27. C'est la mort pure

89 5 3
                                    

Snape zmierzył mnie wzrokiem. Przerażającym, mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Ale chwilę później, lekko złagodniał. Może jednak mnie trochę polubił.

- Alice, proszę zwracaj się z większym szacunkiem do profesorów. Należy nam się on.- mruknęła McGonagall.

Pokiwałam głową, patrząc z nadzieją na Snape'a. Szatyn spojrzał na zegar, po czym znowu przyjrzał się naszyjnikowi. Kurwa mać. Kurwa jego jebana mać. Wpół do szóstej. Zaklęłam pod nosem i zaczęłam się cofać.

- Muszę iść.- mruknęłam.- Proszę mi wybaczyć.- zgarnęłam płaszcz z blatu ławki i szybko zniknęłam za drzwiami.

- Alice, zaczekaj! To jeszcze nie...

Nie słyszałam, co potem powiedziała. Biegłam w stronę Wieży. Cholera. Cholera. Cholera. Mam pół godziny. Kiedy dobiegłam do mojego dormitorium, rzuciłam się do wybierania ubrań, po czym weszłam pod prysznic. Gdy już skończyłam kąpiel, wysuszyłam ciało i włosy zaklęciem, po czym się ubrałam. Wyszłam, malując usta bladą szminką w biegu. Dotarłam do bramy Hogwartu z dziesięciominutowym poślizgiem, a nuda malowała się na twarzy Draco, który był zmuszony na mnie zaczekać.

- Nareszcie.- mruknął.

- Przepraszam. Byłam w Hogsmeade, Katie została zaklęta i McGonagall nie chciała mnie wypuścić.

Draco przełknął ślinę.

- Gdzie Matheo?- zapytałam.

- Powiedział, że się spóźni i nie mamy na niego czekać.

Wywróciłam oczami i chwyciłam Draco za rękę. Poczułam chłód przeszywający moje ciało, potem wirowanie. Zemdliło mnie, a chłód na kilka sekund zamienił się w ciepło, do momentu, aż poczułam grunt pod stopami. Moim oczom ukazała się rezydencja Mafloyów. Spojrzeliśmy jeszcze na siebie i przeszliśmy przez bramę.

- Nienawidzę deportacji.

Draco się zaśmiał.

- To nie jest śmieszne.- mruknęłam.- Kiedy się porzygam, będę celować w ciebie.

Blondyn pokręcił głową i przyciągnął mnie do siebie, gdy stanęliśmy u stóp schodów. Złożył delikatny pocałunek na mojej skroni.

- Hej, hej, hej. Zaraz nas ktoś zobaczy.

- To, że nie możemy obwieścić naszego związku, nie oznacza, że zamierzam trzymać ręce przy sobie.- wyszeptał.

- Hm.- Tom stanął w drzwiach i zmierzył nas wzrokiem.- Nie do końca się tego spodziewałem.

Sekundę później byłam już w jego objęciach. Łzy zebrały mi się w oczach, a jednoczenie z mojego gardła wydobył się chichot.

- Tak bardzo tęskniłam.

- Ja też.

- Matheo chyba nie daje bez ciebie rady.- zaśmiałam się.

- Wpakowałaś się w coś?- uniósł brwi.

- Jest raczej spokojnie.- wzruszyłam ramionami.- To całkiem niepokojące.

𝐏𝐨𝐦𝐲𝐥𝐨𝐧𝐚 𝐠𝐫𝐲𝐟𝐨𝐧𝐤𝐚| Szatan w czerwonym krawacieWhere stories live. Discover now