Rozdział 2

33 3 0
                                    

Spojrzałam na zegarek w telefonie, czując nieprzyjemny uścisk w brzuchu. Nie wiedziałam, czy był to objaw zniecierpliwienia, zestresowania, czy może nieodpowiednie połączenie potraw, które wmusiłam w siebie rano w ramach śniadania. Przyjrzałam się wyświetlanej na czerwono liczbie i w głowie kilka razy obliczyłam, że zostało mi piętnaście minut do dwunastej. Poczekaj jeszcze, pomyślałam do siebie samej i oparłam potylicę o zagłówek wygodnego, welurowego fotela, stojącego w centrum zamkowej oranżerii. Za szybami ogrzewanego pomieszczenia widniała przepiękna sceneria południowej strony naszego ogrodu, skąpanego w zimowym słońcu i przyzwoicie oprószonego puchatym śniegiem. Starałam się na nim skoncentrować i podziwiać jak obraz, ale moja świadomość siedziała już w Głównej Sali i nie potrafiła zachwycać się roślinnym krajobrazem.

Otaczała mnie cisza i samotność, które często okazywały się dla mojej osoby kojące, ale nie tym razem. Nie oznaczało to jednak, że chciałam, aby ktoś tu ze mną teraz był. Potrzebowałam trochę czasu wyłącznie dla siebie i nikt nie powinien widzieć tego, co właśnie robiłam. Jedynie okienne szkło stało się świadkiem dziwacznej sytuacji i nieśmiało odbijało niezrozumiały dla ludzi widok. Moje ciało wydawało się półprzezroczyste i nie mogło przybrać zwykłego, wyraźnego kształtu. Końce czarnych ubrań rozłaziły się wszędzie wokół, podobne do smug gęstego dymu, a wokół tego, co normalnie służyło za moją głowę, latały drobniutkie światełka, które mieniły się ciągle jakimś nowym kolorem. Świadczyło to o moim wewnętrznym rozstrojeniu i piekle noszonych w sobie emocji. Odetchnęłam głębiej, co rozeszło się po pomieszczeniu w postaci lekkiego podmuchu wiatru i zmusiłam drobinki do przybrania błękitnawego odcienia, ale po kilku sekundach znowu zapaliły się na fioletowo, a potem na czerwono.

Pozwalałam sobie od czasu do czasu na przybranie takiej specyficznej formy, która doskonale oddawała to, z czego składali się bogowie – z materii, energii i procesów myślowych, nad którymi teoretycznie dało się panować. Zwykle nie dawałam sobie istnieć w trzech stanach jednocześnie, ale od paru tysięcy lat, zaczęłam czuć potrzebę takiego zawieszenia między tym, co rzeczywiste i abstrakcyjne. To był jeden ze skutków obcowania z innymi osobami z mojego gatunku. Mimo mojego braku akceptacji boskiej strony jestestwa, ono upominało się o swoje pięć minut, ale na szczęście nie robiło tego za często. Taki już los życia jako potężny bóg. Choć nie mogłam zanegować, że widziałam pewne plusy bycia istotą inną niż ludzka.

Moje ciało nie potrzebowało w większości jedzenia, oddychania czy nawet właściwego snu. Zachowywałam te czynności jedynie z czystego przyzwyczajenia i dla pozorów. Gdy tego chciałam, nie odczuwałam zimna, ciepła, nawet fizycznego bólu, a drobne rany goiły się błyskawicznie. Jednak istniały również pewne dziwactwa – parametry mojej fizjonomii pozostawały stałe, czyli nie chudłam ani nie tyłam, a włosy były tej samej długości i gęstości niezależnie od starań w ich zwiększeniu.

Jeszcze raz spróbowałam zmienić kolor światełek, ergo zmienić odczuwane emocje i o dziwo te zabłysły ciemnym granatem. Wtedy może nie usłyszałam, ale bardziej wyczułam, że ktoś zbliżał się do oranżerii. Sprawnie, w zaledwie ułamku sekundy, powróciłam do w pełni materialnego stanu a mój umysł niestety do wcześniejszego rozstrojenia. W odbiciu szyby znowu pojawiła się znajoma ludziom Królowa WolfKnight ze wszystkimi człowieczymi przymiotami. Jedynie moja skóra była strasznie blada, ale wyłącznie w wyniku stresu, nie boskich tendencji. Wstałam z fotela, patrząc na zegarek, który oświadczał, że zostało mi jeszcze dwanaście minut i odwróciłam się w stronę wejścia do zimowego ogrodu.

Po krótkiej chwili w drzwiach pojawiły się trzy osoby, które nieśmiało na mnie spoglądały, nie wiedząc, czy mogły mi teraz przeszkadzać. Sama do nich podeszłam, przybierając łagodny wyraz twarzy i niemo zakomunikowałam, że czekałam na usłyszenie ich prośby. Obyło się bez ukłonów, tytułów i arystokratycznej etykiety. W końcu byliśmy dość bliską rodziną. Rodzeństwo zerknęło po sobie, aby zdecydować, kto pierwszy się odezwie.

WolfKnight | AlternatywaWhere stories live. Discover now