Rozdział 26

17 3 0
                                    

* Shadow *

– Powodzenia, kochanie – powiedziałem z lekko wymuszonym uśmiechem, wziąłem głębszy wdech i odwróciłem się do pozostałych tyłem, aby udać się wypełnić swoją część misji.

Nie obejrzałem się ani razu przez ramię, po prostu naciągając na dłonie jedwabne rękawiczki i idąc w stronę głęboko schowanej polany, gdzie czekał na mnie samolot... To znaczy nie na mnie, tylko na tutejszego Shadowa. Na Króla Świata Mocy. Westchnąłem ciężko, przez co moje ramiona opadły, a biodra przestały się kołysać w wyuczonym kobiecym ruchu. Nigdy nie chciałem tego losu, nigdy nie chciałem skończyć na tronie jako Władca i rządzić według rozkazów wcześniej otrzymanych od mojej matki a także zapewne od Rady. Nie chciałem, aby do moich nadgarstków przywiązano kolejne sznurki i zmuszono mnie do wkroczenia w kolejną rolę marionetki. Nie to, że przeszkadzało mi bycie kontrolowanym, bo do tego byłem przyzwyczajony od praktycznie samych narodzin. Tak naprawdę nie chciałem, aby na moje barki zrzucono odpowiedzialność za królewskie decyzje, których i tak nie podejmę. Jednak nie miałem nadziei na wprowadzenie jakiejkolwiek zmiany do zaplanowanego przez matkę życia, dopóki nie pojawiła się WolfKnight i Rada wybrała ją zamiast mnie do wiadomej roli.

Tyle że WolfKnight w przeciwieństwie do mnie nie pozwoliła innym siebie kontrolować jak lalkę lub pionek na planszy. Wzięła sprawy w swoje ręce, bezwzględnie zmuszając pozostałych do stanięcia pod jej butem i dostosowania się do jej planów, decyzji i poleceń. Nie żywiła strachu przed wprowadzaniem kontrowersyjnych rozwiązań, zaostrzaniem wszelkich kodeksów i natychmiastowego usuwania problemów oraz osób jej grożących. Zrobiła to, do czego ja nie byłbym zdolny i stanowiło to jeden z wielu powodów, dla których ją podziwiałem. Nie stała za kurtyną jak moja matka, nie robiła za pusty obrazek, w który wpatrywali się mniej świadomi poddani. Ona zajmowała zaszczytne miejsce na szczycie z całą władzą, potęgą i wpływami. To ona trzymała w dłoniach sznurki od marionetek, w tym moje.

Mimo podobieństwa sytuacji sprzed wyroku kontrolerstwa i po jego wydaniu, ja czułem wyraźną różnicę. Bycie kontrolowanym przez moją matkę nie przypominało bycia podopiecznym mojej żony. O ile spod władzy matki pragnąłem się wyzwolić i zakończyć jej wpływ na moje życie, o tyle pod władzę Wolf oddałem się z własnej woli. Uważałem, że poddanie się jej było jedną z najlepszych decyzji, jaką kiedykolwiek podjąłem. To ona uwolniła mnie od rodu Dark, pozwoliła na spełnienie moich marzeń od zostania zwierzchnikiem Agentów po założenie własnej rodziny i szczerze pokochała za to, jak byłem, a nie za to, co dzięki mnie mogła osiągnąć. Nie posiadałem więc teraz ważniejszej misji niż uratowanie niej i sprowadzenie do domu.

Moje mięśnie ponownie się naprężyły, postawa wyprostowała, a twarz przybrała zacięty wyraz. W moim umyśle zapanowały znajome uczucia skupienia i spokoju, jak przed każdym niebezpiecznym zadaniem, które wykonywałem. Biodra same zaczęły się kołysać, usta przybrały milion razy ćwiczony przed lustrem kształt, a podbródek powędrował trochę do góry, nadając mi właściwego uroku mrocznej elegancji. Obawiałem się jedynie, że zaprezentuję się wiarygodniej niż sam mój sobowtór. Na moją korzyść działał fakt, że praktycznie nikt z Pustkowi go nigdy nie spotkał, więc mogłem dodać do kreacji postaci własną interpretację roli Króla, mocno wzorując się na wizerunku WolfKnight i jej swoistej niezaprzeczalności.

Po kilku minutach bez przeszkód dotarłem na właściwą polanę, do razu wyłapując widok srebrzystego samolotu o niezwykle smukłym kształcie i najprawdopodobniej Cirissę Gardiandes czekającą w otwartym wejściu do wspaniałej maszyny przystosowanej do dużych prędkości. Ledwo rozpoznałem kobietę, ponieważ widziałem ją na oczy tylko kilka razy w życiu i w mojej wersji wydarzeń od trzydziestu tysięcy lat leżała na cmentarzu wraz z wszystkimi sekretami kompleksu, które zdążyła poznać. U nas obecną wysłanniczką była Melavia Demonius, dawna dublerka WolfKnight i ekspertka od wcielania się w role różnorakich osób. Gardiandes zatrzymała na mnie swoje żółte oczy, po czym lekko się skłoniła, choć dostrzegłem pewny opór przy tym ruchu.

WolfKnight | AlternatywaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz