XLI. Starcie dwóch przeciwieństw

461 62 13
                                    


Źrenice jego błękitnych oczu rozszerzyły się gwałtownie, gdy w sekundę później, tuż koło dziewczyny stanęło troje młodych chłopaków. A jednym z nich był sam Sasuke Uchiha.


***


Itachi stał w łazience, opierając się ciężko o umywalkę i spoglądając nieprzytomnie na swoje odbicie. Lodowate krople znaczyły jego chorobliwie bladą twarz, spływając ku podbródkowi, skąd skapywały na białą porcelanę. Z niedokręconego kranu płynęła cieniutka strużka wody. W zaciśniętej pięści trzymał okrągły pojemniczek z lekami.

Ile jeszcze czasu mi pozostało?

Itachi powiódł dookoła nieprzytomnym spojrzeniem, czując się wyjątkowo słabo. Obraz rozmywał mu się co jakiś czas, przez co całe pomieszczenie zdawało się być spowite białą mgłą. Było z nim coraz gorzej. Choroba postępowała nieubłaganie, a miał przecież jeszcze tyle do zrobienia! Musiał jakoś to wszystko ogarnąć. Całą tę sprawę z Madarą i Akatsuki. Nie mówiąc już o Sasuke.

Itachi przymknął oczy, wzdychając ciężko i zwieszając głowę.

Miał wrażenie, że nie zauważył nawet kiedy, ale to wszystko zaczęło go przerastać. Nie było mowy, by poradził sobie z tym sam. Bo jeśli nawet udałoby mu się doprowadzić swój plan do końca i zginąć z ręki Sasuke, to wciąż pozostawał Madara i jego dzikie zapędy na władzę nad całym światem. Potrzebował mieć pewność, że jego brat nie wpadnie w łapska najstarszego Uchihy i że cały ten chory pomysł z Tsuki no Me zakończy się fiaskiem. Tylko... kto miał mu pomóc?

Itachi uniósł głowę i spojrzał po raz drugi na swoje odbicie.

Nie to, żeby nie miał pomysłu na to, kto to mógłby być, tyle że... Itachi ponownie westchnął.

Wyprostował się i sięgnął po leżący obok ręcznik. Wytarł powoli twarz i przeczesał ręką lekko wilgotne włosy. Wyszedł z łazienki, chowając pojemniczek z lekami do kieszeni spodni i podejmując jednocześnie decyzję. Miał tylko szczerą nadzieję, że Suiren go zrozumie.


***


– Sasuke-kun – wyszeptała zszokowana Sakura, przyciskając dłoń do piersi, a Naruto aż się zachłysnął.

– Sasuke! – ryknął, nim ktokolwiek zdążył go powstrzymać i rzucił się gwałtownie do przodu, zeskakując z drzewa. Hebi, słysząc natomiast jego wrzask, zareagowali w tej samej sekundzie, otaczając Sasuke. Suigetsu wyciągnął swój miecz, Karin dwa kunai'e, a Juugo pochylił się lekko do przodu, w każdej chwili gotowy do aktywowania swojej pieczęci. Sam Uchiha nie drgnął choćby o milimetr, choć jego serce w odpowiedzi na znajomy głos zabiło dziwnie mocniej.

– Naruto-ka? – spytał jedynie chłodno, przechylając wolno głowę w bok i spod na wpół przymkniętych powiek obserwując wysokiego blondyna, który wylądował na drodze przed nim. Dzieliło ich może jakieś osiem, dziesięć metrów.

Nie spodziewał się go tu spotkać. Co prawda Karin uprzedziła go, że przed nimi znajduje się kilka naprawdę silnych chakr, ale postanowił to zignorować. W końcu, skąd mógł wiedzieć, że akurat jedną z tych chakr będzie jego dawny, pożal się Senninowi, przyjaciel?

– Naruto!

Nie minęło kilka sekund, a na drodze wylądowała przestraszona Sakura. Sasuke zmrużył bardziej oczy. Prawdę powiedziawszy, różowowłosa mocno się zmieniła – i w sumie powiedziałby, że na plus. Nim jednak zdążył pomyśleć o czymś jeszcze, do Naruto i Sakury dołączył Kakashi i jakiś nieznany mu chłopak. Wysoki, szczupły i czarnowłosy, i mniej więcej w ich wieku.

[Zawieszona] Suiren Uzumaki - The legend of red zeroWhere stories live. Discover now