? - dopytywał Daniel, który uśmiechał się zadziornie w stronę blondyna, który uniósł jedynie ledwo widoczną brew, oceniając go jaśniejszym odcieniem zielonych oczu.

Ślicznych oczu, tak nawiasem mówiąc.

- Daniel - powtórzył się jeszcze raz Lulu, kładąc dłoń na swoim biodrze. Brunet nie wyglądał, jakby w najbliższym czasie miał zamiar przestać.

- Nie za wysokie progi dla ciebie? W domu kogoś o tyle wyższego od ciebie, na pewno progi są wyżej...

Przy tym muszę przyznać, sam się zaśmiałem.

- To... Czy ktoś powiedział glovo.pl? - zanucił radośnie brunet, zyskując od Lulu głośne uderzenie dłonią o czoło.

- Po prostu przyjmij zamówienie, błagam - powiedział zrezygnowany blondyn, a Daniel nacisnął coś na ekranie.

- To na co dzisiaj macie ochotę? Ciebie nie pytam, wiem że wolisz coś zjeść pod grzybem, w swoim krasnoludkowym domu - machnął ręką mężczyzna, śmiejąc się radośnie pod nosem. Od razu go polubiłem.

- Daaanieeel - warknął Lulu, podnosząc głowę do góry w irytacji.

- Dobra, dobra. Zestaw dziecięcy "Kid's box" może być? No ja wiem, że może. Dla Pana dojrzalszego też? Więc razy dwa - nie dał nam nawet chwili, aby odpowiedzieć na pytanie, sam sobie odpowiedział.

- "Kid's box" to nie jest całkowicie zżynka z Happy Meal? - zapytałem, uznając za mądrzejsze nie kwestionowanie jakichkolwiek wyborów Daniela. Jeszcze mi życie na tyle miłe, aby nie musieć jeść kanapek z czyjąś śliną.

- Jest - odpowiedział dumnie  mężczyzna za ladą - Chociaż są wielkie kłótnie, które było pierwsze. Stawiam, że McDonald's wymyśliło taki zestaw pierwsze, bo Kid's box to dosłownie to samo tylko wersja bieda - wyjaśnił, naciskając kilka rzeczy na tablecie i podając nam cenę - Kartą czy gotówką? Jaki to cud techniki, że nawet dzieci mogą mieć własne konta bankowe, prawda?

- Większym cudem jest to, że takim emerytom dają tutaj pracować - odgryzł się Lulu, wyjmując z portfela gotówkę. Przegoniłem go, wyjmując kartę.

"Dowiozę twoje serce" ~ Glovo x Pyszne.plOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz