Nott wyszczerzył oczy na swojego syna, a Parkinsonowie zamilkli.
- Merlinie, Draco, jak mogłeś?- oburzyła się Narcyza.
- Chodź, zajmę się tobą.- skinęłam głową w głąb korytarza.
Weszliśmy do wielkiej biblioteki, w której centrum znajdowała się skórzana kanapa. Kiedy na niej usiedliśmy, wyjęłam moją różdżkę, przyglądając się ranom na jego twarzy.
- Złamał ci nos.- mruknęłam, celując w niego różdżką.
- Czekaj.- zaprotestował.- Robiłaś to już wcześniej, prawda?
- Nie osobiście, ale zapewniam cię, że wiem, co robię.
- Niech będzie.- westchnął, zaciskając powieki.
Wypowiedziałam kilka zaklęć, a jego stan widocznie się poprawił. Między nami zapadła cisza, w której jedynie się sobie przyglądaliśmy.
- Ile jestem winien za przysługę?- zapytał, uśmiechając się półgębkiem.
- Możesz załatwić mi butelkę ognistej, albo...- zaczęłam, przedrzeźniając go.
- Nie kończ.
Momentalnie poczułam wypieki na moich policzkach, kiedy się nademną nachylił. Delikatnie ułożył moją głowę na podłokietniku, podpierając się o niego ręką. Miałam wrażenie, że doskonale słyszał łomot mojego serca, kiedy złączył nasze usta w mokrym pocałunku. Po chwili, sprawnie wsunął swój język między moje wargi, doprowadzając mnie do szaleństwa. Lekko pociągnęłam go za włosy, na co on zareagował pomrukiem satysfakcji. Wraz z uderzającą w nas adrenaliną, moje ręce szybko znalazły się na guzikach jego koszuli. Ta cholerna czarna koszula. Byłam już w połowie jej rozpinania, kiedy usłyszeliśmy niski ton głosu, tuż nad nami:
- Cholerna dzieciarnia!
Oboje się poderwaliśmy, krzycząc i stamtąd spierdalając. Zdążyłam jedynie kątem oka zobaczyć starego mężczyznę na obrazie olejnym, wiszącym na ścianie. Kiedy wpadłam do jadalni, zaczęłam dusić się śmiechem.
- Kurwa. Kurwa. Kurwa.- zaklął Theo, wbiegając do pomieszczenia chwilę po mnie.- Dlaczego mi nie powiedziałaś?- uniósł głos.
- Co się stało, do cholery?- moja matka zmarszczyła brwi.
Roześmiana, opadłam na krzesło przy stole. Nie było przy nim Draco.
- Siedzieliśmy w bibliotece, aż nagle obraz się do nas odezwał.- Theodor spojrzał na mnie z wyrzutem.- Nie miałam pojęcia, że jest zaczarowany.- wyjaśniłam, ciężko oddychając.
Moja matka wywróciła oczami.
- Nikogo to nie interesuje.- mruknęła.
- Wiesz, Vanesso, mogłabyś bardziej zadbać o relacje z naszymi dziećmi.- Narcyza szturchnęła ją w ramię.- Ja, na przykład, jestem matką godną zaufania.
- Och, tak. W ten sposób możesz poznać ich całe, młodzieńcze życie miłosne.- odezwała się matka Pansy, chichocząc pod nosem.- Nie ma nic ciekawszego.
Wymieniłam nerwowe spojrzenia z Theodorem.
- Życie miłosne?- prychnęła.- Błagam was, są za młodzi na miłość.- nakreśliła cudzysłów w powietrzu.
- Bzdura. Popatrz tylko, jak szybko dorośli.
- Ja czasem również nie potrafię uwierzyć, że już przyprowadzają do domów chłopaków i dziewczyny.
Narcyza wzięła dramatyczny wdech.
- Kto ma dziewczynę?- zapytała entuzjastycznie.
- Nikt. Raczej nikt.- mruknął Matheo, poprawiając kołnierz koszuli.
VOCÊ ESTÁ LENDO
𝐏𝐨𝐦𝐲𝐥𝐨𝐧𝐚 𝐠𝐫𝐲𝐟𝐨𝐧𝐤𝐚| Szatan w czerwonym krawacie
Fanfic⚠️W TRAKCIE KOREKTY⚠️ _____________________________________ Teraz jesteśmy ja i on. Demony, które zdołały uciec z czeluści piekła. Które uciekły od potępienia. Które nigdy nie miały się spotkać, by utrzymać naturalną równowagę. Jesteśmy błędem losu...