Druga Szansa - Adam Lambert S...

Door WiktoriaPawlik2

12.8K 1.1K 514

Bohaterka traci rodziców, nagle sam gwiazdor Adam Lambert postanowił ją przygarnąć... Dlaczego? To się okaże... Meer

Nowe miejsce, Nowy dom
Przyjaciel na zawsze?
Niesamowita niespodzianka! Cz.1 - Wariaci trzymają się razem
Niesamowita niespodzianka! Cz.2 - Jak on to zrobił?!
Rozdział 2 - Dlaczego mnie to nie zdziwiło?
Blondyn...
Kolejny normalny dzień? Dobre
Ty mnie kochasz, ja Cię chronię
Z miłości można oszaleć
Party Hard... Cz.1 - Cisza przed burzą
Party Hard... Cz.2 - Ostra jazda!
Rozdział 3 - Miłość czy fałsz?
Nie umiem walczyć
,,Love"
Być tak ślepym na uczucie
Przyjaźń do śmierci
Rozdział 4 - Umierać z tęsknoty? Już nie
Tłumienie jest takie trudne
Brązowe oczy. Cz.1
Brązowe oczy. Cz.2
Wyjazd do Bułgarii :)
Hamuj się
Rozdział 5 - To mnie wypala... Cz.1
To mnie wypala... Cz.2
To mnie wypala... Cz.3 - Pulsujące blizny przeszłości
To mnie wypala... Cz.4 - Obrzydliwy dotyk
Uczucie na dnie
Rozdział 6 - ,,Nie rób drugiemu, co tobie nie miłe"
Coś się kończy
Realizm czasem zabija wszystko
,,Bądź przy nim"
Początek nowej rzeczywistości?
Zniknęła
Rozdział 7- Propozycja dawnych lat
Jest dla mnie jak rodzina. Jakby zawsze nią był
Było blisko. Niebezpiecznie blisko.
Po co to robił?
Nie chce ryzykować
Rozdział 8 - Światło reflektorów. Cz.1
Światło reflektorów. Cz.2 - Kwestia milimetrów
Światło reflektorów Cz.3 - Z czym walczysz? Pomogę.
Światło reflektorów Cz.4 - Chcę, by pozwolił zapomnieć
Światło Reflektorów Cz.5 - Nie wiesz, czego chcesz!
Bliski kocha, ale miłości nie rozumie.

Rozdział 1 - Drastyczne Zmiany

1.2K 56 25
Door WiktoriaPawlik2

-Mamo? Możesz podgłośnić radio?


-Znowu Lambert? - zaśmiała się, po czym od razu szeroko uśmiechnęła się w moją stronę, patrząc przez ramię z miejsca pasażera. 


-A kto inny? - wtrącił mój tata żartobliwie, śmiejąc się przy tym rozbawiony.


-Proszę! - niecierpliwiłam się. To moja ukochana piosenka... Jest w niej aż za dużo prawdy i za to ją cenie.


-Już spokojnie Wiki. - zaśmiała się moja mama i podkręciła głośność na cały regulator.


-Beata! - przedarł się mój tata przez pełną pracę głośników.


-No co? Są wakacje, trochę muzyki i tobie się przyda. - moja mama zaśmiała się dźwięcznie, by zadziornie klepnąć mojego tatę w ramię. Chciał czy nie, i tak jej uległ.  


*Uuuuuu My Heart Is A Ghost Town*


Strasznie się cieszę na nasze wspólne wakacje! Ciepła woda, piękne słońce i moja rodzina przy mnie. To będą niesamowite wspomnienia! Zwykle nigdzie nie jeździmy... Pieniądze nie spadają z nieba. Dlatego nie mogę się już doczekać! Wyjeżdżamy dwa miesiące przed rozpoczęciem wakacji, ale wynagrodziłam to rodzicom świetnymi ocenami, na które ciężko pracowałam. Mam w sumie wolne przez cztery miesiące!


-Tak za ile dojedziemy na miejsce? - zapytałam, a mama lekko przyciszyła radio. Niestety domyślam się, że z centrum Warszawy nad morze jedzie się dość długo... Do tego z postojami.


-Będziemy za około dziesięć godzin, więc radzę ci się teraz trochę zdrzemnąć przed świtem. - uśmiechnęła się opiekuńczo, tak jak robi to najlepiej. 


