18

11 0 0
                                    

- Macie coś? – spytała dziewczyna kiedy zobaczyła Rogersa i ojca wchodzącego do kuchni. Siedziała sobie razem z Natashą i jadła lody.

- Przesłuchujemy ich od paru godzin, ale nic. – odparł Steve – Wygląda to trochę jakby nic nie pamiętali.

- Czyli nawet jakby mogli nam coś powiedzieć to prawdopodobnie tego nie wiedzą lub o tym zapomnieli – westchnął Tony i opadł na krzesło. – Miejmy nadzieję że Thor i Barton wpadną na jakiś bardziej konkretny ślad.

- Myślisz że ma to jakiś związek z atakiem na młodego? – spytała Nat, na co mężczyzna przytaknął.

- Banner zrobił analizę kul od Parkera i Pepper i wychodzi na to, że była to ta sama broń. Za jakiś czas może uda mu się dowiedzieć czegoś więcej.

- Cokolwiek się dzieje, trzeba to powstrzymać – odezwała się Mia – Zbyt wiele rannych – skwitowała i włożyła kolejną łyżkę lodów do ust.

- Apetyt widzę Ci wrócił – uśmiechnął się Tony – Dobrze Cię widzieć znowu radosną....to znaczy bardziej niż tydzień temu. – mężczyzna wstał z krzesła i upił łyk kawy Rogersa – Muszę iść, obiecałem że odwiedzę Pep w szpitalu – i wyszedł. Mia przewróciła oczami, a potem parsknęła na widok miny Capitana. Zdecydowanie nie lubił kiedy ktoś mu coś podjadał a tym bardziej upijał.

- To ja zajrzę do Bruce'a – powiedziała Nat i wyciągnęła dwa napoje gazowane z lodówki – Pewnie chce mu się pić. – wytłumaczyła i opuściła pomieszczenie.

- Czy tylko mi się wydaje że wszyscy się tu zakochują? – spytał po paru sekundach Steve i popatrzył wymownie na dziewczynę.

- A co? Zazdrosny? – odparła dziewczyna. Blondyn uśmiechnął się kpiącą i wziął łyka swojego napoju.

- Czy to było przyznanie się? – spytał z głosem pełnym satysfakcji, a twarz Mii zrobiła się bardziej czerwona.

- Myślałam że mówimy o tacie i Nat... - zawahała się – Nie martw się, nie mam zamiaru opuszczać naszego kółeczka dla singli – wyszczerzyła zęby w sarkastycznym uśmiechu i wstała żeby odłożyć miskę do zmywarki. Potem podeszła do mężczyzny i objęła go od tyłu – Za bardzo podobają mi się nasze docinki – powiedziała i cmoknęła go w policzek, by następnie opuścić kuchnię.

PETER

Odrabiał matematykę kiedy dostał nagły telefon od May. Odebrał i prawie od razu tego pożałował dlatego że pierwsze co usłyszał to były paniczne krzyki kobiety.

- Peter?!??! Nic Ci nie jest? Słyszałam o tej strzelaninie u was...

- Wszystko w porządku, naprawdę. – zaczął ją uspokajać – Nawet nie mam żadnych siniaków – to akurat było lekkim kłamstwem, ale ciocia ciągle nie do końca rozumiała tą całą szybką regenerację pajęczaka.

- To dobrze – odecthnęła z ulgą – Nie masz pojęcia jak mi ulżyło. Tony mi mówił że nie słuchałeś i poszedłeś z walczyć z tymi bandziorami – ton kobiety zrobił się mniej przujemny, a bardziej ostry – Coś ty myślał?

- Że ich pokonam....i tak się stało – Peter zaczął się tłumaczyć – Poza tym nie byłem sam. Byłem z Czarną Wdową i Mią – dopowiedział.

- Jeżeli miało mnie to uspokoić to słabo Ci to idzie...Czekaj, Mią? – tym razem głos May przybrał ciepłą, pełną zainteresowania barwę.

- Tak, Mią – chrząknął chłopak i spojrzał zażenowany na swój zeszyt do matematyki – Muszę kończyć, pa. – rozłączył się. Wrócił do rozwiązywania zadań, kiedy do głowy wpadła mu całkiem nie głupia myśl. Zamknął zeszyt i książkę, wziął laptopa pod pachę i wyszedł z pokoju. Potem zawrócił i kiedy nacisnął klamkę żeby wejść do środka, zobaczył że ktoś idzie w jego kierunku.

- O, wychodzisz –usłyszał– Szkoda, pomyślałam że moglibyśmy się razem pouczyć bo....brakuje mi towarzystwa – dopowiedziała półszeptem dziewczyna. Peter uśmiechnął się lekko i spojrzał na Mię. Miała na sobie dużą, różową bluzę a jej włosy delikatnie opadały na ramiona. Wyglądała uroczo.

