12

15 0 0
                                    


TONY

Widział jak chłopak łapie się za brzuch i upada. Od razu wzrok przekierował na sprawcę, ale ten już uciekał.

- O nie, nie uciekniesz. – wysyczał przez zęby – F.R.I.D.A.Y przeanalizuj parametry życiowe Petera i wyślij kogoś po niego – spojrzał na chłopaka i wzbił się w powietrze patrząc w miejsce, gdzie jego zdaniem znajduje się strzelec

- Chłopak potrzebuje natychmiastowej pomocy. Rana przebiła płuco więc za jakąś godzinę może przestać oddychać. Bez wcześniejszej pomocy i tak się wykrwawi. – słowa SI zaniepokoiły Tonego. Nawet bardzo. Nie chciał stracić tego dzieciaka. Ba, on nie mógł go stracić bo była to ostatnia jego nadzieja na powrót do szczęśliwego życia.

- Niech to. – wysyczał i wrócił do ciała chłopaka – Peter, młody, proszę. Wytrzymaj jeszcze trochę – wziął go na ręcę i zaczął lecieć w kierunku siedziby. – F.R.I.D.A.Y przekaż Bannerowi i reszcie żeby przygotowali sale szpitalną. Prześlij im dokładny opis obrażeń. – Wyznaczył rozkazy „asystentce" i przyśpieszył tempa. Zdjął Peterowi maskę, uznał że to może pomoże mu oddychać. Popatrzył na jego spokojną twarz, tak naprawdę wyglądał jakby spał. Musiał założyć dzisiaj stary kostium. Niech Cię Peter, akurat dzisiaj mogłeś założyć ten kuloodporny. Tony miał na sobie ogromny ciężar odpowiedzialności za chłopaka, on nie mógł umrzeć bo May załamałaby się nie odwrotnie, a Avengers i Tonego znienawidziła i pewnie pozwała za rekrutowanie nieletnich czy coś. Ale on nie umrze. Nie może. Chwycił jego drobne ciałko mocniej żeby nie miał dodatkowych problemów z tym że mu upadnie. Wtedy to byłaby już katastrofa. Szybko wylądował na dachu budynku i zjechał windą na sam dół. Na miejscu czekali na niego Banner, Natasha i doktor Cho.

- Szybko połóż go tam – wskazała kobieta i przeanalizowała wzrokiem ranę. Podszedł do niej też Bruce, który wpisał coś w komputerze i zaczął analizować przesłane przez F.R.I.D.A.Y dane.

- Kula nie przeszła na wylot. – powiedział po chwili – To dobrze, można ją usunąć. – dodał i popatrzył na Petera.

- Pójdę przygotować sprzęt. – powiedziała Cho i wyszła do innego pomieszczenia. Banner podszedł do Tonego i objął go ramieniem. Było mu trudniej przez zbroję Iron Mana, ale wciąż pamiętajmy kto jest Hulkiem.

- Nie obiecuję że się uda, Tony – westchnął po cichu – Operacja jest bardzo skomplikowana, a jego stan już jest nienajlepszy. – wskazał głową łoże, na którym leżał chłopak. Tony poczuł ucisk w sercu.

- Bruce, to się musi udać. Rozumiesz? – zdjął zbroję i popatrzył na przyjaciela powstrzymując się od błagania go na kolanach. – On nie może zginąć, to moja wina. Mogłem go wcześniej ostrzec. – zaczął się plątać. Był bardzo zestresowany. Myśl o stracie kogokolwiek jeszcze go przerażała, a już szczególnie kiedy dotyczyła kogoś ważnego – On...On nie może. Za dużo osób na tym ucierpi, z mojej winy...

- Zrobię co w mojej mocy – Banner poklepał przyjaciela po ramieniu i uśmiechnął się raczej mało przekonująco. Wyprosił Starka z pomieszczenia na czas operacji, a ten udał się do swojej sypialni. Co mógł zrobić? Stanie tam i czekanie nie pomoże im w wykonywaniu zabiegu, a on wpadnie tylko w większą panikę. Kiedy zamknął za sobą drzwi popatrzył na zdjęcie wiszące nad łóżkiem. Był na nim on. Mia i jego miłość...Rachel. Tęsknił za nią każdego dnia i bardzo brakowało mu jej obecności, ale musiał sobie z tym jakoś poradzić.

- Proszę, wiem że tam jesteś... - popatrzył w górę – Nie pozwól mi stracić i jego, ukochana. Pilnuj go, proszę – prawie wyszeptał i przecierając oczy skierował się do łazienki aby wziąć prysznic.