Przytaknęłam głową. W sumie jestem trochę senna, a jak się chwilkę prześpię, to też droga zleci mi szybciej. Przykryłam się kocem na tylnym siedzeniu i zamknęłam oczy. Już śniłam o słońcu i mięciutkim piasku pod stopami...


***


-BOŻE TOMEK! - poderwałam głowę wyrwana ze snu krzykiem mojej mamy.


-WIKTORIA, SCHOWAJ GŁOWĘ!


Zobaczyłam tylko oślepiające światło reflektorów zna przeciwka, a potem tylko przeszywający ból i ciemność.


***


Otworzyłam powoli oczy. Poraziła mnie biel otoczenia. Nie mogę sobie nic przypomnieć, a głowa boli mnie jak po postrzale... który nie wiem, jak boli, ale na pewno nie mniej niż teraz. Widzę wszystko jak przez gęstą mgłę.


Nagle białe drzwi przed łóżkiem się uchyliły, a do środka weszła młoda kobieta w tak samo białym fartuchu.


-Całe szczęście, że już jesteś na ziemi! - odezwała się do mnie dziewczyna słodkim głosem, serdecznie się uśmiechając.


-C-co się stało? - wzdrygnęłam się gwałtownie, przypominając sobie ostatnie, zapamiętane zdarzenia... Czułam systematyczny ból krążący po mojej głowie, ale starałam się go zignorować.


-Spokojnie, nie powinnaś się jeszcze podnosić. Masz dużo szczęścia, że z tego wyszłaś. - uśmiechnięta kobieta podeszła do łóżka i poprawiła moją, tak samo jak wszystko inne, białą kołdrę.


-Jak to? Nie byłam sama. Gdzie są moi rodzice? Mogę się z nimi zobaczyć?


Wyraz twarzy pielęgniarki diametralnie się zmienił. Czy to... współczucie?


-Posłuchaj mnie - kobieta usiadła na moim łóżku. Spoważniała. Patrzyłam na nią zdezorientowana. - ten wypadek był tragiczny. W zasadzie nie powinnaś tutaj... Przednie siedzenia zostały zmiażdżone, a tył auta ucierpiał o wiele mniej. Przykro mi, że muszę ci to przekazywać właśnie ja. - pielęgniarka odwróciła ode mnie wzrok i zacisnęła powieki.


Otworzyłam szeroko oczy, na moment pociemniało mi przed nimi. Zaczęłam szybko oddychać, serce w mojej klatce piersiowej szalało... Oni... Nie, to chyba jakaś pomyłka! Oni nie mogli tak po prostu... Przecież... Przecież to moi rodzice.


-Nie, to nie jest prawda. Oni tutaj są! - poczułam napływające do oczu łzy, żołądek ścisnął mi się w mały kłębek. Kobieta pokręciła wolno głową, po czym położyła na moim ramieniu dłoń.


-Pogódź się ze stratą teraz, a czas sam wyleczy rany. Wiem, że brzmię okrutnie... ale sama wiesz, że oni nie przyjdą. - patrzyłam na nią jeszcze przez chwilę, łzy płynęły po moich policzkach.


W końcu zakryłam się kołdrą i odwróciłam plecami do kobiety, a potem pogrążyłam się w gorzkim płaczu, nie zwracając na nią większej uwagi...


Zginęli. Jestem sama. To stało się tak szybko... Za szybko.


Nawet nie zauważyłam wyjścia pielęgniarki z mojej sali. Nie umiem się na niczym skupić. Myśli krążą wokół wspomnień z przeszłości. Tylko one mi teraz pozostały.


******************Dwa miesiące później*****************


Ból głowy ustąpił, a obrażenia cielesne były niczym w porównaniu z obrażeniami powstałymi na psychice. Moja terapia pomogła uporać się ze świadomością utraty rodziny... ale nadal jest to ciężki temat. Z powodu mojego wieku terapia nie trwała długo, bo według lekarzy dzieci szybciej się ,,przystosowują". Niestety, mimo leczenia zamknęłam się w sobie, nie jestem już tą samą dziewczyną. Otuchy dodaje mi teraz jedynie moja muzyka, lecz również ona ma w sobie tamto życie... Głównie są to utwory mojego ulubionego artysty, do którego przez ten czas jeszcze bardziej się przywiązałam. Jedyna osoba, z którą mam ochotę rozmawiać, to siostra Dominika, która miała za zadanie się mną opiekować w czasie pobytu na oddziale, ale... ta znajomość zaczęła widzieć koniec. Moje leczenie zakończone, a łóżko szpitalne podobno nie powinno być już moim miejscem.


