LXXI. Przygotowania rozpoczęte

327 31 19
                                    

ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY PIERWSZY

PRZYGOTOWANIA ROZPOCZĘTE



25 stycznia

godziny wieczorne

Arashi

Kasai czuł się w Arashi na tyle pewnie, czy raczej, czuł się w towarzystwie Akatsuki na tyle pewnie, że w żaden sposób nie kłopotał się ich obecnością, zachowując się przy tym, jakby był u siebie w domu. Zmierzając w stronę gabinetu Madary, nucił sobie radośnie pod nosem i podrzucał w prawej dłoni swój ulubiony niebiesko biały wachlarz. Lewą rękę chowając w połach granatowego kimona, z irytującą nonszalancją zignorował mijanego Sasoriego i Deidarę, by dopiero na widok Konan rozpromienić się jak małe słoneczko i życzyć "miłej nocy, pięknej pani".

Docierając zaś bezpośrednio pod interesujące go drzwi, nawet nie pomyślał o zapukaniu, lecz zwyczajnie wszedł do środka.

– Jestem! – poinformował radośnie, niczym dziecko, które wróciło właśnie z dworu i meldowało się swojemu rodzicowi. – Jakiż tym razem bukiet mam zanieść mojej drogiej pani? – zapytał jednocześnie, rozglądając się mimowolnie po pomieszczeniu, jakby spodziewając się widoku jakiejś okazałej wiązanki. Gdy jednak takowej nie ustrzegł, wrócił czerwonym spojrzeniem do Madary, który siedział za biurkiem i coś skrupulatnie wypełniał.

– Drogi panie? – rzucił już o wiele spokojniej i uniósł białą brew, gdy Uchiha nawet na niego nie zerknął. W dalszym ciągu pisał, jakby w ogóle nie zarejestrował przybycia lisiego youkaia.

– Przybyłem w złej porze? – zdziwił się dalej Kasai i unosząc złożony wachlarz, postukał się nim po brodzie. – Minęło osiem dni. Jak było powiedziane, przybyłem, by doręczyć kolejne kwiaty. Czy coś się stało?

– Jak mniemam, Suiren w dalszym ciągu cię nie wezwała – rzucił na to nieoczekiwanie Madara, a stawiając ostatnią kropkę i odkładając pędzel na bok, podniósł na demona spokojne spojrzenie. Wydawać, by się mogło, że aż za spokojne.

Na ten widok, Kasai w jednej chwili rozpostarł swój wachlarz i ukrył za nim twarz, pozostawiając na widoku jedynie swoje zmrużone ostrożnie oczy. Całe dotychczasowe rozbawienie i lekkość opuściły jego postawę na rzecz chłodnego skupienia i uwagi.

– Chakra mojej pani jest zapieczętowana – oznajmił beznamiętnie po krótkiej pauzie i zmarszczył nieznacznie brwi. – Nawet gdyby takie było jej życzenie, nie mogłaby mnie obecnie wezwać.

– Zapieczętowana? – Madara z zastanowieniem wrócił spojrzeniem do listu, który skończył właśnie pisać i westchnął cicho.

– Dzisiaj nie będzie kwiatów – poinformował krótko, a Kasai uniósł zdumiony brwi i zamrugał wolno.

– Dla–

– Suiren wychodzi za mąż. Za mnie, żeby być dokładnym. Także radziłbym, żebyś–

Tym razem to Madara urwał w połowie, ponieważ w pokoju nie było już nikogo, kto mógłby go wysłuchać. Jedynym śladem po obecności lisiego youkaia był białoszary dym, który jeszcze przez parę sekund unosił się w powietrzu.



***



W tym samym momencie

(Czy raczej, kilka minut później)

Konoha

Suiren siedziała na miękkim łóżku, przebrana w nocne kimono i spoglądając zamyślona na stojącą obok szafkę, rozczesywała wilgotne po myciu włosy. Błądząc myślami w okolicach Amegakure, podniosła w pewnym momencie wzrok na zasłonięte roletami okno, tylko po to, aby otworzyć nagle gwałtownie oczy.

[Zawieszona] Suiren Uzumaki - The legend of red zeroWhere stories live. Discover now