Rozdział 9

26 3 0
                                    

Zaśmiałam się do siebie, w czym przerażająco przypominałam swojego wroga. To niewiarygodne jak podobni do siebie potrafiliśmy być. Caden widocznie nie wiedział, co się działo ani co miał w takiej sytuacji zrobić, bo dalej sterczał nieruchomo przed moją celą. Po prostu podeszłam do krat, ciągle na niego zapobiegliwie patrząc, jakby miał w każdej chwili oprzytomnieć. Wsadziłam mały palec prawej ręki do dużej dziurki od klucza, przekręciłam go o prawie dziewięćdziesiąt stopni i podważyłam wyczuwalną dźwigienkę. Zamek się częściowo zwolnił, więc bez zwłoki szarpnęłam do siebie drzwi, uważając, aby opuszek w nich nie utknął. Oczywiście wtedy strażnik się ocknął i w przypływie impulsu rzucił się na moją osobę stojącą w przejściu. W ostatniej sekundzie odsunęłam się lekko na bok, przez co impet wepchnął go do celi. Zatrzasnęłam za sobą kraty, więżąc mężczyznę, który w międzyczasie się potknął i wylądował na podłodze.

– Pozdrów Miriam i powiedz, że dziękuję za wszystko – odezwałam się do niego z uśmiechem, zanim w ogóle zdążył się podnieść. – Och, jak dobrze, że w podziemiach nie ma zasięgu. Krzyki też na nic się nie zdadzą.

Rozbawiona swoim geniuszem, rzuciłam się biegiem w stronę wyjścia z aresztu. W butach bez obcasów poruszałam się szybciej i sprawniej, więc zajęło mi to kilkanaście sekund. Praktycznie wyleczona noga ani razu nie zaprotestowała, nawet gdy dopadłam do schodów. Tak czy tak musiałam się spieszyć, a całej sprawy nie ułatwiał mi fakt, że trwał jeszcze dzień. Jednak stracenie takiej szansy byłoby ogromnym błędem. Nadal zamierzałam uciec stąd przez wyjście w magazynie spożywczym. Możliwa obecność kucharzy przeszkadzała mi tylko w niewielkim stopniu. Zatrzymałam się przy drewnianych drzwiach, ostrożnie je otwierając i najpierw sprawdziłam, czy nikt nie stał na korytarzu prowadzącym do wyższej części piwnic.

Miałam wolną drogę, więc dyskretnie przekradłam się do wrót pomieszczenia, w którym w mojej wersji była urządzona nasza jadalnia. Stamtąd dostanę się do kuchni, a z kuchni do magazynu. Wzięłam głębszy wdech, przygotowując się na najróżniejsze scenariusze i wsunęłam się do środka, który okazał się idealnie pusty. Na środku brakowało nawet stołu z krzesłami, więc Rada z Królem musieli spożywać posiłki w oficjalnej jadalni na pierwszym piętrze. Podeszłam cicho do metalowych drzwi z dwoma okrągłymi okienkami i popatrzyłam przez szybkę. Nikogo nie było, kucharze pewnie mieli już wolne. Z ulgą pokonałam próg i przy okazji rozejrzałam się za zegarkiem. Odnalazłam go praktycznie od razu nad jedną z szafek. Wskazówki na białej, prostej tarczy wskazywały dwudziestą dziesięć.

– Cały dzień mi uciekł – szepnęłam do siebie i przeniosłam się do magazynu, uważając, aby nie pomylić go z chłodnią.

Na szczęście trafiłam i znalazłam się w dość dużym wnętrzu wypełnionym pułkami i kuframi z różnego rodzaju produktami żywieniowymi. Większość zapasów jednak gdzieś już ubyła, więc dostęp do małych drzwiczek w jednym z rogów pokoju był znacząco ułatwiony. Szczęśliwa, nawet nie zapalając światła, odszukałam je i złapałam za klamkę. W tym momencie moja dobra passa się skończyła, rujnując mój humor. Po naciśnięciu klamki zamek się nie zwolnił.

– Znowu? – jęknęłam w niezadowoleniu i spróbowałam raz jeszcze, ale nic to nie dało. – Czy ja ma jakiegoś pecha do zamkniętych na klucz drzwi?

Rozejrzałam się, ale w ciemności mało dało się dojrzeć. Wymacałam najbliższe półki w poszukiwaniu kluczy, na wypadek gdyby ktoś je tu nierozważnie zostawił. Niestety ten pomysł również zakończył się fiaskiem. Przetarłam twarz zimnymi rękoma. Nie, ja się teraz nie poddam. Szybko przypomniałam sobie plan B i plan C. Teoretycznie mogłam zostać w magazynie do rana, aż służba przyjedzie z hurtowni i otworzy zewnętrzne drzwi, aby wnieść zakupy. Jednak istniała nikła możliwość, że ktoś postanowi mnie tu poszukać. W szczególności że zapomniałam zabrać Cadenowi klucz do celi, więc za moment większość strażników będzie zaalarmowana o mojej ucieczce. Chyba że trzaskając kratami, udało mi się w pewnym stopniu zepsuć zamek, jak to czasem mi się zdarzało. W każdym z przypadków uciekał mi cenny czas.

WolfKnight | AlternatywaWhere stories live. Discover now