Nadszedł dzień mojej przeprowadzki do sierocińca, bym powróciła do życia ,,normalnej", piętnastoletniej nastolatki.


Spakowałam już swoje rzeczy, czyli tylko komórkę, słuchawki i parę zakupionych przez Dominikę ubrań. Reszta rzeczy nadal czeka w moim starym domu, ale by je zabrać, wpierw ktoś musi mnie przygarnąć... A kto zechciałby piętnastolatkę po przejściach? Mogę już teraz uznać sierociniec za swój nowy dom...


-Chodź Wiki, auto już podjechało. - pośpieszyła mnie wymuszenie uśmiechnięta Dominika, ale tylko by dodać mi otuchy. Wiem, co mnie czeka i nie cieszy mnie ta wizja.


-Idę. - odpowiedziałam cicho, zapinając suwak podniszczonego, ale równie urokliwego plecaka, który również mi podarowała.


Przy wyjściu spojrzałam na kobietę i nie mogłam się opanować. Wtuliłam się w nią i zaczęłam płakać... Pielęgniarka ścisnęła mnie mocno.


-Gdybym tylko mogła, to byłabyś już u mnie w domu... - westchnęła, głaszcząc mnie po blond włosach.


-Wiem, mówiłaś. - spojrzałam na młodą dziewczynę z wyrozumieniem. - To nie twoja wina.


-Ledwie umiem wyżywić siebie, a ty zasługujesz na coś więcej. Jestem pewna, że los jest sprawiedliwy. - przytuliła mnie jeszcze mocniej, po czym łagodnie się uśmiechnęła.


Byłam zrozpaczona rozstaniem... Nie umiem uwierzyć też w to, że ktoś mógłby mnie adoptować, ani że dam radę jeszcze poczuć, co to znaczy mieć rodzinę.


Szybko zeszłyśmy na dół po tym, jak nieco ochłonęłam. Od razu kazano mi wsiąść do czarnego samochodu z panią Ewą, która jak mi powiedziano, prowadzi placówkę. Pożegnałam pielęgniarkę smutnym spojrzeniem, ona wzruszona pomachała mi powoli... Widzę ją pewnie po raz ostatni. 


***


Znalazłam się w ponurym pokoju. W powietrzu unosi się zapach kurzu i wilgotnego drewna. Na moje szczęście nie jestem tutaj całkiem sama, bo ze mną w pokoju jest dziewczyna o imieniu Nadia. Bałyśmy się siebie z początku, ale teraz dostrzegam w niej bratnią duszę. O dziwo, mocno zbliżyła nas tęsknota do bliskich.


********************Tydzień później********************


-Wiki, otwórz oczy. - obudził mnie szept dziewczyny i lekkie potrząsanie ramieniem. Popatrzyłam na nią zaspana i przetarłam powieki rękawem koszuli nocnej.


-Która godzina? Daj mi żyć. - mruknęłam niezadowolona, ale wywołałam u niej tylko cichy śmiech.


-Zapomnij, musisz mi udowodnić! - udała urażenie i skrzyżowała ręce na piersi. Wywróciłam oczami i zwaliłam z siebie kołdrę.


-Nie możesz mi wierzyć na słowo? A poza tym, jest szósta rano! Wszystkich pobudzimy. - Nadia z entuzjazmem pokręciła głową. Dlaczego ona mi to robi...


-W piwnicy nie usłyszą, no wstawaj! - szarpnęła mnie za dół koszuli. Wygrała. Tylko żebym tego nie żałowała.


Cały budynek jest jeszcze uśpiony, więc nawet nasze bose kroki odbijały się echem od ścian sierocińca. Nasz pokój znajdował się na parterze, tak więc pokonanie jednych schodów w dół nie było problemem. Na miejscu wyciągnęłyśmy jakieś stare koce, a światło z małego okienka nam wystarczało. Usiadłyśmy na przeciwko siebie. W oczach Nadii tańczyły małe iskierki, z czego zaczęłam się śmiać.


