44. Co ja narobiłam?

55 5 1
                                    

- Nie wątpię w to.- usłyszałam za plecami. Odwróciłam się szybko, wyciągnąwszy różdżkę.

- Snape... wystraszyłeś mnie.- schowałam różdżkę. Szatyn bez słowa przywołał do siebie szkolną sowę. Wysłał obszerny, pergaminowy list, po czym zwrócił się do mnie.

- To od Dumbledore'a.- podał mi mały zwitek pergaminu.

- Dziękuję, profesorze.- powiedziałam, a Snape zwrócił się do wyjścia.- Panie profesorze.- zatrzymał się, dając mi do zrozumienia, że mam mówić.- Jak można naprawić magiczne urządzenie? Dajmy na to... urządzenie do teleportacji.- spojrzał na mnie że zmrużonymi oczami.

- Tego nie da się zrobić od ręki.- odezwał się ochrypłym tonem.- To długotrwały proces. Trzeba zwrócić uwagę na to, że teleportacja może powieść się na przedmiocie, ale na istocie żywej...może nie skończyć się dobrze. Idź do biblioteki i poszukaj książki o sposobach przemieszczania się czarodziejów. To taka stara ciężka księga w zielonej okładce.- nie masz szans, Snape. Nie wnikniesz do mojego umysłu, sam mnie tego nauczyłeś.

- Dziękuję.- wyminęłam go i wyszłam.

Na schodach odczytałam schludnie zapisany liścik.

Alice,
Spotkajmy się dzisiaj w moim gabinecie po kolacji.
Będę wyczekiwał twojego przyjścia.
—Dumbledore

No dobra.

Zatem po kolacji udałam się do chimery, a następnie wkroczyłam do gabinetu dyrektora.

- Dobry wieczór, dyrektorze.- powiedziałam na wejście.- Miło pana widzieć.

- Dziękuję, ciebie również.- wskazał mi krzesło przed sobą.- Usiądź, proszę.

- Jak minęła panu świąteczna podróż?

- Znakomicie, doprawdy.- uśmiechnął się.- Widziałem cię w drodze do sowiarni i widzę strach w twoich oczach, Alice. Co się wydarzyło?

- Profesorze...to nie jest istotne. Naprawdę.- dodałam widząc wyraz jego twarzy.

- Skoro nie chcesz mi o tym opowiedzieć, powiedz chociaż o tej klątwie.- spojrzałam na niego.

- Na święta dostałam prezent od mojej matki.- wyciągnęłam naszyjnik spod swetra.- Od razu wydał mi się dziwny, ale w liście dostałam od niej instrukcje, żebym go założyła i nigdy nie ściągała. Nie sądziłam, że jego moc wyjawi się dopiero po kilku dniach.

- Wiesz skąd go ma?

- Od mojego dziada. On zajmuje się czarną magią. Moja matka powiedziała mi, że rozmawiała z nim o mnie i moich promugolskich poglądach. Twierdzi, że postanowił mnie ukarać. W pewnym momencie zrobiło mi się strasznie zimno, ale naszyjnik rozgrzał się do czerwoności. Moja matka zdjęła klątwę.

- To doprawdy szlachetne, że nadal ufasz swojej matce.- uśmiechnął się.- Dziękuję. Jeżeli nie chcesz mi powiedzieć, co się dzieje, możesz iść.

- Dobrej nocy, profesorze.- powiedziałam po chwili i wyszłam.

***

Szybko nadszedł luty, a z nim pierwsze roztopy. Śnieg był mokry, wszędzie było błoto. Jednak w zamku panowała pogodna atmosfera, tak jakby za oknami iskrzyła wiosna. Dzisiaj były Walentynki. Na korytarzu można było zobaczyć wiele obściskujących się par.  
Matheo pod koniec stycznia przeszedł pierwszą przemianę. Była łagodna, więc wszyscy podeszliśmy do tego spokojnie. Myślałam, że będzie z nim gorzej.
Gdy już minęły mi zajęcia, udałam się do dormitorium, a zaraz potem do lochów. Tak jak przypuszczałam— w Slytherinie trwało jedno wielkie chlanie. I dobrze.

𝐏𝐨𝐦𝐲𝐥𝐨𝐧𝐚 𝐠𝐫𝐲𝐟𝐨𝐧𝐤𝐚| Szatan w czerwonym krawacieWhere stories live. Discover now