Rozdział 3

30 3 0
                                    

Pochyliłam się nad owiniętymi w czarną kołdrę chłopakami, po czym odgarnęłam białe włosy z czoła Zimera i pocałowałam jego chłodną bladą skórę. Powtórzyłam czynność na skroni Shadowa, za co zostałam obdarowana dwoma czułymi uśmiechami. Zbliżała się powoli dwudziesta czwarta, więc musiałam w końcu udać się do wymiaru bogów. Już i tak kazałam Sarkanowi długo na siebie czekać.

– Śpijcie grzecznie – mruknęłam jeszcze do mężów, którym praktycznie opadały powieki ze zmęczenia.

– Tak, mamo – odparli jednocześnie i lekko się zaśmiali z tego tekstu.

– Bardzo śmieszne – mruknęłam, kręcąc w niedowierzaniu głową i zsunęłam się z ogromnego łóżka.

Skierowałam się od razu do drzwi na korytarz i, jak najciszej potrafiłam, opuściłam sypialnię. Odetchnęłam głębiej, kładąc dwa palce na znaku Śmierci. Higa, zabierz mnie tam, pomyślałam, więc po kilku sekundach otoczyła moje ciało chwilowa, nieprzenikniona ciemność. Gdy odzyskałam wzrok stałam pośrodku charakterystycznego korytarza na trzydziestym drugim piętrze boskiego wymiaru. Na czarnych ławach nie siedzieli żadni bogowie, co oznaczało, że Sarkan zapewne skończył jakiś czas temu swój dzień pracy. Z niechęcią zerknęłam na wrota do jego gabinetu, ale po momencie zawahania ruszyłam w jego stronę. Zapoznana z dziwnymi, boskimi zwyczajami po prostu nacisnęłam klamkę, która się pojawiła i jakbym była najważniejszą osobą na świecie, przekroczyłam ścianę mroku bez uprzedniego pukania.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu, po jego malowanej podłodze i suficie, po ścianach z granatowej wody poprzedzielanych filarami, po samotnym biurku oraz po balkonie. Nie znalazłam jednak poszukiwanej przeze mnie osobistości w postaci Najwyższego Boga. Super, pomyślałam z przekąsem i postanowiłam sprawdzić dokładniej taras, a raczej to, co widniało za jego barierką. Często bowiem zmieniająca się zgodnie z żądaniem właściciela gabinetu iluzja mogła stać się w jakimś stopniu rzeczywista i pozwolić bogu w sobie uczestniczyć. Szybkim krokiem pokonałam odległość dzielącą mnie od schodów podestu, przy okazji orientując się, co kryło się tym razem na zewnątrz – nocne niebo upstrzone gwiazdami, ciągnące się w nieskończoność, bez jakiegokolwiek podłoża. Ładny widok oświetlał balkon srebrnymi łunami, ale nic poza tym nie robił.

– Pani SerenArien – usłyszałam nagle zza siebie czyjś głos, więc gwałtownie się odwróciłam.

W pobliżu biurka stała niska, kobieca postać o odpowiednio krągłych kształtach zasłoniętych jedynie prześwitującą błękitną chustą. Długie, srebrzyste włosy opadały oklapłymi falami na jej piersi, a twarz o łagodnych rysach wykrzywiała się w sztucznym uśmiechu. Nie miała na sobie żadnych ozdób poza złotą obrożą okalającą jej szyję, przez co szybko domyśliłam się, że była to nowa, tymczasowa zabawka mojego wroga lub jakaś jego stała służąca. Cóż, tak niestety dla niektórych bogiń kończyło się zawieranie z nim umów. Wystarczył moment nieuwagi, aby taka nieświadomie się zadłużyła, a jedynym sposobem spłaty owego długu okazywało się dłuższe bądź krótsze oddanie się w niewolę ich władcy, w zależności od jego zachcianki. Do tej pory spotkałam się kilkanaście razy z jego „służącymi" i w większości przypadków ze zgrozą stwierdzałam, że były one do mnie w jakiś sposób podobne. Dlatego też z ulgą zorientowałam się, że bogini przede mną nie miała wiele wspólnego z moją osobą.

– Tak? – zapytałam, widząc, że kobieta wahała się, czy kontynuować.

– Najwyższy Bóg polecił mi zaprowadzić Panią do jego prywatnych kwater – odparła cicho, spuszczając wzrok. – To tam chce Panią przyjąć, ponieważ zjawiła się Pani później, niż przypuszczał.

W normalnej sytuacji zażądałabym, aby Sarkan jednak stawił się do gabinetu, ale dzisiaj niezbyt mogłam to zrobić. W końcu się znacznie spóźniłam przez imprezę urodzinową Zimera. Westchnęłam więc tylko i przewróciłam z wyraźnym niezadowoleniem oczami.

WolfKnight | AlternatywaWhere stories live. Discover now