31. Sztuka wybaczania

59 5 1
                                    

Przez moją głowę przeszły najczarniejsze myśli. Przypomniałam sobie wieczór, kiedy chciał mnie skrzywdzić. Te wszystkie wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą, gdy ten sam człowiek trzymał mnie teraz obezwładnioną w zamkniętym pomieszczeniu.

A więc kiedy tylko mnie puścił, przywarłam plecami do półki, żeby być jak najdalej od niego, ale schowek był tak mały, że i tak nie potrafiłabym wyciągnąć ręki bez dotknięcia jego torsu.

- Alice.

- Wypuść mnie. Natychmiast.- warknęłam.

- Wysłuchaj mnie.

- Zadzierasz z niewłaściwą osobą.

- Proszę.

- Nie mamy o czym rozmawiać, Nott.

- Mylisz się.- zacisnął pięści.

Wziął głęboki oddech, po czym zdobył się na odwagę, żeby spojrzeć mi w oczy.

- Chcę wyjaśnić ci wszystko, co zrobiłem. Chyba w końcu mogę zdobyć się na szczerość.

Mój wzrok wylądował na regale. Przetasowałam wszystkie półki, po czym dostrzegłam małą przegrodę podpisaną srebrnym atramentem. Veritaserum.

- Tak?- uniosłam brwi, po czym sięgnęłam po eliksir i wręczyłam go brunetowi.

- Co to jest?- zmarszczył brwi.

- Muszę mieć pewność.- odparłam.

- Słucham?

- Merlinie, ty naprawdę jesteś tępy. Pomyśl, co to może być? Eliksir tojadowy? Wielosokowy? A może to, czym mnie wtedy nafaszerowałeś?- uniosłam brwi.

Spojrzał na mnie niepewnie. Tak, jakby bał się choćby ruszyć.

- To veritaserum, idioto.

- No tak.- westchnął.- Naprawdę chcesz, żebym to wypił? Nie uwierzysz mi bez eliksiru?

- Nie uwierzę.

- Bywasz bardzo nieufna, wiesz?- pokręcił głową.

- Nie. Uwierzę.

Spojrzał mi w oczy i odkręcił flakonik, po czym wypił go jednym haustem. Lekko się skrzywił, oddając mi butelkę.

- A więc słucham.- skrzyżowałam ręce na piersi.- Co takiego masz mi do powiedzenia?

Włożył ręce do kieszeni i odsunął się ode mnie jeszcze bardziej. Wyglądał, jakby dobierał słowa z myślą, że jeżeli coś przekręci, wybuchnę gniewem.

- Opowiadałem o tobie dużo mojemu ojcu.- zaczął cicho.- Powiedziałem mu też o tym, co wydarzyło się nad Jeziorem. O tym, że dałaś mi kosza.- prychnął.- Tamtego dnia zrozumiałem, że żeby w pełni zdobyć twoje serce, potrzebuję czasu. Możliwe nawet, że długich lat. Ale nie przeszkadzało mi to, bo wiedziałem, że warto o ciebie, o nas, walczyć.

Zatrzymał się, kiedy przekrzywiłam głowę na bok.

- Byłem w tobie tak zakochany, że równie dobrze mogłem walczyć o nas przez całe moje życie.- podjął.- Ale mój ojciec najwyraźniej oczekiwał czegoś innego.

𝐏𝐨𝐦𝐲𝐥𝐨𝐧𝐚 𝐠𝐫𝐲𝐟𝐨𝐧𝐤𝐚| Szatan w czerwonym krawacieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz