Rozdział 20

198 29 55
                                    

Louise

Siedziałem w drogiej restauracji, jeszcze raz siedząc jak wystrojona lalka. Jeszcze jeden raz musząc się przebrać w publicznej toalecie w to co przygotował dla mnie Felician, uznając że moje ubrania nie do końca pasują do klimatu.

Nie dziwię się, byłem w dresie.

- Jak było w pracy? - zaczął rozmowę mój partner z którym byłem tylko po to, aby mógł pokazać Giuseppe, że jest lepszy. Chuj z tym, że Giuseppe bardziej się przejmował czy typ mnie nie skrzywdzi niż tym, że "wybieram Feliciana nad niego".

- Dobrze, jak zwykle nudno, z ludźmi którzy nie chcą ruszyć dupy, aby pójść po jedzenie do restauracji obok siebie - uśmiechnąłem się, powoli stając się mistrzem aktorstwa. Dzięki Martin, ukrywanie uczuć do ciebie na pewno bardzo mi pomaga - A jak u ciebie? W tej zaszczytnej firmie jaką jest Uber Eats?

- A weź - zaśmiał się radośnie, opierając łokcie na stole - Pełno papierów, pełno telefonów. Jak to zwykle w biurze.

Felician nadaje się na korposzczura, przyznaję. Tylko nie w takiej firmie typowo dowozicielskiej.

- Czyli nudy?

- Nudy - przytaknął brunet - Kto cię tutaj zawiózł?

- Martin, przyjaciel - odparłem spokojnie, bawiąc się kartą menu przede mną. Czasami Felician mnie stresuje swoją tonacją i pytaniami. Wtedy tylko sobie przypominam, że nie jesteśmy w prawdziwym związku i zawsze mogę to przerwać, ryzykując że skrzywdzi Giuseppe i Daniela.

A nie no, zajebiście.

Znaczy, to też nie jest tak że nie lubię spędzać czasu z Felicianem. Jest miły, zabiera mnie w miejsca gdzie nigdy nie byłem, ale cóż...

TO NIE JEST MARTIN.

I nie ważne jak ciepłe są jego dłonie, jak miło się z nim rozmawia, jak wiele pustych słów słyszę, jak dobrze patrzy z jego szarych oczu... To nie jest Martin.

Nie ważne jak bardzo chcę się przekonać, że to nawet lepiej, że to nie jest Martin, to nie mogę powstrzymać się od porównywania go do Martina. Jego oczy nie są piwne, włosy nie są czarne, ani nawet długie na tyle, aby zrobić z nich kucyka, a jego ubiór zawsze jest za bardzo elegancki, wszystko jest dopięte zawsze na ostatni guzik.

A Martin w tym czasie cieszyłby się ze mną zwykłym, tanim żarciem z Fast Fooda, byleby móc ze mną porozmawiać. Opowiadałby o czymś czego kompletnie mógłbym nie rozumieć albo właśnie rzucałby kolejną ciekawostkę o kangurach czy zwierzętach, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha, jak to tylko on potrafi.

Jednak to nie Martin był w stanie zabrać mnie na randkę z prawdziwego zdarzenia, ani nie był w stanie mnie pokochać.

Martin się żeni, wybrał swoją drogę, a ta droga nie posiada w sobie Lulu.

- ...dlatego sądzę, że powinieneś spotykać się tylko w tych miejscach, abym mógł cię obronić, jeśli ktoś chciałby cię skrzywdzić w trakcie któregoś ze spotkań - mówił Felician, a ja dopiero teraz uświadomiłem sobie, że mówił do mnie, a ja się wyłączyłem.

Spojrzałem na niego trochę w szoku.

- Chyba nie myślisz, że będę się spotykać z przyjaciółmi tylko tam gdzie mi pozwolisz? - od razu się uniosłem, nie mając zamiaru zgadzać się na coś takiego. Głupi nie jestem, owszem mogę się zgodzić na udawanie związku, mogę nawet się zgodzić na to, aby spędzać z nim więcej czasu, ale stawiam granicę na stawianiu... głupich granic.

- Dlaczego nie?

- Bo to chore, pójdę z nimi gdzie będę chciał, nie ważne co mi powiesz - odpowiedziałem stanowczo, zakładając ramiona na piersi. Felician jednak nie wyglądał na złego z tego powodu, przyglądał mi się z niemym podziwem.

"Dowiozę twoje serce" ~ Glovo x Pyszne.plWhere stories live. Discover now