Rozdział 12

16 3 0
                                    

– I znów po nocy nadchodzi dzień – zanuciłam cicho, gniotąc krawędź okrywającego moje ramiona koca. – Odgania ciemność daleko hen. I wraz ze świtem wita Twój cień, zmywając wilku twej krwi czerwień.

Przeanalizowałam słowa ostatniej zwrotki pieśni, zastanawiając się, czemu właśnie ją tak rzadko słyszałam. Tę dającą nadzieję część, tę pokrzepiającą część. Większość wykonawców o niej zapominała jakby specjalnie, jakby chciała odebrać słuchaczom perspektywę lepszego jutra. A ta perspektywa była właśnie najważniejsza podczas walki z przeciwnościami. Koszmar ostatecznie się skończy, wszystkie problemy zostaną rozwiązane, konflikty zażegnane. Nie mogłam zapominać o tej zwrotce. Musiałam ją sobie jak najczęściej powtarzać.

Dzisiaj pilnował mnie już inny strażnik, który w przeciwieństwie do Cadena nie próbował nawiązać ze mną rozmowy albo wyrażać jakiś swoich uwag. Muskularny mężczyzna siedział w ciszy na krześle, zerkając na celę tylko od czasu do czasu. Większość jego uwagi skupiał zbiór krzyżówek, które z godną podziwu zaciętością rozwiązywał. Och, ile bym dała za możliwość zajęcia się taką łamigłówką. Nudziłam się okropnie, ponieważ zdążyłam już załatwić całą swoją rutynę: skorzystałam z toalety, odbyłam długi spacer po pomieszczeniu wraz z rozciąganiem stężałych mięśni, myślałam intensywnie, użalałam się nad swoją sytuacją, wspominałam swoją wersję i odnalazłam jakiś promyk nadziei, który trzymał mnie przy życiu. Rozważałam również cały swój plan ucieczki z aresztu, ale nie dałam rady go dopracować do zadowalającego poziomu, zapewniającego szansę na sukces.

– Znasz inną nazwę na tojad mocny? – zapytał nagle gwardzista, nawet nie podnosząc wzroku znad nowej krzyżówki. – Kończy się na „ownik".

– Mordownik – odparłam po namyśle. – Pasuje?

– Tak – mruknął, ponownie całkowicie wsiąkając we wpisywanie odpowiednich literek w kratki.

– Nie ma sprawy – westchnęłam, chociaż nie otrzymałam żadnego „dziękuję.

Inne hasła do rozwiązania też się nie pojawiły.

***

Po ilości razy, w których wyłączono w więzieniu światło, wnosiłam, że minęło pięć dni. Pięć pustych, nic nieznaczących dni. Nikt mnie nie odwiedził, nikt nie przyniósł mi jedzenia, nikt nie chciał ze mną rozmawiać ani mnie oglądać. Nawet strażnik bez przerwy rozwiązujący krzyżówki nie prosił mnie już nigdy o pomoc w odnalezieniu potrzebnych haseł. Czułam się tak, jakby wszyscy zapomnieli o moim istnieniu, jakbym stała się nic nieznaczącym fragmentem materii.

Mój żołądek początkowo protestował przyzwyczajony do otrzymywania jakiś posiłków, ale później przypomniał sobie, że był on żołądkiem boskim, ergo nie potrzebował jedzenia ani picia. Brak substancji odżywczych sprawił przy okazji, że trzeciego dnia przestałam wychodzić z celi do toalety. Organizm wszystko zatrzymywał dla siebie i nie zapełniał mojego pęcherza. Moja dzienna rutyna również uległa znaczącym zmianom, ponieważ większość czasu spędzałam pogrążona w półśnie. Nie robiłam praktycznie nic, przestałam nawet użalać się nad sytuacją. Jedynie przeglądanie wspomnień mojego życia stanowiło jakiś żywszy moment danej doby. Niestety większość z nich zaczęła wydawać się mojemu umysłowi nierealna, negował ich rację bytu. Odnosiłam dziwne wrażenie, jakbym od początku istnienia trwała właśnie tu – w tej małej, ciemnej, zimnej celi. Świat zewnętrzny wydawał się fantazją, a dotychczas odgrywana przeze mnie rola fałszem. Także Sarkan i moje boskie pochodzenie stawały się nierealne.

***

Leżałam zwinięta w kulkę na pryczy ze standardową już dla mnie bezczynnością. Mijał siódmy dzień od ostatniej wizyty Shadowa... A może ósmy? Nie byłam tego pewna, wszystko już mi się mieszało. Sarkan nie odezwał się do mnie ani razu, aby choć trochę mnie ruszyć i kontynuować tę grę. Może on też już o mnie zapomniał? Znalazł sobie nową zabawkę i po prostu tak mnie tu zostawił? Może... Jedyne, czego byłam pewna to to, że na korytarzu rozległ się dźwięk obcych kroków, które nie należały do żadnego ze strażników. Nie miałam jednak siły, aby się podnieść i zainteresować się obecnością niezapowiedzianego gościa. Ogólnie nie posiadałam już wystarczająco dużo psychicznych sił, aby starać się mieć wpływ na odbywające się wydarzenia. Miałam jednak nadzieję, że to tylko przejściowy stan, że znajdowałam się tylko w „dołku" sinusoidy, która ostatnio świetnie oddawała moje zdrowie mentalne.

WolfKnight | AlternatywaWhere stories live. Discover now