45

5 1 0
                                    

Wyruszyli tak jak Tony powiedział, z samego rana. Co prawda słońce nie zdążyło jeszcze wstać więc Peter miał wrażenie jakby był to środek nocy. W rzeczywistości jednak była po prostu czwarta nad ranem, nietypowa godzina. Ale tylko nietypowa mogła dać im jakikolwiek element zaskoczenia, za czym idzie lekka chociaż przewaga nad wrogiem. Peter miał nadzieję na szybką akcję, głownie ze względu na swój brak siły na dalsze użalanie się i ze względu na to że chciał aby Mia zakończyła razem z nim ten rok szkolny. Został im jeszcze jakiś tydzień i szczerze wątpił żeby dziewczyna przyszła jeszcze do szkoły, jednak mogła przyjść na zakończenie roku i odebrać świadectwo jak każdy inny uczeń. Mogła by poczuć się przez chwilę normalnie i on mógłby jej w tym pomóc. Był tylko kolejny powód by ją wyciągnąć z tego całą i zdrową.

- Nad czym tak myślisz, młody? – nie zauważył nawet kiedy obok niego usiadł Rogers, który do tej pory siedział za sterami, teraz na jego miejscu znajdował się Barton. Ręka Capa wylądowała na ramieniu nastolatka, przez co Peter lekko się rozluźnił. Był strasznie spięty, z resztą nie tylko on.

- Chcę po prostu żeby wszystko się udało – odpowiedział szczerze i uśmiechnął się nerwowo – Jestem już po prostu zmęczony tym wszystkim – westchnął.

- Dzisiaj to zakończymy – powiedział pewnie blondyn trochę głośniej by wszyscy na statku mogli go usłyszeć – Raz na zawsze – dodał tym swoim motywującym tonem, na co cała reszta pokiwała lekko głowami.

MIA

Skulona leżała pod ścianą od na pewno paru godzin. Jej policzki było mokre od łez, ręce i dłonie zakrwawione, a nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Była wykończona i mimo chęci do walki i determinacji, którą czuła, nie była w stanie wstać a co dopiero uciekać czy walczyć. Zastanawiała się czemu Caiden jeszcze jej nie znalazł, a jak znalazł to czemu po nią nie przyszedł. Była prawie pewna że narkotyki, które jej podał i to że mącił jej w głowie i mieszał w jej myślach czy wspomnieniach, przyczyniły się mocno do jej obecnego stanu. Może więc wiedział że nie ma sensu za nią biec bo i tak nie jest w stanie odejść za daleko.

Po cichu westchnęła i podniosła głowę, następnie opierając się na rękach usadowiła się w pozycji siedzącej i oparła się o ścianę. Musiała wstać. Dla siebie, dla Tonego, dla Petera. Dla jej mamy. Popatrzyła na swoje rozcięcia na rękach i zawinęła je w materiał sukienki, żeby zatrzymać krwawienie. Nie bolało ją to. Były to chyba jej najmniejsze obrażenia ze wszystkich jakich doznała. Żałowała że nie wzięła ze sobą butów, które mogły jej posłużyć za prowizoryczną broń ze względu na obcasy. Powoli wstała ciągle opierając się o ścianę i zrobiła krok do przodu. Jej kolana ponownie się ugięły, ale nie poddała się i utrzymała równowagę.

- Nie radziłbym Ci iść dalej – usłyszała za sobą, kiedy się odwróciła zobaczyła agenta Shotta, przez którego się znajdowała – On Cię znajdzie. Znajdzie i zabije – dodał. Mia prychnęła pod nosem.

- Jak zostanę to też to zrobi – odpowiedziała- Nie mam zbyt dużego wyboru – zignorowała obecność mężczyzny i powoli ruszyła we wcześniej obranym kierunku. Usłyszała kroki w jej stronę i szybko została odwrócona przez mężczyznę. Próbowala uderzyć go w twarz, ale zablokował jej cios. Wykręciła swoją rękę by się uwolnić ale to również nie pomogło.

- Wybacz, ale za to mi płacą – powiedział i uderzył ją w kolano by ja obezwładnić. Dziewczyna zgięła się i upadła na zimną podłogę. Shott podszedł bliżej i chciał ją podnieść ale zamiast tego wylądował nieprzytomny obok niej. Zdezorientowana dziewczyna popatrzyła w miejsce, w którym stał przed chwilą mężczyzna i szeroko otworzyła usta. Chłopak szybko do niej podbiegł i pomógł jej wstać, następnie ją podtrzymał by ponownie nie upadła.

- Nie – powiedziała – Ciebie tu nie ma, to tylko wytwór mojej wyobraźni – próbowała się wyrwać z uścisku chłopaka.

- Jestem tu – odpowiedział Peter swoim ciepłym głosem – Nie wiem przez co musiałaś przejść, ale już tu jestem i jesteś bezpieczna – przytulił ją delikatnie do siebie. Chłodna powierzchnia jego stroju przyjemnie ochłodziła jej rozgrzane policzki i ciało.

- Peter? – zapytała – Przyszedłeś?

- Jestem tutaj – przytulił ją mocniej – Jestem – na jego słowa do oczu dziewczyny napłynęły łzy. Przytuliła się mocniej do jego ciała. Przyszedł po nią, wszystko będzie dobrze. Musi być. Po dłuższej chwili odsunęła się od niego by móc popatrzeć w jego piękne oczy. Jednak zobaczyła w nich tylko smutek i zmęczenie. Położyła zakrwawioną dłoń na jego policzku zostawiając na nim ślad, jednak kiedy próbowała ją cofnąć, Peter ją zatrzymał i przysunął swoją twarz bliżej jej. Mia nie zastanawiała się długo, być może miała zamieszane w głowie, być może czuła się samotna. Kiedy jej usta spotkały się z jego, wszystkie negatywne myśli rozpłynęły się. Poczuła jak dłonie chłopaka przyciągają jej ciało bliżej jego. Niepewnie i powoli Peter pogłębił pocałunek, sprawiając że w brzuchu dziewczyny zaczęły latać motyle. W tamtej chwili nie obchodziło jej to że prawie zginęła, że chłopak tak naprawdę jest z Michelle. Myślała tylko o tym jak bardzo za nim tęskniła i jak bardzo chciała być blisko niego. Jakby to była jej ostatnia szansa i zaraz po tym Parker miałby zniknąć z jej życia.

Peter przejechał dłonią po jej rozcięciu na policzku, na co syknęła cicho.

- Wybacz – powiedział cicho i odsunął się trochę od niej.

- W porządku – odpowiedziała jeszcze ciszej, nie chciała zepsuć tej przyjemnej ciszy wokół nich. Popatrzyła w jego oczy i uśmiechnęła się. Cieszyła się że to zrobiła nawet jeżeli miała tym bardziej złamać swoje serce – Wiem że jesteś z MJ, ale bardzo tego potrzebowałam – dodała już trochę głośniej, by chłopak na pewno zrozumiał. Na twarzy Petera pojawił się szok.

- Z MJ? Dlaczego tak myślisz? – jego pytanie zbiło dziewczynę z tropu.

- Na balu, przecież wyszedłeś do niej, widziałam jak się całowaliście – odpowiedziała. Jej odpowiedź musiała naprawdę namieszać chłopakowi w głowie bo jego mina wyrażała jedynie zdezorientowanie.

- Ale ja nie widziałem jej na balu – wytłumaczy – Poszedłem do Happiego bo rzekomo mnie wezwał – dodał. Wtedy Mię olśniło. Zdjęcie, które pokazał jej Shott było podrobione by sama z siebie chciała wsiąść do samochodu. To znaczyło że Peter wcale nie całował się z Michelle i być może nic między nimi nie było. Za to całował się z nią i to pare minut temu.

- Czyli ty i Michelle, nie...

- Jesteśmy przyjaciółmi – pogłaskał Mię po policzku – Ty jesteś jedyną, którą kocham – oznajmił trochę speszony. Jakby bał się wypowiedzieć co naprawdę czuł. Mia poczuła jak robi jej się gorąco i jak radość wypełnia jej serce. Nie spodziewała się tego usłyszeć, ale było to jedyne czego potrzebowała by poczuła się lepiej. Oparła się mocniej o ścianę, ciągle była mocno osłabiona, a wyznanie chłopaka sprawiło że zapomniała jak się stoi czy chodzi. Uśmiechnęła się do niego i przełożyła swoje dłonie na jego kark. Złączyła ich czoła razem ciągle się uśmiechając.

- Ja Ciebie też kocham – odpowiedziała i pocałowała go delikatnie – Mój bohaterze – dodała bardziej żartobliwie.

- Musimy Cię z tąd zabrać – powiedział chłopak i wziął dziewczynę na ręce – Tak mi przykro że musiałaś przez to przejść – dodał z wielkim żalem w głosie. Mia wtuliła się w jego klatkę piersiową żeby pokazać mu że wszystko jest w porządku i żeby się nie obwiniał. Teraz kiedy już przy niej był, naprawdę nie chciała niczego więcej. Nie obchodziło jej to że jest mocno ranna i że gdzieś tam czai się mężczyzna, który pragnie zabić ich obu. Teraz dla niej liczył się tylko Peter Parker.

BROKEN - spider-man fanfictionWhere stories live. Discover now