-No dobrze... Pozwolę tobie wybrać utwór, tylko się uspokój. - uśmiechnęłam się do dziewczyny. Wyglądała, jakby zaraz miała eksplodować z ciekawości. Mówiłam jej o moich lekcjach śpiewu, ale tylko wspominałam, a ona domaga się jakiegoś pokazu. Co mam zrobić? Musze jej dać to, czego chcę, bo mnie zamęczy!


-Jak mam być spokojna?! Trzymałaś mnie w niepewności tyle dni, a jestem z natury niecierpliwa! - Nadia zaczęła machać rękoma. Tutaj się z nią zgodzę, cierpliwość to jej najsłabsza strona. Jeszcze taką jedną ze stron jest na pewno zbytnia ciekawość.


-No dobrze, mam w tym swoją winę, ale błagam cię, chcę jeszcze wrócić do łóżka przed śniadaniem!


-No dobra, dobra... Czekaj... Może coś tego Adama? - spytała niepewnie, a ja pokręciłam głową bez zbytniego namysłu.


-Wiesz, że ta muzyka pomagała mi przy terapii... Jest wyjątkowa i nie ruszam jej z byle powodu. - odwróciłam wzrok od przyjaciółki, ale ona chwyciła moje dłonie i popatrzyła przepraszająco.


-Masz rację, ale myślałam... Tak, to jeszcze za wcześnie, wybacz. - uśmiechnęłam się po jej słowach, a ona również się rozpromieniła. - W takim razie może Artur Rojek by ci odpowiadał?


-Jeszcze pytasz? Jeden z niewielu polskich muzyków, których uwielbiam! - zaśmiałyśmy się razem... Jaką piosenkę wybrać? Jest wiele w jego repertuarze. Chociaż nie, ta będzie idealna.


-Zepchnij mnie w otchłań

Zepchnij z tej drogi

W ciemny korytarz

W sam środek nocy - pomimo zaspania i długiej przerwy w ćwiczeniach mój głos brzmiał zadziwiająco dobrze, a jestem wobec siebie surowa, jeśli o to chodzi.  Zamknęłam oczy, jeszcze boje się patrzeć na tego, przed którym śpiewam... Niby mam za sobą jakieś występy, ale nadal czuje strach przed tym, że mój głos nie jest dobry... 


-Na zawsze unieść sobą

Smutek chwili, daję słowo

Nie pozwolę Ci mnie opuścić

Nawet, gdybym miał się zgubić - brakowało mi tego utworu, tak samo, jak brakowało mi śpiewania i mojego głosu. Aż się sobie dziwię. Kocham muzykę, ale w śpiewaniu wspierali mnie głównie rodzice, dlatego nawet teraz mnie to smuci. Czuje smutek, bo jak otworze oczy, to nie zobaczę uśmiechniętej buzi mojej mamy. Mogę ją jedynie zobaczyć oczami mojej wyobraźni.


Lekko uchyliłam powieki po zakończeniu utworu.  Oczywiście zaśpiewałam go o tonę wyżej, bo nie jestem mężczyzną i musiałam odejść od oryginału... Nie wiem, co myśli o tym Nadia, ale wygląda na bardziej zszokowaną niż zadowoloną...


-Wiktoria... Ja cię zatłukę za ukrywanie takiego talentu! - Nadia niespodziewanie rzuciła się na moją szyje, przewracając mnie na plecy. Leżała roześmiana na mnie, ja też zaczęłam się śmiać.


-Czyli nie było tragedii? - spytałam, gdy się podniosłyśmy i zaczęłyśmy zwijać koce z osmolonej podłogi piwnicy. Dziewczyna przystanęła gwałtownie i strzeliła we mnie błyszczącymi oczami.


-Tragedii? Kpisz sobie?! Niedługo wyśle cię do Mam Talent, a ty nie masz nic do powiedzenia! Mogłabyś wystartować w Ameryce, a i tak byś wszystkich pokonała! - zaśmiałyśmy się razem radośnie.


Droczyłyśmy się przez całą drogę powrotną do pokoju. Nadia ciągle męczy mnie, że nie mogę zmarnować takiego głosu i tak dalej. Wszystko przede mną, ale śpiewanie i tak sprawia mi jeszcze mnóstwo bólu.


