26. Kolia

86 5 0
                                    

Cały tydzień spędziłam w bibliotece, gorączkowo szukając informacji o tworzeniu zaklęć. Nawet zabrałam się za stworzenie zalążków swojego. Miałam w planach połączenie Cruciatusa i Sectumsempry, o której opowiedział mi Snape.

Na zalążkach się skończyło. Nie zajmowałam się śmierciożerstwem ze względu na dzisiejszy mecz quidditcha. Mój pierwszy mecz w życiu.

- Rezygnuje.- Ron usiadł obok mnie.- Po dzisiejszym meczu McLaggen zajmie moje miejsce.

Wywróciłam oczami, słysząc jego panikę.

- Jak sobie chcesz, ale napij się soku.- odparł Harry, podsuwając rudowłosemu kielich.

Zmarszczyłam brwi, przenikając bruneta wzrokiem. Już miałam zapytać, o co mu, do cholery, chodzi, ale przeszkodziła mi Luna:

- Witam wszystkich.- podeszła do nas.- Okropnie wyglądasz, Ron.

Oburzył się.


- To dlatego dolałeś mu coś do kielicha?- zapytała Harrego, a my spojrzeliśmy po sobie nawzajem.- To był tonik?

Harry schował do kieszeni pustą fiolkę, w której dostaliśmy od Slughorna Felix Felicis. Pokręciłam głową, niedowierzając w jego zamiary. Ale ta buteleczka była na tyle charakterystyczna, że z pewnością znajdował się w niej eliksir profesora.

- Płynne szczęście.- mruknęła Hermiona.

- Ron.- odezwałam się.- Nawet nie warz się tego pić.

Ronald wziął głęboki wdech i wypił całą zawartość kielicha, a ja wymieniłam znaczące spojrzenia z Hermioną, Ginny oraz Luną. Wydawało się, że Ron był niezwykle zadowolony ze swojej decyzji. Uśmiech obłędu wkradł się na jego twarz.

- Mogą was za to wyrzucić!- syknęła Hermiona.

- Nie wiem o czym mówisz.- odparł Harry z wymuszoną niewinnością.

- Chodź Harry, mamy mecz do wygrania.- chłopcy przybili piątkę i wstali od stołu.

Przysięgam, że jeżeli ich nakryją i przegramy walkowerem, każę im obu przeżuć tą jebaną fiolkę.

***

Mecz toczył się świetnie. Ron bronił prawie każdy rzut. Tłumy gryfonów i uczniów kibicujących naszej drużynie szalały na trybunach. Nawet przez ten cały zgiełk gry słyszałam powtarzające się skandowanie: Weasley, Weasley, które toczyło się za nami do szatni, a potem z powrotem do zamku. Razem z Ginny strzeliłyśmy po trzy gole, a Harry złapał znicza.

Moje myśli zaprzątały zmartwienia o Draco. Bo, kurwa, nie grał. Nie odezwał się do mnie od moich urodzin, nawet nie widziałam go na korytarzu.

Ale te wszystkie troski odpłynęły, kiedy w mojej szafce w szatni znalazłam liścik.


Zapraszam o 22.00 do łazienki prefektów.


Zatrzasnęłam szafkę i udałam się w kierunku odgłosu radosnych okrzyków gryfonów.

𝐏𝐨𝐦𝐲𝐥𝐨𝐧𝐚 𝐠𝐫𝐲𝐟𝐨𝐧𝐤𝐚| Szatan w czerwonym krawacieWhere stories live. Discover now