MIA

Dziewczyna czuła ogromne zamieszanie w budynku. Nie mogła się skupić na nauce, słyszała kroki, bieganie, nawet krzyki chyba Tonego ale nie była pewna. Coś się działo, pewnie się pokłócą chwilę z Rogersem i przestaną jak zwykle. Kontynuowała swoją naukę. Musiała dokończyć jakieś równania z chemii, za czym nie bardzo przepadała dlatego chciała to jak najszybciej mieć za sobą. Upiła łyk wcześniej zrobionej kawy, poprawiła związane w kucyka włosy i zaczęła pisać w zeszycie wyniki. Było już dosyć późno, Mia siedziała nad książkami od rana, ale chciała szybko oddać wszystko Betty, po za tym miała przynajmniej coś do roboty. Wypełniała ostatnią lukę kiedy drzwi od jej pokoju otworzyły się, a do środka wszedł zdenerwowany Happy.

- Dobrze że nie śpisz – wydyszał. Chyba tutaj biegł bo wyglądał na zmęczonego - Musisz iść na dół, pogadać z Tonym. – podszedł do dziewczyny i gestem ręki kazał jej wstać.

- Okej, ale co się stało? – czuła się zagubiona. Po pierwsze ktoś przerwał jej naukę i potem będzie jej trudniej, po drugie dawno nie widziała żeby Happy biegł jeżeli w ogóle widziała go w innej pozycji niż siedzenie za kierownicą albo na kanapie. Mężczyzna podszedł do niej i podał jej sweter leżący na łożku.

- Po drodze... - ledwo wypowiedział te słowa i wypił resztę jej napoju z kubka na biurku. Potem oboje opuścili pokój dziewczyny. Skierowali się do windy, a Mia nie mogła zrozumieć co jest tak ważne że musi pogadać o tym z tatą o tak późnej porze....I dlaczego Tony sam do niej nie przyszedł. Kiedy w windzie Happy nacisnął guzik piętra szpitalnego, dziewczynę ogranęła panika.

- Masz mi w tym momencie powiedzieć co się dzieje – powiedziała opanowując swój głos na tyle by nie drżał. Nie ukrywała że w głowie miała najgorsze. -Proszę, bo zwariuję – dopowiedziała. Mężćzyzna westchnął i obrócił się tak, że stał naprzeciwko dziewczyny.

- Tony i Peter byli na patrolu... - zaczął – na chwilę oboje stracili czujność i zjawił się strzelec – po tych słowach w oczach dziewczyny zaczęły się zbierać łzy – Hej, spokojnie. Twój tata jest cały. Peter oberwał i jest w trakcie operacji, a Tony bardzo to przeżywa. – Hogan poklepał ją po ramieniu, a ona odetchnęła z ulgą – Potrzebuje Cię teraz. – powiedział i wtedy wszystko co powiedział wcześniej dokładniej do niej dotarło. Peter jest ranny i może umrzeć. Nie żeby się jakoś bardzo przejęła, nie byli ze sobą blisko, ale on jej pomógł. Mogła więc w zamian chwilę poczuwać przy nim. Od razu jak wyszli z windy w oczy rzuciła jej się Natasha podająca jej ojcu kubek z ciepłym napojem. Podeszła do nich i uśmiechnęła się nieśmiało. Tony był zapatrzony w swoje dłonie trzymające kubek, a Nat odwazjemniła uśmiech równie słabo. Mia usiadła obok ojca i oparła swoją głowę na jego ramieniu.

- Jak się masz? – spytała cicho i przekręciła głowę tak by móc popatrzeć mężczyźnie w oczy.

- Poza tym że gdybym szybciej zareagował to nic by się nie stało i że jestem za Parkera odpowiedzialny, to całkiem nieźle – wymamrotał. Ledwo go zrozumiała, ale to oznaczało że chyba naprawdę się o to obwiniał. – Jak nie przeżyje to będę miał na sumieniu i jego i wszystkich mu bliskich, do tego ten cały idiota uciekł. – tym mówił już bardziej wyraźnie. Natasha wstała i poszła najpewniej do kogoś kto poprawi jej humor. Wszyscy to przeżywali, był to w końcu jeden z nich. Mia złapała kubek taty i odłożyła go na stolik obok. Wtuliła się w ciało mężczyzny.

- To nie jest twoja wina – poczuła jak jego ręce zaciskają się na jej swetrze. – Wszystko będzie dobrze, Banner operuje? – spytała. Jeżeli tak to faktycznie jest się o co martwić. Bruce był świetnym naukowcem, ale raczej słabo sobie radził w zabiegach medycznych jak operacje.

- Nadzoruje i się uczy – mężczyzna uśmiechnął się– Doktor Cho i lekarze pod jej kierownictwem się tym zajmują – wyjaśnił i zanurzył głowę w we włosach dziewczyny.

- Czyli Peter jest w dobrych rękach – podsumowała dziewczyna. Mocniej zacisnęła ręce wokół szyi ojca i w tej pozycji postanowiła z nim czekać.

BROKEN - spider-man fanfictionWhere stories live. Discover now