Sięgając Gwiazd. Megan. TOM I...

By LexisBerg

32.6K 3K 4.5K

Ziemia po potężnej wojnie z przedstawicielami obcych ras. Kakensarki cywilizujące Ziemian, choć ci uważają ic... More

1. MEGAN
3. MEGAN
4. URTARO
5. MEGAN
6. URTARO
7. MEGAN
8. URTARO
9. MEGAN
10. MEGAN
11. URTARO
12. MEGAN
13. URTARO
14. MEGAN
15. Megan
16. URTARO
17. MEGAN
18. URTARO
19. MEGAN
20. URTARO
21. MEGAN
22. URTARO
23. MEGAN
24. URTARO
25. MEGAN
26. URTARO
27. MEGAN
28. URTARO
29. MEGAN
30. MEGAN
31. MEGAN
32. URTARO
33. MEGAN
34. MEGAN
35. URTARO
36. MEGAN
37. URTARO
38. URTARO
39. MEGAN
40. URTARO
41. CLAUDIA
42. MEGAN
43. CLAUDIA
44. MEGAN
45. CLAUDIA
46. MEGAN
47. URTARO
48. URTARO
49. MEGAN

2. MEGAN

943 101 162
By LexisBerg

Słowa wypływające z ust Deniego jakby przestały do mnie docierać, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z każdej wyartykułowanej sylaby. Może naprawdę byłam chora? Na tyle chora, ażeby właśnie w tej chwili doświadczać najdziwniejszych halucynacji w całym moim życiu. Sylo właśnie dawał mi drugą szansę, pozwalając nie tylko zrehabilitować się w jego oczach, ale również zachować pracę i przepracować całą nadchodzącą zmianę. I to w strefie VIP. Nie, niemożliwe, to muszą być halucynacje.

Do kabiny doprowadziła mnie Tina, najwyraźniej rozpoznając u mnie zaawansowane symptomy szoku. Mówiła coś do mnie przez cały ten czas, jednak mój przesycony doznaniami mózg kompletnie nie rejestrował jej słów, a jedynie ruchy warg. Praktycznie wepchnęła mnie do środka, a odsuwając się nieznacznie, pokazała mi ruch ręką konieczny do uruchomienia przebieralni, jaki w rzeczywistości wykonałam mimowolnie. Prawdę powiedziawszy, bez jej pomocy chyba w ogóle nie dotarłabym do gabinetu szefa, bez przestanku usiłując właściwie zinterpretować sytuację, której stałam się częścią. Zapukała w przesłonę i popchnęła mnie do przodu, gdy tylko przeszkoda rozmyła się w powietrzu, lecz zrobiła to dopiero po tym, jak uszczypnęła moje ramię, szepcząc, abym wzięła się w garść i zawalczyła.

- Megan. – Podniósł wzrok znad biurka, lustrując mnie od stóp aż po czubek głowy, żeby następnie rozciągnąć usta w szerokim, aczkolwiek odrobinę strasznym uśmiechu. Efekt wzmacniały lekko wystające w kącikach, niczym u wampira, bez wątpienia ostre kły. Nieśpiesznie podniósł się, wstając, aby równie powoli pokonać dzielącą nas odległość gabinetu, przez co odniosłam niemiłe wrażenie, jakbym właśnie była bezbronną ofiarą, a on czającym się podczas łowów drapieżnikiem. – Nie sądziłem, że uwiniesz się z powrotem tak szybko.

- Podobno chciałeś mnie widzieć – odparłam, starając się ze wszystkich sił ukryć narastający z wolna strach i brzmieć opanowanie. Być może to głupota, a być może nadmierna duma nakazywała mi zarzucić dotychczasową uległość. W sumie zwolnić mnie już i tak nie mógł, skoro zrobił to raptem parę minut wcześniej. – Zapomniałam czegoś?

Mimowolnie wzdrygnęłam się, dostrzegając w ciemnych oczach coś na tyle mrocznego, że zdecydowanie lepiej byłoby tego nie widzieć. Cóż, morderstwo na tyłach Laterny raczej nie wchodziło w grę, nawet jeśli Sylo cechowała nieprzewidywalność i gwałtowność. Chociaż może z drugiej strony w ten właśnie pokręcony sposób niejako uwolniłby mnie od problemów ciążących mi nad głową niczym burzowe chmury. Skończ! Zrugałam w myślach sama siebie, gdyż musiałam pamiętać o kuzynce. Claudia z pewnością nie dałaby rady w pojedynkę, zaś ja byłam jej jedyną rodziną, przez co wniosek nasuwał się samoistnie. Musiałam żyć bez względu na cenę.

- Trochę mnie poniosło – stwierdził, lecz głos miał zdecydowanie odmieniony. Jakby nie do końca wierzył w to, co właśnie powiedział głośno bądź co gorsza usiłował mnie zmanipulować. – Zareagowałem zdecydowanie ciut za ostro, ale powinnaś mnie zrozumieć. Jesteś cenną częścią ekipy, a do tego solidnym i wieloletnim pracownikiem. Nie chciałbym rezygnować z naszej współpracy tylko dlatego, że któryś z klientów... nie życzyłby sobie tutaj twojej obecności.

Wspomniana wcześniej przez Deniego strefa VIP pojawiła się w moim umyśle samoczynnie, rzucając na sytuację całkiem nowe światło. Nigdy dotąd nie obsługiwałam klientów VIP, ponieważ Sylo wyjątkowo starannie dobierał tamtejszy personel. W zasadzie nikt z nas nawet nie widział pracujących tam osób, gdyż dysponowały osobną częścią budynku łącznie z oddzielnym wejściem. Tymczasem mimo wszelkich możliwych objawów choroby wyraźnie słyszałam te słowa z ust naszego barmana, podczas gdy teraz wypowiedź szefa zmierzała poniekąd w zupełnie innym kierunku.

