7. Druga kobieta

98 6 0
                                    

Razem z Draco wróciliśmy do mojego ukochanego Hogwartu. Podróż minęła szybko i bezboleśnie, jak z resztą każda deportacja. Dźwięk moich obcasów uderzających o podłogę roznosił się echem po korytarzu. Nie rozmawialiśmy.

- Panna Riddle i pan Malfoy, miło mi was widzieć.- dyrektor zagrodził nam drogę, gdy mieliśmy skręcić w korytarz prowadzący do klatki schodowej.

- Wystarczy po imieniu, profesorze.- odparłam.

- Zatem Alice, nie musisz ukrywać swojego nazwiska.

- Wiem profesorze.- odpowiedziałam.

- Jednak śmiem zauważyć, że na każdej twojej pracy lub teście widnieje nazwisko panieńskie twojej matki.

Profesor spojrzał się na mnie z politowaniem. Zagryzłam policzek od środka.

- Profesorze, to chyba nie problem, że pojawiliśmy się tak niespodziewanie?- odezwał się Draco.

- Oczywiście, że nie. Macie ochotę na kolację?

- Chyba udamy się już do dormitoriów.- odparłam.

- Dobrze, jeżeli czegoś będziecie potrzebować, będę w gabinecie.- wyminął nas i poszedł w głąb korytarza.

Poszliśmy do naszych dormitoriów, skręcałam już do wieży, a Malfoy do lochów. Jednak zatrzymał mnie w ostatnim momencie.

- Przyjdziesz do mnie zaraz?- zapytał.

- Daj mi dziesięć minut.

Skierowałam się do wieży, a gdy już weszłam do pokoju rozpakowałam część rzeczy i się przebrałam, po czym wybrałam się do lochów.

Myślałam o ostatnim razie, kiedy byłam w dormitorium Malfoya. Śmiałam się sama do siebie. Tym razem postanowiłam zapukać do drzwi. Rozmyślałam do czasu, aż stanęłam przed dormitorium numer 29.

- Otwarte!- usłyszałam zza drzwi.- To ty... dlaczego pukasz?- zaczął blondyn, gdy weszłam.

- No wiesz ostatnio gdy nie zapukałam...- prychnął i oboje zaczęliśmy się śmiać.- Musisz częściej się uśmiechać.- usiadłam obok niego na łóżku.- Pasuje ci to.

Pokręcił jedynie głową. Spojrzał na mnie, jakby nie dowierzał, że jestem w stanie powiedzieć mu cokolwiek miłego.

Po godzinie nadal rozmawialiśmy. Gdyby tylko moja matka się nie wtrącała, moglibyśmy złapać taki kontakt wcześniej. Może nawet za dziecięcych lat. Zegar wybił 22.
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. Ja na łóżku współlokatora Malfoya, a on na swoim. Między nami zapadła cisza. Nie krępowała mnie. Raczej miałam trochę czasu na odetchnięcie i nacieszenie się widokiem uśmiechniętego Malfoya.

- Na co się tak gapisz?- powiedziałam w końcu.

- Zastanawia mnie jedna rzecz.- oparł głowę o kolumienkę łóżka, odwracając odemnie wzrok.

- Jaka?

- Jakim cudem, Czarny Pan ma tak piękną córkę?- odpowiedział, a mnie zamurowało. Na jego usta wkradł się delikatny uśmiech. Powoli skierował na mnie wzrok i cieszył się moim zdezorientowaniem. Kiedy wstał, ja też to zrobiłam. Dziwnie czułabym się, gdyby nademną górował.

- Za jego czasów w Hogwarcie był bardzo podobny do Toma. A Tom w cale brzydki nie jest.- wzruszyłam ramionami.

- Racja, Tom jest niczego sobie.- prychnęłam, w lekkim szoku.

- Hej, hej, hej to mój brat!

Malfoy złapał mnie za nadgarstki i zaczął stawiać kroki w przód, pchając mnie do tyłu. Już w tym momencie wiedziałam, jak bardzo znienawidzę go po tym, co zamierza zrobić. Zamknęłam oczy, gdy moje plecy zderzyły się ze ścianą.

𝐏𝐨𝐦𝐲𝐥𝐨𝐧𝐚 𝐠𝐫𝐲𝐟𝐨𝐧𝐤𝐚| Szatan w czerwonym krawacieWhere stories live. Discover now