XXVII

1.8K 168 8
                                    

Tydzień bez rozdziału? Trochę długo,

Postaram się poprawić!

Miłego dnia x

- No no no, Niall. Ładnie to się urządziłeś przyjacielu - Harry z niedowierzaniem spoglądał na całą szyję pokrytą w malinkach - Przypomnieć ci twoje słowa? Może lepiej nie - zaśmiał się lekko - Zabezpieczaliście się chociaż?

- Tak, tak. Szumiało mi w głowie, ale nie byłem aż tak pijany - zaznaczył, a czerwień ozdobiła jego policzki - Było miło, tylko tyle mogę ci powiedzieć. Reszta to nasza rzecz.

- Nawet nie chcę znać szczegółów, mam swojego męża - przypomniał, unosząc lekko dłoń w górę - Ale jestem szczęśliwy dla ciebie.

- Sam pytałeś - przypomniał przyjacielowi - Ale czuję skórę przy każdym dotyku. Dobrze, że nie mieszkam z rodzicami, bo już widzę ile pytań był dostał.

- Pytać może i t...- przerwał, czując mocny skurcz, a później jak jego spodnie zrobiły się mokre - Nie, nie, nie. To za wcześnie, to bardzo za wcześnie - z paniką spojrzał w niebieskie oczy przyjaciela - Pobiegnij po Louisa, Niall. Szybko.

- Biegnę!

Niall nie pytał co się stało, ale sam przerażony wyraz Harry'ego, zmusił go do momentalnego działania. Jak się okazało, szatyn był przed hotelem i rozmawiał z kimś.

- Louis! Z Harrym coś się złego dzieje - podbiegł do alfy i próbował wziął głęboki oddech.

- Jak to coś złego? - kompletnie przestał interesować się rozmówcą, od razu szybkim krokiem idąc w kierunku, gdzie zostawił wcześniej Harry'ego z Niallem.

- Nagle poprosił o ciebie, a jego twarz wyrażała ból - mówił szybko blondyn, kierując się po korytarzach.

Kiedy dotarli do małej kuchni, która była właśnie przeznaczona dla gości, Louis prędko zauważył że podłoga jest cała mokra. A jego wilk momentalnie zrozumiał o co chodzi. Ale było za wcześnie. Bardzo za wcześnie.

- Niall odpal moje auto i podejdź najbliżej wejścia jak się da - wcisnął w ręce blondyna pilot i zbliżył się do męża - Jedziemy do szpitala kochanie, weź głęboki oddech i zaraz opanujemy sytuację, tak?

- Za wcześnie Lou, bardzo za wcześnie - brunet miał łzy w oczach, ale próbował być dzielny. Dla siebie i dzieci.

Niall spojrzał ostatni raz po przyjaciołach i zaraz wydostał się z pomieszczenia, stając na wysokości zadania.

Louis za to pomógł mu powoli wstać i na tyle na ile omega była w stanie przeszli do wyjaśnia z budynku, gdzie Horan rzeczywiście zdążył podstawić auto oraz włączył w nim ogrzewanie. Obaj wsadzili Harry'ego do pojazdu, a alfa tylko podziękował za pomoc.

Zajął miejsce kierowcy, by móc ruszyć i jednoczenie umieścił telefon w uchwycie i wybrał numer do swojej mamy, wybierając tryb głośnomówiący.

- Harry'emu odeszły wody mamo, jedziemy do szpitala - Louis mówił ściśniętym tonem głosu, kiedy tylko usłyszał "halo" - To za wcześnie, powiedz że da się to powstrzymać mamo. Wszystko było dobrze... Cholera - jego alfa ledwo się trzymał przy zdrowych zmysłach.

- Da się jeśli wystarczająco szybko dojedziecie - odpowiedziała prosto Jay - Harry ma regularne skurcze czy nie są regularne?

- Nie, nie są. I są... Bardzo odległe, nie spodziewałem się tego - Harry przejął głos, trzymając dłonie na swoim brzuchu.

- To lepiej Harry, bo jak się zrobią regularne to typowa akcja porodowa - wyjaśniła - Louis prowadź ostrożnie, ale raczej się spiesz. Ja uprzedzę, że przyjedziecie.

Life Is A Never-ending Story /larry/Where stories live. Discover now