- Nie rozumiem, dlaczego mnie wezwałeś – przyznałam szczerze. – Jestem zwolniona czy może jednak dostaję... urlop.

Tym razem to kakensark wzdrygnął się na dźwięk terminu, którego absolutnie nie uznawał. Jako przedstawiciel Ryccian nie uznawał udzielania zapłaty za brak faktycznie wykonanej pracy, a z tym właśnie wiązało się pojęcie urlopu. Nigdy też nie pojmował, jak wśród chciwych i rządnych bogactw ludzi zaczęto praktykować zwyczaj udzielania w pełni opłaconego dnia wolnego. Sylo nie interesował nasz grafik, bowiem uważał, że dla każdego z nas zawsze znajdzie się jakiś rodzaj pracy, niemniej jednak zapłatę wydawał wyłącznie za przepracowane godziny. Rachunek przedstawiał się zatem nad wyraz prosto. Chcąc otrzymać pozwalającą na przeżycie godziwą zapłatę za pracę, należało wpisywać się w grafik niemalże każdego dnia. Szczęśliwie Laterna działała codziennie, co poniekąd wynikało z natury ryccianskiego szefostwa.

- Dobrowolnie zrezygnowałaś z dnia wolnego, zatem tę kwestię mamy raczej rozwiązaną – uznał. – Jeśli chcesz odejść, nie będę cię zatrzymywał, jednak sądzę, że mam o wiele lepszy pomysł. – Nie przemówiłam, mierząc mężczyznę wzrokiem i celowo pozwalając mu na przedstawienie owego pomysłu. – Jak wspomniałem, jesteś dobrą pracownicą, a tak się składa, że aktualnie niefortunnie brakuje nam osoby obsługującej strefę VIP.

Chyba właśnie na ułamek sekundy zatrzymało się moje serce, aby w mgnieniu oka ponownie ruszyć, znacznie przyśpieszając. Deni nie kłamał, nie przejęzyczył się ani nie zrozumiał przekazu Sylo opacznie, gdyż ten właśnie w tym momencie zaproponował mi... No, właśnie co? Przeniesienie? Awans?

- Z czym to się wiąże? – zapytałam, przypadkowo wypowiadając głośno kolejne pytanie bombardujące mój nadmiernie pobudzony mózg.

- To chyba oczywiste. – Wzruszył ramionami, co przy jego ogromnej posturze robiło realne wrażenie. I chociaż z moim metrem osiemdziesiąt pięć nie należałam do rzeszy drobnych niewiast, znacznie wybijając się ponad średnią, Sylo jak na Ryccianina przystało, spokojnie przewyższał większość ludzi. Dzięki temu bezproblemowo i bez najmniejszego wysiłku wzbudzał w ludziach respekt. Z tego też powodu chcąc obserwować mimikę jego twarzy, zawsze podczas rozmowy patrzyłam do góry. Teraz natomiast, gdy stał tak blisko mnie, zmuszona zostałam zadrzeć mocno głowę ku górze, żeby nadal móc spoglądać mężczyźnie w oczy, ponieważ sięgałam Sylo zaledwie do ramion. – Będziesz... podawać zamówione napoje, przekąski i dbać o zadowolenie...

- Gości? – doprecyzowałam intuicyjnie, dostrzegając, jak zwinnie i zarazem ostrożnie Sylo dobiera słowa.

- To strefa VIP – podkreślił. – Będziesz dbać o zadowolenie jednego gościa, który zostanie ci przydzielony. Twoim zadaniem jest sprawić, aby chętnie do nas wracał.

- Nie prześpię się z nim – rzuciłam mimochodem, lecz wystarczająco stanowczo. Za czasów sprzed przybycia pierwszych kakensarków również istniały na Ziemi podobne miejsca, gdzie młode i ładne kobiety dbały o wysoki poziom zadowolenia klientów. Zwykle określano je prostym mianem burdelu lub agencji towarzyskiej, jeśli obracano się w kręgach o nieco wyższej kulturze. Znów twarz Ryccianina przeciął ten diabelny uśmiech, dlatego powtórzyłam, wkładając w słowa możliwie jak najwięcej gorliwości. W tej kwestii zamierzałam być nieprzejednana, nawet jeśli miałabym stracić pracę. – Nie prześpię się z nim.

- Nikt cię do tego nie zmusi. – Wypuściłam powietrze, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że mimowolnie wstrzymywałam je ciut zbyt długo. Odwrócił się, a kiedy zasiadał ponownie za biurkiem, dodał: - Oczywiście też ci tego nie zabronię, ale to już zależy od twojej umiejętności radzenia sobie z klientem. I hierarchii priorytetów, rzecz jasna.

Miałam, naprawdę miałam odwrócić się na pięcie i wyjść bezpowrotnie, ale jakaś cząstka mnie zatrzymała moje ciało w miejscu, przejmując poniekąd nade mną kontrolę. Gdzieś z tyłu głowy odbijały się echem słowa „nikt cię nie zmusi" oraz „umiejętność radzenia sobie z klientem". Bardziej podświadomie aniżeli świadomie podjęłam decyzję o pozostaniu w pracy, jak również podjęciu nowego wyzwania, ponieważ w ten właśnie sposób zamierzałam traktować przydział nowych obowiązków. Jako kolejne wyzwanie, któremu sprostam z wysoko uniesionym czołem.

W ten właśnie sposób podążałam za brunetką, której imienia nie spamiętałam. