XLV. Syndrom

1.1K 56 48
                                    


14 listopad

Południe

Konoha

Naruto stał w gabinecie Piątej Hokage, tuż przed jej biurkiem i spoglądał nachmurzony w swoje stopy. Krzyżując za plecami ręce, wydymał dolną wargę niczym obrażone dziecko.

- Naruto - zaczęła poważnie Tsunade, po dłuższej chwili ciszy, a obecni również w pomieszczeniu Shizune, Kakashi, Sakura i Sai przenieśli na blondyna zasmucone spojrzenia.

- Jeśli to nie dotyczy Sui-chan, to... - zaczął na to z kolei Uzumaki, marszcząc jednocześnie gniewnie brwi, ale Tsunade nie pozwoliła mu dokończyć myśli.

- Chodzi o J-Jiraiye. - Głos jej nieznacznie zadrżał przy imieniu przyjaciela, na co Shizune skuliła nieoczekiwanie ramiona.

W pomieszczeniu zapadła długa, nieprzyjemna cisza, w czasie której Naruto podniósł w końcu na Tsunade rozżalony wzrok. Hokage pobladła mimowolnie, dostrzegając w jakiś niepojęty sposób w lazurowych tęczówkach nastolatka daleki odblask czerwonego gniewu.

Zdawać, by się mogło, że zdrada Suiren odbiła się na Uzumakim znacznie mocniej, niż początkowo zakładała.

- Co z Ero-senninem? - mruknął niby od niechcenia, spinając jednak odruchowo wszystkie mięśnie.

Po tym wszystkim, Tsunade nie wzywałaby go z jakiegoś błahego powodu. A jeśli posiadała jakieś informacje od Jiraiyi, to... Naruto zesztywniał gwałtownie, gdy w jego podświadomości urósł nieoczekiwanie zdecydowanie poroniony pomysł. Nie, przecież to niemożliwe.

Otworzył szerzej oczy, gdy pociągnięte czerwoną szminką usta Tsunade ułożyły się w pierwsze słowa.

Wiedział. Z jakiegoś powodu już wiedział, zanim w ogóle kobieta skończyła mówić. Potrząsnął głową jak szaleniec, w oczach mu pociemniało, a głowa eksplodowała bólem. To było... zbyt okrutne, by mogło być prawdą.

- Co... - Głos mu się załamał. - Co ty mówisz... babuniu? - Jego twarz wykrzywił paskudny grymas rozognionego bólu i niedowierzania. Miał wrażenie, że całe pomieszczenie spowiło się nagle w czerni.

- Jiraiya zginął w walce, w czasie infiltracji Amegakure, z rąk Lidera Akatsuki.

Akatsuki.

Naruto wyraźniej niż kiedykolwiek odczuł w swoim ciele obecność Kyuubiego. Fala przerażającego gniewu zalała jego wnętrzności, wypełniając, niczym trucizna jego żyły. Tabun potężnej jak nigdy nienawiści rozszalał się pożarem w jego głowie, podsycany piekielnymi szeptami demona.

Akatsuki.

Wszystkiemu winne było Akatsuki. To samo Akatsuki, do którego należała Suiren.

Do Akatsuki, które zabiło Jiraiye.

Zabiło.

Nie żyje.

Jiraiya nie żył.

Wszystko nagle odeszło, pozostawiając po sobie pustkę. Naruto nawet nie poczuł łez, które spłynęły bezwiednie z jego oczu. Tsunade coś do niego mówiła. Coś o tej przeklętej organizacji i o jakichś cholernych żabach. Co go teraz, w tej chwili, obchodziła jakaś posrana przepowiednia i jakiś pieprzony ropuszy mędrzec?

Wybiegł gwałtownie z gabinetu, ignorując krzyki pozostałych.

Bodaj pierwszy raz w życiu, Naruto naprawdę pragnął umrzeć.

***

Amegakure

Suiren leżała tym razem na skalnej wypustce, która od dziesięciu dni służyła za jej łóżko. Skulona w pozycji embrionalnej, obejmowała się ciasno ramionami, by choć odrobinę odgrodzić się od tego paraliżującego ją zimna. Leżała co prawda pod dwoma dość grubymi kocami, które przed kilkoma dobami przyniósł jej Itachi, ale nawet pomimo tego, wciąż było jej przeraźliwie zimno. Co raz wstrząsały nią nieprzyjemne dreszcze i zdecydowanie nie pomagał jej fakt, że od wczoraj nic nie jadła.

[Zawieszona] Suiren Uzumaki - The legend of red zeroWhere stories live. Discover now