10

18 1 0
                                    

MIA

Od spotkania z Betty minęły dwa tygodnie. Cały ten czas dziewczyna nadrabiała lekcje. I nie wychodziła z pokoju. I płakała. Odczuwała wrażenie że nie potrafi już dogadywać się z ludźmi, jakby zrobiła się kompletnie aspołeczna. Nie wychodziła nawet na treningi z Nat. Jakby utknęła w martwym punkcie, z którego nie ma wyjścia. Może będzie lepiej, potem znowu będzie się odcinać. Tony zadzwonił do jej szkoły i ustalił że będzie miała nauczanie w domu na czas bliżej nie określony. Będzie dostawać materiały i uczyć się w domu. Tak jak teraz. Właśnie odrabiała hiszpański. Co prawda żadna z jej przyjaciółek nie chodzi na ten przedmiot więc Michelle pożyczyła dla niej zeszyt od Petera. Parker. To był jej najmniejszy, ale również najbardziej ciekawy problem. Zastanawiała się co się takiego wydarzyło że oni wszyscy zaczęli się przyjaźnić...Czy jeżeli ona wróci to też będzie musiała utrzymywać z nimi oraz jego przyjacielem kontakt? Wzięła do ręki kubek i upiła łyk herbaty. Spędzała już kolejną godzinę nad książkami, ale jak się okazało ma całkiem sporo do nadrobienia. Dwa miesiące opusczania szkoły to dosyć sporo materiału do przerobienia. Na szczęście dziewczyna jest Stark. Znajduje czas nawet na swój tajny projekt pomiędzy nauką. Nagle coś mignęło przed jej oknem. Coś czerwonego, potem złotego. Wstała i podeszła do szklanej ściany żeby lepiej widzieć. Wyglądało na to że Avengers mają wspólny trening na zewnątrz. Raczej rzadko wychodzili z budynku, może się im nudziło. Zobaczyła jak jej tata ściera się ze spidermanem. Mia musiała przyznać że się myliła, on był naprawdę niezły. W dole Cap i Clint celowali w latające tarcze. Brakowało tylko Nat i Bannera. Raczej nie przypadek, na pewno nie pierwszy raz kiedy oni oboje magicznie znikają. Oderwała się od szyby i poszła do kuchni po drugą herbatę.

PETER

Od razu po treningu poszedł wziąć prysznic. Była sobota więc mógł chwilę odetchnąć od szkoły i obowiązków ucznia. Miał odwiedzić ciocię, ale musiała pojechać na jakąś delegację i nie było jej w mieście. Przebrał się w czyste ubrania. Pomasował obolałe mięśnie oraz parę nowych siniaków. Testował nowy kostium od Starka. Był genialny, ale nie tak wygodny jak pierwszy. Wysuszył włosy, przejrzał podręczniki i ruszył do kuchni. Umierał z głodu. Na miejscu zastał Tonego. Robił chyba jajecznicę. Podszedł bliżej żeby się przywitać.

- To był naprawdę dobry trening - uprzedził go Barton – Idzie Ci coraz lepiej. – poklepał Petera po plecach. Ciągle miał na sobie strój do walki. Tony odwrócił się od patelni i wyciągnął piątkę do chłopaka, a ten przybił.

- Chcesz jajecznicę? – odezwał się w końcu. Chłopak kiwnął głową z entuzjazmem. Czuł się naprawdę dziwnie. Tony Stark robił mu jajecznicę. Wyciągnął z lodówki sok i nalał sobie do szklanki.

- Nalej mi też! – Clint prawie się rzucił się na napój. Peter bez wahania oddał mu swoją szklankę, dla siebie wziął nową – Dzięki, potrzebuję się napić. – wziął duży łyk i uśmiechnął się do chłopaka. Peter ledwo odłożył sok do lodówki, a przed jego twarza wylądował talerz z jedzeniem. Wziął go i razem z Tonym zajęli miejsca przy stole. Zaczęli jeść.

- Hej Tony, co u Mii? – w pomieszczeniu zmaterializował się nagle Cap – Dawno jej nie widziałem. Smacznego, Peter – skinął na chłopaka.

- Tak samo jak ja. – westchnął mężczyzna – Właściwie chciałem Cię o coś prosić, Peter. – spojrzał w oczy chłopaka. – Mógłbyś z nią porozmawiać. Może ktoś kto przeżył coś podobnego... No wiesz, może się dogadacie. – posłał mu słaby uśmiech.

- Ja...Sam nie wiem – chłopak zaczął grzebać w jajecznicy – Ale mogę spróbować i zobaczyć co da się zrobić – brawo Peter, zabrzmiało to tak jakbyś miał naprawić jakiś stary odkurzacz. Tony się jednak uśmiechnął i obiecał zaprowadzić go do pokoju dziewczyny, zaraz jak zjedzą. Tak więc chłopak zaczął jeść najwolniej jak potrafił. W międzyczasie przyszła jeszcze Natasha i wszyscy rozmawiali, żartowali i jedli przy jednym stole. Jak rodzina. Serce Petera zalało przyjemne ciepło. Takie jakie czuł jak był z May.

- Powodzenia – rzucił Tony i zostawił go przed drzwiami do pokoju. Chłopak dawno nie był tak zestresowany. Zapukał. Bez odzewu. Powoli nacisnął klamkę. Otwarte.

- Mia? – zajrzał do pokoju. Dziewczyna siedziała na łóżku i przeglądała coś na telefonie. Na jego widok szybko się zebrała i założyła włosy za ucho. Peterowi zamarło serce. Już wcześniej wiedział że dziewczyna była ładna, ale teraz kiedy byli kompletnie sami uznał że jest przepiękna. Chciał jej pomóc.

- Co ty tu robisz? – spytała chyba bardziej wystraszona niż zła. Jej oczy zrobiły się większe – Boże! Jesteś Spidermanem! – prawie krzyknęła. Chłopak stanął jak słup. Spodziewał się że to odkryje ale nie tak szybko. Nawet nie zdążył jej przypomnieć jak ma na imię bo był pewien że dziewczyna tego nie wie. – Peter, prawda? Chodzimy razem na hiszpański – no to proszę. Jednak wie. Dziewczyn usiadła na łóżku on zrobił to samo. – To co tu robisz? Zakładam że się nie zgubiłeś bo się mnie spodziewałeś.

- Twój tata chciałby żebym Ci pomógł. – odetchnął głęboko. Za dużo naraz niż się spodziewał. Mia się uśmiechnęła. Tyle że nie był to szczery uśmiech. Bardziej drwiący, sarkastyczny.

- Nie obraź się, ale wątpię. Jestem zepsuta. – pokazała na siebie – Nie umiem już się komunikować z ludźmi, poza tym...Musiałbyś przez to przejść żeby zrozumieć. – skierowała swój wzrok na dłonie, w których miętoliła kawałek bluzki.

- Wiem przez co przechodzisz... - westchnął głęboko, nie chciał zabrzmieć jakby się użalał. W końcu to ona jest tutaj tą potrzebującą. – Ja...Ja straciłem rodziców kiedy byłem dzieckiem. Właśnie dlatego Tony mnie przysłał. Mieszkam...Mieszkałem z ciocią i jest to jedyna osoba poza moimi przyjaciółmi, którą mam. – powiedział dosyć spokojnie. Jednak wspomnienie o rodzicach go bolało, nie mógł tego pokazać. Mia już po pierwszym zdaniu patrzyła na niego ze współczuciem.

- Peter, tak mi przykro – powiedziała i sięgnęła by ścisnąć jego dłoń. – Jak sobie z tym radzisz?

- Minęło kilka lat, ciągle mi się chce płakać jak o tym myślę, ale mam May i dzięki temu jakoś to znoszę. Myślę że jak masz kogoś, kto Cię wspiera to jest łatwiej. Tylko musisz żyć dalej – pokazał na pokój ręką. – Nie możesz tu zostać do końca życia – ścisnął dłoń dziewczyny mocniej. Ona zmarkotniała, nie chciała wychodzić, żyć dalej. – Masz Tonego. Innych Avengers i przyjaciółki w szkole. Wierzę w Ciebie że dasz radę – uśmiechnął się życzliwie. Mia powstrzymywała łzy, ale jej się nie udało. Rozpłakała się. Nie ze smutku, tylko z wzruszenia i mieszanki emocji, które odczuwała.

- Mówisz mi, że mam wrócić do szkoły? – spytała, kiedy trochę ochłonęła. – Żyć dalej? A co jak nie umiem? Bez niej to już nie to samo. – popatrzyła prosto w czekoladowe oczy chłopaka.

- Będzie trudno, nawet bardzo. Dlatego właśnie nie możesz być sama. – powiedział, chociaż jego serce pękało, kiedy widział jak dziewczyna płacze – Na początku może nadrób to co przegapiłaś. Widziałem, że Betty zbierała dla Ciebie notatki. Pomóc Ci w czymś? – postanowił trochę rozluźnić temat.

- Dzięki, ale na razie sobie nawet radzę – odpowiedziała – Ale dzięki, serio – jej twarz przybrała coś na kształt uśmiechu. Peter odwzajemnił ten uśmiech. Dalej tkwili w ciszy, nie łączyło ich nic oprócz wspólnych przeżyć i emocji. Nic. Poza tym co się teraz wydarzyło byli sobie całkowicie obojętni. Mia wstała z łóżka i poszła po chusteczkę, żeby wytrzeć nos. Peter podniósł się z łóżka i skierował się do wyjścia. Nie miał pojęcia czy może zrobić coś więcej. Pierwsza rozmowa i już doprowadził dziewczynę do płaczu, genialnie. Kiedy sięgnął po klamkę oberwał czymś od dziewczyny.

- To chyba twoje, Parker – powiedziała. Chłopak spojrzał w dół i zobaczył swój zeszyt do hiszpańskiego, który pożyczył Michelle. Już wiedział po co. Podniósł go i machnął dziewczynie na pożegnanie. Opuścił jej pokój i pobiegł do swojego. Zamknął za sobą drzwi i wykręcił numer cioci.

- Halo? May? Co za dzień... 

BROKEN - spider-man fanfictionWhere stories live. Discover now