47. Już nigdy nie odejdę

57 3 0
                                    

Dalej spadałam. W dół, dół i w dół. Na widowni wynosiły się okrzyki przerażenia.

- Molliare!- usłyszałam znajomy głos szatyna. Upadłam bezboleśnie na powierzchnię boiska. Odwróciłam się na plecy.

Szybko zgromadziła się nade mną drużyna Gryffindoru, Puchoni również patrzyli z zainteresowaniem. Ginny machała mi dłonią przed twarzą i krzyczała coś niezrozumiałego. Harry krzyczał na McLaggena. Pobiegł do nas Dumbledore, Snape i McGonagall. Też coś do mnie mówili. Ale ja ich nie słyszałam. Szukałam wzrokiem mojej matki. Nie potrafiłam odnaleźć miejsca, gdzie siedziała, gdyż zobaczyłam ją w wirażu. Głosy zaczęły do mnie dochodzić, gdy zobaczyłam Draco. Zobaczyłam jego białe włosy. Jego jasne oczy. I wszytsko stało się prostsze. Powrócił mi regularny oddech. Uśmiechnęłam się niewyraźnie, gdy ukląkł u boku Snape'a. Miałam mroczki przed oczami. Aż w końcu zemdlałam.

***

Obudziłam się następnego dnia. Wskazywały na to promyki porannego słońca, wpadające przez katedralne okna. Moje łóżko było zasłonięte ściankami szpitalnymi. Ktoś siedział u mojego boku. Draco trzymał moją dłoń, opierał głowę na wyciągniętej ręce. Miał rozczochrane włosy, zakasane do łokcia rękawy. Marynarkę zawiesił na oparciu krzesła. Wyglądał uroczo. Nikt inny nie potrafił tak na niego spojrzeć. Miałam tą świadomość. Ludzie bywają ślepi i nienawistni. Po wyrobieniu sobie zdania na jakiś temat, nigdy nie chcą go skorygować. Czasami jest to bardzo niekorzystne.

- Widzę, że się obudziłaś.- powiedziała cicho Pomfrey.- Trzymaj go przy sobie, dobrze ci radzę, dziecko. Rzadko kiedy znajdujemy tak oddaną osobę.- podeszła bliżej.- A on spędził tu całą noc.- zaczęła przygotowywać jakiś wywar. Podniosłam się delikatnie do siadu, a blondyn poderwał szybko głowę i spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem.

- Merlinie.- objął mnie szybko.

- Cześć Draco.- odwzajemniłam uścisk. Gdy już się odsunął, zauważyłam, że miał odgnieciony policzek. Zachichotałam.

- Coś konkretnego mi się stało?- zapytałam Pomfrey.

- Niekoniecznie.- odparła, podając mi  znany, okropny wywar.- Straciłaś przytomność ze względu na gwałtowną zmianę ciśnienia powietrza. Powinnaś podziękować profesorowi Snape'owi, że zareagował i użył Zaklęcia Poduszkującego.

- Mhm...- wypiłam eliksir jednym haustem i skrzywiłam się.- Na pewno to zrobię.

Draco przyglądał mi się wnikliwie. 

- Moja matka tu była. - powiedziałam.- Widziałam ją na trybunach.- pokiwał twierdząco głową.

- Tak, była też tu. Chciała koniecznie cię zobaczyć. Matheo też.

- Och, nie powinien się tak martwić.- odparłam.- Przecież zbliża się pełnia.- ściszyłam ton głosu.

- Nie martwił się.- powiedział.- Wiedział, że nic ci nie będzie, ale Astorii nie dało się przekonać. Panikowała. 

- Astoria? Astoria Greengrass się o mnie martwiła?- prychnęłam.

- Mów co chcesz, ale dobrze się dogadujecie. Ona wie, że może ci zaufać.- nie odpowiedziałam. Madame Pomfrey rozsunęła ścianki, a ja zobaczyłam bruneta naprzeciw mnie.

- No, no, no, Potter. Ciebie też McLaggen zrzucił z miotły?

- Wiesz, tak się składa, że tak, Alice. Dostałem pałką.- wskazał na bandaż zawinięty wokół jego głowy. Zamilkłam. Przecież to miała być ironia.

- Skąd on, do cholery, miał pałkę?

- A jak sądzisz? Zamierzał zaprezentować pałkarzowi, w jaki sposób powinien odbijać tłuczka.- westchnął.

𝐏𝐨𝐦𝐲𝐥𝐨𝐧𝐚 𝐠𝐫𝐲𝐟𝐨𝐧𝐤𝐚| Szatan w czerwonym krawacieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz