37

10 1 0
                                    

MIA

Zaraz po powrocie, który był dużo później niż obiecali, Tony zorganizował spotkanie w laboratorium. Dziewczyna siedziała na blacie i umierała z nudów. Przez to że jej ojciec wziął ze sobą Petera nie miała z kim spędzać czasu a kiedy próbowała komuś pomoc w badaniach czy nawet treningu, wszyscy ją zbywali. Także cały dzień spędziła na oglądaniu netflixa i modlitwie by Tony i Parker wrócili cało.

- Powiedz chociaż że na coś się przydał ten wasz wyjazd – powiedział Steve, który stał pod ścianą z założonymi rękami. Tony westchnął.

- Tak – powiedział i wyciągnął kawałek zmiętego papieru z kieszeni spodni – Ewidentnie się nas spodziewał więc zostawił list – położył skrawek na blacie. Zaciekawiona Mia spojrzała na niego, ale nie zdążyła przeczytać treści bo jej ojciec kontynuował – Plus młody znalazł prawie rozłożone ciało, ale zrobiłem z Brucem analizę i to był jakiś zwykły mundurowy. Nic ważnego. – machnął ręką.

- A co jest w tym liście? – zainteresował się Barton – Coś istotnego czy kolejna groźba?

- Wyjaśnienie – odpowiedział mężczyzna – Odpowiedź, której szukałem za długo i nie wziąłem pod uwagę tego co miałem pod nosem – jego głos zmienił się diametralnie, przez co Mia się zaniepokoiła. Dawno nie słyszała tyle złości i negatywnych emocji w jednym zdaniu wypowiedzianym przez ojca.

- Czyli co? – wstała i podeszła do rodziciela, podniosła list i chciała przeczytać, jednak Peter zabrał jej go z ręki – Co jest? – zdenerwowała się.

- Czy ktoś może wytłumaczyć się co się dzieje? – zapytała zdezorientowana Natasha.

- Tony, co jest w tym cholernym liście? – zapytał Steve.

- On ją zabił – powiedział cicho – Ten dupek zabił Rachel! – krzyknął. Był wyraźnie roztrzęsiony. Mia myślała że się przesłyszała. Bała się Caidena bo groził jej ojcu. Teraz go po prostu nienawidziła. Nie wiedziała co ma zrobić, a nie miała zamiaru się rozpłakać na oczach każdego, dlatego szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia i zaraz potem wybiegła na zewnątrz. Potrzebowała powietrza. Kiedyś myślała że może ten człowiek ma w sobie dobro. Ale on zabił kobietę, którą kochał! Nie mógł mieć uczuć, a taka osoba jest zdolna do wszystkiego. Z trudem powstrzymała łzy. Chociaż była bardziej wściekła niż smutna, miała ochotę krzyczeć. Wyrzucić z siebie to wszystko, sprawić że to wszystko się skończy. Zniknąć. Objęła się ramionami i spojrzała w niebo. Dlaczego ona? Nie mogło trafić na kogoś innego? Tyle osób jej zazdrościło bo była córką miliardera, co jej na to jak pieniądze nie zwrócą jej matki, nie załatwią sprawiedliwości na tym świecie i nie naprawią jej zdrowia psychicznego. Bycie córką miliardera? Spoko. Bycie córką bohatera? Raczej nie.

- Jak się trzymasz? – usłyszała za sobą. Przetarła oczy na wszelki wypadek rękawem i odwróciła się. Stał tam Peter. Miała ochotę parsknąć, czemu akurat zawsze on jest kiedy jej życie się sypie.

- A jak mam się czuć? – wzruszyła ramionami. Odwróciła się od chłopaka, a ten podszedł bliżej i zasłonił jej widok na zachodzące słońce.

- Myślałem ze jak się wygadasz to poczujesz się lepiej – powiedział i położył dłoń na jej ramieniu. Spojrzała niepewnie na jego rękę i westchnęła.

- Jedyne co mi poprawi humor to zobaczenie jej jeszcze raz – powiedziała przez zęby – Albo wyrwanie serca temu bydlakowi – dodała. Nie użyła najmilszego tonu. Peter zabrał dłoń i spuścił wzrok.

- Dopadniemy go – powiedział.

- Wybacz – odpowiedziała – Nie chciałam być nie miła – tłumaczyła – Jestem po prostu taka zła...i smutna – dokończyła i podeszła bliżej chłopaka. – Myślisz że mogę się przytulić? – zapytała cicho. Parker uśmiechnął się zachęcająco i kiwnął głową. Wtuliła się w jego tors a on zacisnął ręce wokół jej talii, przyciągając ją bliżej. Powoli się uspokajała. Bliskość chłopaka pomagała jej ochłonąć i czuła się bezpiecznie i po prostu dobrze. Mogłaby tak zostać na zawsze. Peter pogładził dłonią jej włosy i zanurzył w nich twarz.

- Dziękuję – wyszeptała w jego koszulkę – Za to że tu jesteś – dodała i mocniej zacisnęła ręce na jego ciele.