- Właściwie to... - zaczął i otworzył drzwi od swojego pokoju – Miałem zamiar pójść do Ciebie – wyznał trochę zmieszany i zaprosił dziewczynę do środka. Ta uśmiechnęła się prawie niewidocznie i weszła do pomieszczenia. Kiedy przechodziła obok chłopak poczuł delikatny, słodki zapach jej perfum. Wszedł za nią i zamknął za sobą drzwi. Odłożył laptopa i książki na biurko. Mia usiadła na łóżku i położyła obok swoje notatki.

- Więc... - popatrzyła na chłopaka – Całkiem nieźle nam poszło z tymi typkami – uśmiechnęła i się i było widać że była nawet dumna z ich wspólnego osiągnięcia.

- Tak... Było całkiem – zaczął chłopak – Fajnie – dokończył i popatrzył na dziewczynę uśmiechając się. Ona też się uśmiechała.

- Zgadzam się – powiedziała – Uwielbiam łamać zakazy taty – dopowiedziała półszeptem – I po ostatnich dniach mogę stwierdzić to samo o Tobie – i tutaj Petera zatkało. Nie wiedział co na to odpowiedzieć, zgodzić się źle, a z drugiej strony przyłapała go na tym co najmniej dwa razy więc zaprzeczenie byłoby głupim kłamstwem.

- Tak...jakoś - jąkanie powróciło – Tak wyszło – odpowiedział i miał ochotę przybić sobie piątkę z czołem. Czuł się niesamowicie zażenowany i w dodatku ta rozmowa z May....ten dzień nie należał do najlepszych.

- A właściwie co takiego musiałeś zrobić żeby zdać? – pytanie dziewczyny zdecydowanie pomogło w całej sytuacji, mógł powiedzieć przynajmniej coś normalnego. Usiadł obok niej na łóżku i popatrzył przed siebie.

- Przez to że jestem...No tym kim jestem – wskazał na kostium przewieszony przez krzesło – Spidermanem, moja frekwencja w szkole nie jest...jakby to ująć – zastanowił się – Zbyt dobra. Pewnie niektórzy uznali by ją za tragiczną – zaśmiał się nerwowo.

- Dlatego starasz się o dobre oceny, żeby to zrekompensować – Mia dokończyła za niego.

- Właśnie – popatrzył na nią – I musiałem napisać ważny test, gdyby mnie nie było to nauczycielka by mnie pewnie zabiła.

- Nawet nie wiesz jak bardzo to rozumiem – powiedziała i zobaczywszy zdziwienie na twarzy Petera kontynuowała – Rozmawiasz z córką Tonego Starka....

- Ciągle w to nie wierzę – przerwał jej , na co oboje się zaśmiali.

- Z związku z tym, nie wiem czy zauważyłeś ale też często mnie nie było w szkole – wzruszyła ramionami i naciągnęła rękawy bluzy – Co prawda nie jest u mnie aż tak źle – pokazała na Parkera – Ale teraz w ogóle mnie tam nie – westchnęła. – Myślisz że Ci goście i ten co Ciebie postrzelił są jakoś połączeni? – zmieniła temat.

- Sam nie wiem, ale jeżeli pytasz o moją opinię – potem popatrzył na dziewczynę i zorientował się że właśnie o to pytała – A ty wiedzieć co o tym myślę – zająknął się – Myślę że użycie tej samej broni atakując ludzi bliskich Tonemu to nie przypadek. – odpowiedział zachowując spokój by się bardziej nie pogrążyć. To była prawda i szczerze przerażała go myśl o tym że to się może powtórzyć.

- Nie może być. Tylko kto i dlaczego to robi? – Peter uznał ze to pytanie retoryczne więc postanowił to zignorować – Umiesz matmę? – spytała swobodnie.

- Tak – odpowiedział dumnie chłopak. – Myślałem że nie masz z nią problemów – dopowiedział i przeczesał włosy palcami.

- Nie mam, ale nie lubię rozwiązywać zadać sama – oznajmiła Mia i otworzyła jeden ze swoich zeszytów – Co ty na to?

- Chętnie akurat dzisiaj robiłem trochę matmy – uśmiechnął się i wziął zeszyt i laptopa, rozkładając je na podłodze. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i usiadła obok, atmosfera ewidentnie zrobiła się luźniejsza od ich pierwszego spotkania, jednak Peter ciągle czuł się dziwnie spięty i zestresowany kiedy byli zbyt blisko siebie. Miał tak tylko jeszcze przy MJ dlatego nie rozumiał o co właściwie chodzi. Siedzieli i odrabiali matematykę, jak urocza para dwóch kujonów, śmiejąc się i żartując. Jakby całe zło na świecie nie istniało i gdyby ostatnie wydarzenia nigdy się nie wydarzyły.

BROKEN - spider-man fanfictionWhere stories live. Discover now