A co by było gdyby...?

27 3 0
                                    

Alternatywne zakończenie

Ostatnia rozprawa w Boskim Sądzie

Cofnęłam się i lekko opadłam na swoje krzesło, nie zdejmując niewielkiego uśmiechu ze swoich ust. Teraz twój ruch, pomyślałam, po czym bariera dzieląca nasze umysły została gwałtownie odsunięta, wręcz zerwana. Pozwoliłam Sarkanowi chaotycznie błądzić po mojej głowie, myślach i wspomnieniach, nie robiąc nic, aby go powstrzymać. Musiał uwierzyć, że naprawdę chciałam spełnić oświadczoną wolę i że nie miałam nic do ukrycia. Nic, kompletnie nic.

Wycofał się dopiero po długiej chwili, a ja zasunęłam barierę i wróciłam uwagą do nadal stojących sędzin, które wraz z resztą boskiego społeczeństwa czekały na odpowiedź Najwyższego Boga. Usłyszałam, jak ciężko westchnął, ale dalej siedział cicho, wpatrując się w przestrzeń. Cóż, byłam równie okrutna co on, więc mógł sobie idealnie wyobrazić, co go czeka, kiedy ta rozprawa się skończy. Kątem oka obserwowałam jego co sekunda zmieniający się wyraz twarzy i czułam, jak wewnętrznie się trząsł. Naprawdę nie chcesz wieść prostego, wygodnego życia, za jedyne zadanie mieć zadowolenie mnie?, zapytałam go słodko w myślach, na co nie odpowiedział. Nagle jego sine usta wykrzywiły się w uśmiechu, oparł tył głowy o poduszki krzesła, a z jego gardła popłynął głośny śmiech.

– Och, co za rozkosz – westchnął, przymykając oczy z przyjemności, a jego ciało zadrżało, jakby doznał właśnie orgazmu. – W końcu ta gra stała się prawdziwą grą. To ryzyko jest tak słodkie, że grzechem byłoby go nie ponieść. Boski Sądzie, proszę kontynuować rozprawę.

– Czy Pani SerenArien pozwala na kontynuowanie rozprawy? – sędziny zwróciły się do mnie, a z moich ust zszedł uśmiech.

– Tak, pozwalam – odparłam poważnie, wzdychając z zawodem w myślach. Cóż, podstęp się nie udał. Sarkan zbyt kochał rozrywkę płynącą z ponoszenia ryzyka.

– W takim razie proszę o podniesienie się z miejsc – zarządziły siostry Higi, więc wszyscy wstali włącznie z naszą dwójką. Wzięłam głębszy wdech, szykując się na usłyszenie wiadomego wyroku. – Boski Sąd oficjalnie oświadcza swoją decyzję: Pani WolfKnight SerenArien ponownie staje się właścicielką Boskich Praw i stają się one dla niej wiecznie niezbywalne, chyba że Boski Sąd postanowi w przyszłości inaczej.

Poczułam, jak od mojego serca i głowy wydostały się gorące strugi mocy, które przepłynęły układem nerwowym prosto do nadgarstków. Widziałam, jak pojawiły się na nich gładkie, złote bransolety bez najmniejszej rysy i jak po kilku sekundach zmieniły kolor na srebrny, aby dopasować się do mojej aury. Ich obecność była wstrząsająca nie tylko dla mojego umysłu, ale także dla całego organizmu. Tyle lat radziłam sobie bez nich i dlatego teraz moje ciało nie chciało dopuścić ich do kontroli nad moją potęgą. Walczyłam z nimi przez długą chwilę, aż udało mi się nad nimi zapanować. Wyprostowałam się, lekko dysząc i potrząsnęłam głową. Lewe oko piekło mnie niemiłosiernie, ale powstrzymałam się przed potarciem go.

Zorientowałam się, że wszyscy obecni bogowie patrzyli się na mnie w napiętym oczekiwaniu. Musiałam spełnić swoją groźbę zgodnie ze złożoną obietnicą. Musiałam stanąć do potyczki o boski tron i musiałam tego chcieć. Odwróciłam się do Sarkana, którego spojrzenie było najbardziej palące i uważnie śledziło każdy mój ruch. Przełknęłam ślinę, decydując się na zeskoczenie z podestu, co on również postanowił uczynić. Wylądowaliśmy na podłodze areny, która wyglądała tak, jakby pokryto ją warstwą piasku. Owalna, schodkowa widownia zdawała się rosnąć, aż jej pierwszy rząd znalazł się daleko poza moim zasięgiem. Sędziny zniknęły, a drzwi do sali się zatrzasnęły, więżąc nas w środku. Najwyższy Bóg spoglądał na mnie z tym samym uśmiechem, ale w jego złotych oczach pojawiło się zdenerwowanie.

WolfKnight | AlternatywaWhere stories live. Discover now