- To nic takiego – odpowiedział i odsunął ją od siebie tak żeby widzieć jej twarz.

- Uwierz mi – zaśmiała się lekko – Że nie każdy chciałby mieszać się w te problemy – powiedziała. Popatrzyła prosto w jego oczy i zatraciła się nich, już nie wiadomo który raz. Jednak tym razem było inaczej. Widziała w nich współczucie i ból oraz troskę i radość. Małe iskierki tańczyły w czekoladowych tęczówkach. Potem jego wzrok padł niżej, na jej usta i szybko wrócił z powrotem do jej oczu. Czuła się rumieni. Może jednak nie darzyła Parkera samą przyjaźnią, a może nawet on czuł to samo. Zbliżyła swoją twarz do jego twarzy i ich nosy prawie się stykały. Na ustach chłopaka pojawił się lekki uśmiech. Jego ręce ciągle spoczywały na jej policzkach, za to jej na jego karku. Nagle cały świat i wszystkie zmartwienia i problemy zniknęły. Nie było nic poza nimi. Mia często tak się czuła w jego towarzystwie i uwielbiała ten stan. Błogość i radość zamiast płaczu i zamartwiania się. Również się uśmiechnęła i poprawiła swoje dłonie na karku chłopaka. Wydawało jej się że oboje chcą tego samego, że to ich moment. Moment, który został zrujnowany przez Natashę. Kobieta podeszła do nich jak gdyby nigdy nic.

- Musicie wracać – oznajmiła i od razu zorientowała się że zepsuła chwilę – Wybaczcie, ale to ważne – dodała i zawróciła w kierunku budynku. Mia odsunęła się od chłopaka odzyskując trzeźwy umysł. Słońce już prawie zaszło, niebo było różowe. Popatrzyła na Petera, który drapał się po karku i uśmiechał się niepewnie.

- Patrz jak ładnie – powiedziała, ten odwrócił się i popatrzył w niebo.

- Nie aż tak jak ty – odpowiedział i wrócił do niej wzrokiem. Policzki dziewczyny zaczęły piec i zrobiły się całe czerwone – Masz piękne oczy kiedy jesteś smutna – dodał.

- Czyli wolisz żebym cierpiała niż była szczęśliwa? – zakpiła żeby rozluźnić atmosferę.

- Skąd! To nie miało tak zabrzmieć – był zmieszany.

- Nabijam się – wytłumaczyła i ruszyła w kierunku budynku – Chodź – powiedziała przez ramię i Peter podążył jej śladem.

PETER

Po tym jak Tony ogłosił i zadecydował jakie są kolejne działania jeżeli chodzi o walkę z Caidenem, chłopak odprowadził Mię do pokoju i wrócił do swojego. Nie potrafił wyrazić jak przykro mu było z jej powodu i jak bardzo współczuł dziewczynie. Rana, która jeszcze nie zdążyła się zagoić została rozdrapana po raz kolejny. Mimo wszystko nie odwołała wyjścia na bal, z czego Peter się bardzo cieszył. Został nie cały tydzień, a on bardzo chciał zobaczyć się ze znajomymi i odciąć myśli od negatywów w jego życiu. Miał nadzieję że zrobi to też dobrze Mii, ona zdecydowanie bardziej potrzebowała przerwy niż on. Mimo wszystko nie potrafił wyrzucić z głowy wspomnienia o tym co się stało między nimi. Bo coś się stało, prawda? Przyjaciele są blisko ale chyba nie aż tak. Nie wiedział co poczuł ale miał nadzieję że dziewczyna poczuła to samo. Była to jedna z niewielu miłych rzeczy, które się ostatnio wydarzyły się w jego życiu. Może jednak jest możliwość ze Mia Stark myśli o nim jako o kimś więcej niż przyjacielu? Może mogło się coś między nimi wydarzyć? Nie chciał zapeszać, a już na pewno nie chciał jej wykorzystać kiedy była smutna. Chciał wiedzieć że i być pewnym że dziewczyna myśli trzeźwo i do niczego jej nie zmuszać. Jego rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi.

- Otwarte – powiedział. Do pomieszczenia weszła May – Cześć – przywitał się.

- Słyszałam co się stało – powiedziała cicho, a chłopak rzucił jej nierozumiejące spojrzenie – Po tym jak wyszedłeś za Mią – sprecyzowała.

- Jak ty...

- Nat mi powiedziała – wytłumaczyła. Petera ogarnął większy szok, nie spodziewał się że jego ciocia i Wdowa znajdą wspólny język. Najwidoczniej się mylił. – Chciałam się zapytać jak u Ciebie?

- U mnie w porządku – powiedział – Do niczego nie doszło – dodał. May zrobiła zaciekawioną minę.

- Chcesz powiedzieć że się nie cało...

- Boże, May! Nie! – wykrzyczał i wstał. Ciocia się uśmiechnęła i od zrobił to samo. Po chwili oboje zaczęli się śmiać. Żadne z nich się nie spodziewało tak gwałtownej reakcji chłopaka i wyglądało to komicznie.

BROKEN - spider-man fanfictionWhere stories live. Discover now