43

6 0 0
                                    

Mia patrzyła przed siebie, na kłócącą się parę i szybko zorientowała się że chłopakiem był Caiden, a dziewczyną była jej mama. Poczuła łzy w oczach kiedy zobaczyła kobietę, jeszcze na studiach, zanim poznała Tonego. Zanim ją urodziła. Nie trudno było zauważyć że była poirytowana rozmową ze chłopakiem obok, co tylko upewniło dziewczynę w stwierdzeniu że jej mama miała poważny powód by go zostawić. Zobaczyła jak dłoń kobiety spotyka się z policzkiem mężczyzny. Uśmiechnęła się na ten widok, nie wiedząc do końca dlaczego.

Zaraz po tym obie postaci rozpłynęły się przed nią i otoczenie wokół zmieniło się. Widziała tylko mężczyznę leżącego na prawdopodobnie stole operacyjnym i paru innych mężczyzn i kobiet stojących wokół niego w kitlach. Kiedy na jego głowę został założony metalowy hełm, zaczął przerażająco krzyczeć i Mia poczuła okropny ból w skroniach.

Otworzyła oczy dysząc ciężko. Znajdowała się z powrotem na krześle, sukni balowej. Przed nią stał uśmiechający się Caiden. Miała wiele pytań, jednak nie miała zamiaru mu ich zadawać.

- Spokojnie to jeszcze nie koniec – powiedział – Pokażę Ci dużo więcej, sprawię że będziesz czuła ból jaki ja czułem. A potem Cię zabiję, jak już twój ojciec zdecyduje się Cię uratować – dodał z przekąsem. Jakby sama myśl o Tonym była dla niego czymś obrzydliwym. Mia nie przejęła się groźbami mężczyzny, jednak przejęła się ostatnim zdaniem. „Jak już twój ojciec zdecyduje się Cię uratować", oznaczało to że Tony i pewnie reszta Avengers znali jej lokalizację i wiedzieli że znajduje się w niebezpieczeństwie. Mimo to ciągle nie przybyli jej na ratunek i zaczęła się zastanawiać czy w ogóle mają to w planie. Nie to że wątpiła w swojego ojca, jego miłość do niej. Jednak zdecydowanie wątpiła w jego umiejętność dedukcji. Mógł podobnie jak reszta stwierdzić że Caiden wcale jej nie porwał i że mężczyzna blefuje. Kolejną opcją było to że wcale nie znali jej położenia i starali się je ustalić co wiadomo nie jest najprostsze. Kiedy wyrzuciła ze swojej głowy myśl że została sama bez ratunku, uśmiechnęła się do siebie lekko i poczuła ulgę. Przecież oni jej pomogą. Muszą jej pomóc.

- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? – zapytał mężczyzna wytrącając ją ze swoich myśli. Mia popatrzyła na niego z niezrozumieniem – Tak, spotkaliśmy się już wcześniej. Miałaś ładną bliznę na szyi po tym spotkaniu. – uśmiechnął się. Dziewczyna od razu przypomniała sobie sytuację z lasku przed siedzibą. Myślała ze miała zwidy i tylko się potknęła, jednak była to prawda. Caiden musiał jakoś użyć swojej manipulacji by rośliny ją zaatakowały. Może gdyby powiedziała wtedy prawdę nie siedziałaby tu. Jednak nie ma co gdybać, teraz jest tu i teraz, a dziewczyna naprawdę chciała wrócić jak najszybciej do domu, do swojego łóżka i zapomnieć o wszystkich wydarzeniach z ostatnich momentów jej życia.

- Po prostu mnie wypuść – odezwała się bezsilnie. Obiecała sobie że będzie silna, ale z każdą chwilą czuła że mężczyzna ma nad nią znaczną przewagę. Nie fizyczną, ale psychiczną, a dziewczyna była na tym poziomie wyczerpana od wielu miesięcy – Albo zabij, Tony i tak poczuje ten sam ból – dodała. Miała nadzieję że Caiden jej posłucha, nie było jej obojętne czy umrze czy nie. Oczywistym faktem było że chciała żyć, pomimo że kiedyś myślała inaczej. Jednak jeżeli rozwiązał by jej chociaż jedną rękę, powaliła by go sierpowym i miała by szansę na ucieczkę albo chociaż schowanie się przed nim.

- Zapomnij – parsknął mężczyzna – Chcę Ci pokazać dużo więcej – dodał i położył znowu swoją dłoń na jej skroni. Mia nie zamierzała mu na to pozwolić. Obróciła gwałtownie głowę i uderzyła nią w jego brzuch. Mężczyzna odskoczył lekko to tyłu i uśmiechnął się cwaniacko. Jego uśmiech był przerażający, przepełniony szaleństwem oraz w jakimś sensie cierpieniem. Podszedł z powrotem do krzesła na, którym siedziała i uderzył ją w drugi policzek tak mocno, że krzesło się wywróciło i upadła razem z nim na ziemię.

- Następnym razem sugerowałbym żebyś była grzeczna – powiedział – Chyba że wolisz szybciej zakończyć swoje marne życie córki Starka.

Przez chwilę Mia myślała że może przy odpowiedniej opiece i pomocy można by mu pomóc, przecież on miał problemu psychiczne i dało się go z tego wyciągnąć. Kiedyś nawet myślała że przez to że kochał jej matkę na pewno nie był całkowicie zły. Jednak te wszystkie nadzieje zniknęły kiedy popatrzyła w jego oczy i nie zobaczyła w nich już nic. Żadnego żalu czy nawet złości. Tylko pustkę, która ją przerażała.

Poczuła ciepło na lewym nadgarstku i zobaczyła że pręt przeciął jej skórę i krew spływa po jej palcach. Wtedy wiedziała że cokolwiek ma się stać, ona musi działać, musi się stąd wydostać i walczyć. Prędzej czy później on ją zabije i jedyna opcja jaka jej została to zwykła ucieczka, ewentualnie doprowadzenie Caidena do nieprzytomności jeżeli jej się uda. Zabicie go odpadało nie tylko z kwestii etycznych i braku tolerancji przemocy u dziewczyny, ale również z jej braku przewagi w sytuacji, w której się znajdowała. Kiedy mężczyzna podszedł do niej aby podnieść krzesło wykorzystała sytuację i kopnęła go z całej siły w kolano, po czym jego nogi się zgięły, a następnie oberwał obcasem w twarz. Upadł na ziemie prawie bezgłośnie. Mia odczekała chwilę żeby upewnić się że facet nie w stanie chociaż przez chwilę. Jednak on nie wstawał. Dziewczyna energicznym ruchem nogi złamała obcas i postanowiła się uwolnić za jego pomocą.

Kiedy w jej dłoni znalazł się podłużny kawałek jej buta, użyła go podważenia prętów, który ją unieruchamiał i poczuła jak jej skóra jest ponownie przecinana. Jaka była jej ulga kiedy jej prawa dłoń pomimo bólu została uwolniona. Kiedy udało się jej wyswobodzić druga rękę, rozwiązała sznur na swojej talii, który trzymał ją blisko krzesła i wstała. Bose stopy niosły ją przed siebie, ale musiała iść bardzo powoli żeby nie upaść. Dopiero kiedy stanęła na nogi zrozumiała jak słaba była. Podeszła do leżącego nieprzytomnie mężczyzny i kopnęła go w brzuch, na wszelki wypadek.

Na chwiejących się rękach wyszła z ciemnego pokoju. Znalazła się w jasnym, pustym korytarzu, który prowadził donikąd. Bez zastanawiania się ruszyła przed siebie, byleby uciec najszybciej od tego szaleńca i znaleźć się we własnym pokoju, pod ciepłym kocem z laptopem i herbatką. Postawiła kolejne kroki podtrzymując się ściany i szła przed siebie pełna determinacji. Nie miała pojęcia co mężczyzna jej zrobił po za licznymi rozcięciami i ranami na jej ciele, ale ewidentnie czuła się zbyt słaba żeby poradzić sobie z nim sama. Prawdopodobnie narkotyzował ją czymś i manipulował jej myślami, co doprowadziło ją do psychicznego i fizycznego wykończenia. Boląca stopa stanęła na kawałku materiału jej długiej sukienki, przez co wylądowała na ziemi. Jedyne co ją trzymało w ryzach to chęć przetrwania i znalezienia czegokolwiek do skontaktowania się z Tonym. To była jej jedyna szansa. Jednak zamiast wstać i iść dalej, dziewczyna skuliła się pod ścianą i zaczęła się trząść z zimna, które nagle ogarnęło jej ciało i powoli wycierała łzy spływające po jej policzkach. Bała się i to bardzo. Nieważne jak twarda próbowała być od momentu porwania, teraz była przerażona i nie potrafiła dłużej tego ukrywać, nie miała siły. Może umiała się bić, ale doskonale wiedziała ze w stanie jakim się znajduje na nic jej się to zda. A chciała iść tylko na bal z chłopakiem, którego lubiła bardziej niż powinna jak każda nastolatka w jej szkole i w kraju. Dlaczego choć raz w jej życiu cos nie mogło pójść jak planowała?

Do jej głowy wróciły wspomnienia z mamą. Jej oczy wpatrujące się w nią z miłością i życzliwością oraz troską za każdym razem kiedy się o nią martwiła. Wszystkie wspólne wyjazdy rodzinne, kiedy była małą dziewczynką i nie rozumiała jak bardzo świat jest niebezpieczny i okrutny. Pamiętała jak razem z mamą huśtała się na ich ulubionej huśtawce w domku nad jeziorem, gdzie zawsze jechali na wakacje albo po prostu żeby spędzić czas z daleka od miasta. Tata zbudował im tą huśtawkę po niezliczonych prośbach Mii i próbach przekonywania go przez własną żonę. Potem przypomniała sobie wspólne wakacje na tropikalnych wyspach kiedy była już starsza, następnie wszystkie te momenty kiedy MJ i Betty spędzały u niej czas i kobieta plotkowała razem z nimi i pilnowała by nie były głodne nawet przez sekundę.

Zacisnęła ręce wokół swoich nóg ciaśniej, by poczuć się bezpieczniej i powstrzymać płynące z jej oczy łzy. Jednak nie potrafiła, była przerażona i przepełniona tęsknotą. Nie tylko za mamą, ale za każdym kogo mogła widzieć ostatni raz w swoim życiu i nawet tego nie wiedząc. Wyobraziła sobie jak bezpiecznie i spokojnie czuła się w ramionach Petera, jak swobodnie rozmawiało jej się i spędzało czas w towarzystwie Natashy i innych. Jak bardzo uwielbiała jeździć do szkoły z Happym. Jak nie uda jej się przeżyć, nikomu z nich nie da rady już podziękować za wszystkie niesamowite chwile i za to że po prostu pojawili się w jej życiu.

BROKEN - spider-man fanfictionWhere stories live. Discover now