Doszłyśmy wreszcie do pokoju, a ja rzuciłam się na moją pryczę i zamknęłam lekko szczypiące oczy... Nadia też się położyła. Nie wmówi mi swojej niezniszczalności, ale i tak ją uwielbiam.


***


-Wiki, obudź się proszę. - otworzyłam oczy niechętnie. Znowu ktoś mnie budzi?! Tym razem to nie była moja współlokatorka, ale sama pani dyrektor.


-O co chodzi? Coś się stało? - spytałam, wolno się podnosząc do pozycji siedzącej. Kobieta była nieskazitelnie uczesana oraz ubrana, jak to perfekcyjna pani Ewa. Ranny ptaszek... Też tak chcę.


-Myj zęby, ubierz się i przyjdź do mojego biura, dobrze? - przytaknęłam z wymuszonym uśmiechem, a kobieta uniosła kąciki, po czym wyszła z naszego pokoju. Jej szpilki mocno uderzały o drewnianą podłogę.


Szybko się podniosłam i ubrałam. Zęby umyłam w biegu. Ciekawi mnie powód tej pobudki. Dyrektorka tak nie robi, chyba że... Nie, to na pewno nie to.


Poszłam szybkim krokiem w stronę biura dyrektorki, otworzyłam ciężkie drzwi. Pani Ewa wskazała ręką na fotel po drugiej stronie biurka. Usiadłam, czując coraz szybsze tempo mojego serca.


-Gotowa na wieści? - zapytała lekko podekscytowana kobieta. Przytaknęłam niepewnie, ale i tak się uśmiechnęłam. - Moja droga, czeka cię nowy dom!


W pierwszym momencie mnie zatkało.


-Adopcja? - przełknęłam ślinę. Jednak moje podejrzenia były słuszne.


-Dokładnie! Wspaniale prawda? Masz szczęście! Ten młody człowiek na pewno przypadnie ci do gustu. - zaśmiała się radośnie, a ja nie mogłam nadal uwierzyć własnym uszom.


-Tylko mężczyzna? - spytałam zdziwiona, a kobieta przytaknęła od razu. Widziała moją niepewność.


-Na prawdę jestem pewna, że się zrozumiecie! Nie martw się niczym i leć się pakować, zapowiedział się na godzinę dziewiątą. Chciałam dać ci jeszcze trochę pospać, godzina na spakowanie to świat i ludzie. - uśmiechnęła się jeszcze raz. Nie miałam zamiaru pokazywać jej mojego smutku i obaw, więc szybko opuściłam biuro dyrektorki.


***


-Nie panikuj. Świat jest mały... Na pewno się jeszcze spotkamy. - szepnęłam do Nadii, gdy obie tuliłyśmy się do siebie. Obie zalałyśmy się łzami. Bardzo zbliżyłyśmy się do siebie przez ten tydzień, choć większość powie, że to nie dużo. Nadia nie posiada komórki, tak więc liczę na cud, że ją jeszcze spotkam.


-Obiecaj, że jeszcze kiedyś się zobaczymy... - ledwo powiedziała przez łzy. Przytuliłam dziewczynę jeszcze mocniej.


-Oczywiście. Obiecuje. - odpowiedziałam smutnym głosem. Nadia musiała udać się do innego pokoju, by dołączyć do innych dziewczyn w jej wieku... Tyle ją widziałam. Dlaczego od czasu wypadku muszę przeżywać ciągłe rozstania z osobami, którym jestem w stanie ufać?


Niedługo po jej odejściu w drzwiach pokoju stanęła dyrektorka domu dla sierot.


-Jesteś gotowa, kochanie? - kobieta uśmiechnęła się do mnie serdecznie, a ja wzięłam głęboki wdech i dopięłam suwak mojej torby, biorąc ją w rękę.


-Myślę, że tak. - uśmiechnęłam się smutno i jeszcze raz obejrzałam się na stary pokój. Niestety, zmiana miejsca jest trudna. Pierwszy dom po wypadku, ale... czy mogę nazwać to miejsce domem?


Po krótkiej chwili usłyszałam na korytarzu mocne kroki. Są coraz bliżej, a ja czuje jak moje gardło coraz bardziej się zaciska.


-Wiktoria, znasz dobrze język angielski? - popatrzyłam zdziwiona na dyrektorkę, a kroki są już bardzo bliskie. Czy ona się dobrze czuje? Znam, zawsze miałam szóstki z języków obcych. 


