Mój organizm rozbudzał się dość wolno, po kolei włączając moje zmysły. Poczułam owiewający mnie chłód, tępy ból w lewym biodrze i czyjeś palce delikatnie gładzące moje czoło przy linii włosów. Do mojego nosa dotarł zapach krwi, a do uszu cichy, miarowy oddech należący zapewne do tamtej osoby. Gdy rozsunęłam powieki, ujrzałam wpatrującą się we mnie parę błękitnawych tęczówek przysłoniętych po bokach fioletowo-szarymi włosami. Zorientowałam się, że moja głowa spoczywała na kolanach mężczyzny, a od pasa w dół byłam przykryta kocem, który smyrał mnie po gołych nogach. Opatrunek ciasno owijał odniesioną przeze mnie ranę, wbijając się nieprzyjemnie w moją skórę. Lampy w areszcie dawały dostatecznie dużo światła, abym zauważyła, że prawa dłoń Władcy Mocy Burzy znajdowała się w białym bandażu.
– Grejs, co ty tu robisz? – zapytałam niewyraźnie, mając jeszcze ściśnięte gardło.
– Czuwam nad tobą – odrzekł cicho, nie przerywając gładzenia mojego czoła. – Chciałem się upewnić, że dasz radę obudzić się z zaklęcia. Poza tym Rience prosił mnie, abym zapytał, jak bardzo źle się czujesz i ewentualnie go wezwał.
– To nieznaczna rana, dam sobie z nią radę – zapewniłam i spróbowałam się podnieść, ale Xiang mnie powstrzymał.
– Nie powinnaś się na razie ruszać. – Przycisnął delikatnie moją głowę do swoich ud. – Daj się jej choć trochę zagoić. Domyślam się, że uważasz się za niezniszczalną, ale musisz pozwolić swojemu ciału odpocząć.
– Gadasz jak moi mężowie – prychnęłam, przez co od razu popsuł mi się humor. – Taa... Możesz już iść, w końcu się obudziłam i nie musisz wzywać Rience'a. Pewnie masz dużo spraw na głowie...
– Niezbyt, wziąłem dwa dni urlopu chorobowego ze względu na poparzenie. – Poruszył lekko swoją zabandażowaną dłonią. – Zmusiłaś mnie do gwałtownego działania i tak się to skończyło.
– Przepraszam...
– Nie przepraszaj – przerwał mi łagodnym tonem. – To nie twoja wina, robiłaś po prostu to, co należało. Przegrać z takim przeciwnikiem to zaszczyt.
– Nie przegrałeś ze mną – zaprzeczyłam, unikając dalszego kontaktu wzrokowego.
– Nie stało się tak tylko dlatego, że Shadow zainterweniował i stracił resztkę honoru. Uważam, że nieprzyjęcie twojego wyzwania i przerzucenie go na mnie było dostateczną hańbą, ale ostentacyjne uśpienie cię podczas walki przekroczyło wszelkie granice – stwierdził z gorzką nutą w głosie. – Powinien dać ci wygrać, jako że nie złamałaś żadnej z zasad i wypuścić na wolność. W szczególności że Agentom udało się zdobyć dowody przeczące twojemu udziałowi w tamtych przestępstwach. Zrobiły to trzy inne osoby, które zresztą tego ranka zostały skazane i wysłane do więzienia o zaostrzonym rygorze w Aziru. Jesteś niewinna.
– Shadow mnie nie wypuści – oznajmiłam z bólem w głosie. – Nawet gdybyście błagali go na kolanach. Mogę być niewinna, ale gra nadal trwa i mój wróg nie pozwoli, abym się stąd wydostała. Cóż... Taki już mój tragiczny los. Naprawdę, Grejs, możesz iść. Przecież zdaję sobie sprawę, że nie masz już żadnego interesu w pomaganiu mi, skoro przerwaliście pertraktacje i przy waszej obecnej wiedzy nie postanowicie ich kontynuować.
– Nie muszę mieć w tym interesu, aby ci pomagać – westchnął, przestając gładzić moje czoło. – Po prostu chcę to robić i czuję, że powinienem.
– A ja nie chcę, abyś się dla mnie narażał. – Spojrzałam mu w oczy. – Nie lubię, gdy ktoś nadstawia za mnie karku lub się nade mną lituje. Jestem wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, ale nie mogę cię prosić o cokolwiek więcej. Błagam, nie marnuj na mnie ani skrawka swojego cennego życia. Jesteś wspaniałą osobą, zasługujesz na więcej, niż ktokolwiek może ci dać. Pragnę, abyś nawet tutaj był szczęśliwy i spełniony, Grejs.
ΔΙΑΒΑΖΕΙΣ
WolfKnight | Alternatywa
ΦαντασίαςKsięga III trylogii |WolfKnight| Zastanawialiście się kiedyś, jak potoczyłaby się historia waszego świata, gdybyście nigdy się nie pojawili? Gdyby wasz kochany ojciec nigdy nie postanowiłby was stworzyć? Nie?! No cóż... Ja też starałam się o tym nie...