Rozdział 8

18 3 0
                                    

Wynik rozmowy z Shadowem okazał się dla niego niespodziewany, więc można się było domyślić, że nie otrzymałam niczego – ani tertrachloroetylenu, ani śniadania, prysznica czy pomocy lekarza. Zastanowiło mnie, czy gdybym zamiast słowa „lekarz" użyła po prostu imienia „Rience" przy stawianiu żądania, to może Władca Cieni i Snów jeszcze bardziej by się mnie przestraszył. Ostatecznie jednak stwierdziłam, że w sumie to nie chciałam, aby się mnie bał. Stanowił on jakoby wersję mojego męża w wersji, w której brak mojego pojawienia się sprawił, że nie wystąpiły pewne witalne wydarzenia dla ukształtowania się jego osoby. W środku tej otoczki znajdował się jednak Shadow, którego ja znałam. Za którym zaczęłam potwornie tęsknić. Za tym mężczyzną, który co rano witał mnie pocałunkiem i zwrotem „kochanie". Za tym mężczyzną, który nie zawiódł moich nadziei i pozostał w obecnej rodzinie. Rodzinie, której teraz przy mnie nie było.

Wpatrując się smutnym wzrokiem w ceglaną ścianę, przed oczami przesuwały mi się wspomnienia z różnych okresów w moim życiu, ale wśród nich nie znalazłam żadnego złego. Wszystkie wydawały mi się wyidealizowane, upiększone przez umysł. Jednak takimi pragnęłam je oglądać, takimi pragnęłam je pamiętać. Na początku wzbudzały w mojej osobie tylko większą stagnację i psychiczne załamanie. Nigdy ich już nie zobaczę, myślałam mimowolnie, tylko to mi pozostało – wspomnienia. Zostałam pokonana i uwięziona, choć nic złego nie zrobiłam. Mój opór kiedyś się złamie, sama oddam się Sarkanowi z braku lepszej możliwości. Skrzywiłam się nagle, czując odrazę do samej siebie, że takie rzeczy potrafiły mi przyjść do głowy. Zamknięcie w ciasnej, ciemnej celi naprawdę źle na mnie działało. Uwięzienie w tej wersji działało jeszcze gorzej.

– Przecież jestem tu dopiero od niecałej doby – mruknęłam do siebie. – Mam cztery miesiące, aby się stąd wyrwać. Muszę tylko przestać tak depresyjnie myśleć. Bądź optymistką, Wolf.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, gdy było się realistą (skłaniającym się bardziej do pesymisty). Zaczęłam więc poważnie zastanawiać się nad planem ucieczki z tego przeklętego miejsca. Znałam zamek Chelema jak własną kieszeń – rozkład pomieszczeń i funkcjonowanie służby. Największy problem stanowili oczywiście strażnicy oraz to, że przez cały czas mnie pilnowano. Gdybym miała wolną drogę, już by mnie tu nie było. Otworzyłabym zamek krat, z aresztu przedostałabym się do kuchni, później do magazynu spożywczego, a stamtąd na świeże powietrze do ogrodów po zachodniej stronie budynku. Później od lasu dzieliłoby mnie tylko kilka ścieżek między krzewami oraz brama, którą dałabym radę przeskoczyć w wilczej postaci. Tu przy rozmyślaniu zauważyłam kolejny problem – kajdany.

Przyjrzałam się uważnie bransoletom na nadgarstkach i kostkach, starając się sobie przypomnieć, jakim cudem otwierało się je od wewnątrz. Musiał przecież istnieć system bezpieczeństwa, tylko trzeba było go jakoś uruchomić. W mojej głowie pojawił się niewyraźny przebłysk, ale na razie niewiele mi dawał, ponieważ wymagał on ogromnej dawki energetycznej. Niestety obecnie moja siła w większości szła na regenerację nogi, więc w moim planie postawiłam pierwszy, sensowny punkt – dać sobie czas na rekonwalescencję. Powinnam chyba wytrzymać w areszcie jeszcze jeden, w najgorszym razie dwa dni. W międzyczasie zacznę kombinować, jak pozbyć się kamer monitoringu w postaci strażników sprzed mojej celi na wystarczająco długo. Później pójdzie jak z płatka. Wyparuję stąd i zniknę tak głęboko w lesie, że Sarkan będzie musiał uznać moją wygraną.

Uśmiechnęłam się do siebie na wybrzmienie tej myśli, po czym do mojej świadomości dotarł prozaiczny cielesny sygnał, którego w przeciwieństwie do głodu i pragnienia nie mogłam niestety zignorować. Po krótkim zawahaniu spojrzałam na gwardzistę przechadzającego się przy ścianie naprzeciwko krat oddzielających mnie od korytarza. Miałam nadzieję, że chociaż pod tym względem potraktują moja osobę po ludzku. Wstałam z pryczy i podeszłam do granicy celi, co od razu zwróciło uwagę mężczyzny. Zatrzymał się i spojrzał centralnie na mnie, a ja przybrałam wyprostowaną postawę, krzyżując ręce za plecami.

WolfKnight | AlternatywaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz