Tak bajdełejem - dziękuję za te trzy moje teksty w top 10 Stucky :P
Wielokrotnie spotkałam się ze stwierdzeniem, że "Steve i Bucky nie mogli się kochać, bo byli w związkach" i muszę przyznać, że jest to dla mnie całkowicie niezrozumiałe. Tak, szipuję Stucky, zaczęłam tak naprawdę dwa lata temu i sporą zasługę ma w tym obsesja Mimivelo, ale wciąż potrafię spojrzeć na ich relację znacznie szerzej. Szipuję komiksowych Steve i Sharon, kocham Sharon i wiem, że Steve ją kochał, ale wiem również, że nawet gdyby nie Stucky, Steve kochałby Bucky'ego. Steve kochał go tak mocno, że czasem jest to aż trudne do pojęcia. Naprawdę nie rozumiem antagonizowania Bucky'ego przez niekótrych fanów Stony czy Steggy, usilnych prób przekonania czytelnika, że Bucky nie ma znaczenia, bo liczy się tylko ten, z kim Steve się związał. Nie. Tak nie jest, nigdy nie było i jeśli ktoś twierdzi inaczej, jego ff jest zwykłym niekanonicznym opkiem z OOC Steve'm. Bo prawdziwy Steve kochał Bucky'ego. Bez względu na to, czy była to ojcowska miłość z czasów Golden/Silver Age, ich współczesna, braterska więź czy romantyczna miłość, Steve i Bucky są bratnimi duszami.
Bucky kocha Steve'a tak bardzo, że jest gotów zrobić dla niego wszystko, ufa mu i wierzy w niego tak bardzo, że ma własnego "wewnętrznego Steve'a", z którym konsultuje się, kiedy nie wie, czy coś jest dobre czy nie. On jest całkowitym fanboy'em Steve'a i nigdy nie będzie wierzył w samego siebie tak, jak wierzy w Steve'a. Steve jest dla niego jak ojciec, jak brat, jak partner, jak bratnia dusza, jak jego lepsza część. A Steve... Steve kochał Bucky'ego tak mocno, że momentami niemal obsesyjnie. Bucky był dla niego rodziną. Bez względu na to, jaką miałby pełnić w niej rolę.