Rozdział 6

24 3 0
                                    

Gdy tylko otworzono tylne drzwi pancernego samochodu, poczułam jednocześnie ponownie rozbudzoną wściekłość, determinację do ucieczki i o dziwo zaciekawienie. Poruszyłam nieznacznie dłońmi, gdy ktoś odpiął wreszcie pasy przyciskające mnie do tapicerki i w duchu stwierdziłam, że utrudnię im życie, jak najlepiej potrafiłam. Mimo braku większego sensu takiego zachowania zaczęłam się niespokojnie wiercić, przez co musiałam wyglądać jak rzucający się węgorz. Osoby, które usilnie próbowały mnie wyciągnąć z auta, mruczały pod nosem obelgi, ponieważ raz po raz kogoś na ślepo kopałam i wysuwałam się z ich uścisków. Już głęboko gdzieś miałam to, że wyląduję z hukiem na betonie podziemnego parkingu i nieustannie się wyrywałam. Oczywiście po kilku minutach tego szarpania się ze mną, wezwano innych ludzi, którzy szybko i brutalnie wyciągnęli mnie z pojazdu. Znalazłam się w zaklajstrowanym uścisku jednego z nich i trochę osłabiłam swoje miotanie się, po usłyszeniu groźby, że następnym razem poddadzą moją osobę narkozie podczas transportu.

Mężczyzna w asyście kilku Agentów zaniósł mnie najprawdopodobniej przed wyznaczony pokój przesłuchań i poczekał w bezruchu na wyraźny dźwiękowy sygnał. Pokonał dwie pary drzwi, co poznałam po ilości wytworzonego przeciągu i ostatecznie posadził na zimnym krześle. Nie zdążyłam na nowo wszcząć prób wyswobodzenia się, ponieważ czterech ludzi natychmiast wykonało swoje czynności. Moje kostki zostały w ułamku sekundy rozłączone i przykute do nóg siedzenia, a ręce do czegoś, co musiało być stołem. Dopiero po kilku kolejnych sekundach postanowiono zdjąć opaskę z moich oczu i pozwolić mi ujrzeć spodziewane pomieszczenie. Biały sufit, białe ściany z paskiem weneckiego lustra po mojej prawej, betonowa podłoga, metalowy stół i trzy krzesła, a przede mną dwójka Agentów – specjalistów od przesłuchań.

Obdarzyłam ich jednym ze swoich sroższych spojrzeń, a oni odwdzięczyli mi się kwaśnymi uśmiechami. Kojarzyłam ich dość dobrze, choć w mojej wersji dawno zostali przeniesieni do oddziałów w innych miastach. Kobieta położyła na blacie czarną opaskę, a mężczyzna dotknął palcem pojedynczej słuchawki w swoim prawym uchu i odebrał polecenie od osób znajdujących się za weneckim lustrem. Chyba chcieli zacząć przesłuchanie o nieznanym mi celu. Oczywiście nie zamierzałam się do niczego przyznawać, przecież nie popełniłam żadnej zbrodni. No, przynajmniej nie w tym świecie.

– Zacznijmy od zwykłych formalności – zadecydował Agent o nieprzeciętnie niebieskich oczach i usiadł naprzeciwko mnie. – Nazywasz się WolfKnight, jesteś Wieczną i Władczynią Wilczej Mocy. Jak masz na nazwisko? Ile masz lat? I z jakiej klasy pochodzisz?

– Nie udzielę odpowiedzi na pańskie pytania – odparłam opanowanym, lodowatym głosem, poruszając rękoma na tyle ile mogłam.

Nie pokazali tego po sobie, ale chyba zbiłam ich z tropu.

– WolfKnight, mamy dowody na to, co zrobiłaś, więc niepotrzebnie teraz cokolwiek przed nami ukrywasz – zauważyła delikatniej dziewczyna. – Ujawniając potrzebne nam informacje, możesz sobie pomóc.

Zaśmiałam się mroczno, kręcąc w niedowierzaniu głową.

– Obraża mnie pani, panno Clear, tak kłamiąc – stwierdziłam nieprzyjemnym tonem i postanowiłam wyciągnąć najlepsze karty na stół. – Wiem doskonale, w jakiej sytuacji się znajduję, więc tym samym mam pełną świadomość, że nie mogą państwo obiecać mi nic korzystnego. Po tym, co według państwa zrobiłam, trafię bezpośrednio przed królewski Sąd. Tylko i wyłącznie Władca będzie mnie sądził, bez pomocy oskarżyciela lub obrońcy. Wystarczy mu jedynie dowód, który podobno państwo posiadają. Chyba że podejrzewają państwo, że został on sfałszowany i nakłonienie mnie do przyznania się do winy jest właściwym sensem tego przesłuchania, ponieważ nie dostrzegam żadnego innego.

WolfKnight | AlternatywaWhere stories live. Discover now