-Po co miałabym niby...? - nie zdołałam dokończyć, gdy mój opiekun wyłonił się zza dwa razy od siebie mniejszej kobiety.


-Hello Wiktoria. Maybe you know me? - uśmiech mężczyzny mnie sparaliżował. Chciałam w pewnym momencie zacząć piszczeć, ale szybko się opanowałam. On tutaj stoi! On tutaj jest! Ale... Nie... To na pewno jakiś dziwny sen, prawda?


*Od tego momentu rozmowy prowadzone w języku angielskim*


-A... Adam Lambert? Ale, jak? - wpatrywałam się w szaro-błękitne oczy muzyka, widząc w nich radość, ale też pewną tajemniczość, ale i ona wydaje się przyjazna.


-We własnej osobie! Bardzo miło mi cię poznać mała. Mam nadzieję, że cię nie wystraszyłem? - zaśmiał się radośnie, a ja zarumieniłam się delikatnie. Po chwili zaczęło to wszystko do mnie docierać. Poczułam łzy cisnące się do moich oczu. - Hej, tylko się nie rozklejaj.


Adam podszedł o krok bliżej i ukląkł przede mną. Chciałam wytrzeć płynące łzy rękawem bluzy, ale ku mojemu zdziwieniu mężczyzna otarł je własną dłonią.


-Nie, ja tylko... - nim zdążyłam się wytłumaczyć i opanować, piosenkarz przyciągnął mnie do siebie i przytulił... Byłam zszokowana. Nie znam go osobiście, ale ta bliskość była teraz tak miła. Objęłam go bez zastanowienia, czując po prostu spokój.


-Zbieraj się, samolot już na nas czeka. - spojrzał na mnie opiekuńczym spojrzeniem, a ja otarłam ostatnią łzę z policzka.


-Jaki samolot? - spytałam zdziwiona, a on uśmiechnął się radośnie.


-Sama zobaczysz. - odpowiedział i przed podniesieniem się pogładził moje ramie. No dobrze, teraz to już na prawdę nie mam pojęcia, czy to sen, czy rzeczywistość. Może rzeczywisty sen? Istnieje coś takiego?


***


-Jesteś gotowa na powrót do domu? - zapytał przy wyjściu wysoki, szaro włosy mężczyzna z szerokim uśmiechem na Hollywoodzkiej urody twarzy. 


-Wiesz, już nawet nie pamiętam znaczenia tego słowa. - uśmiechnęłam się do niego nieśmiało i poprawiłam opadający kosmyk blond włosów.


-Dlatego tutaj jestem. Chcę, byś znów go miała. - pogładził mnie delikatnie po plecach, wymieniliśmy spojrzenia.


Szliśmy w stronę drzwi wyjściowych, a ja nadal się nie obudziłam... Może jednak to nie sen i dostałam swoją drugą szansę...?





*Witaj w mojej opowieści! Cieszę się, że mogę cię tutaj gościć :D Jestem wdzięczna za samo to, że przeczytałeś/aś ten pierwszy rozdział! Jest on długi, więc czytanie tej książki jest dla wytrwałych czytelników :) Wraz z książką rozwinęły się moje umiejętności pisarskie, więc to ona pomogła mi się uczyć i jest ważną częścią mojego życia. Tym bardziej dziękuję, że tutaj jesteś! Czy jesteś Glambertem, czy też nie ;3 Mam nadzieję, że spotkamy się w następnych rozdziałach ;) To tyle ode mnie. Poniżej jest piosenka, którą śpiewała Wiktoria! Jeśli jej nie znasz, to polecam się w nią wsłuchać, jest prawdziwa i świetna :D Trzymaj się <3*

*Zapomniałabym! Gdy w rozdziale pojawi się jakaś piosenka, to zawszę znajdziesz jej tytuł i link na końcu ;3 Zawszę to doda jakiegoś klimatu czytanej części :D*


*Artur Rojek - Czas, który pozostał*

Ga verder met lezen

Dit interesseert je vast

21.7K 1.2K 43
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
44.5K 2.1K 54
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
248K 18K 60
"Jeśli będzie ci niewygodnie, możesz się położyć obok, tylko trzymaj się swojej połowy. Nie jestem typem przytulaska. "
9.2K 1K 12
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...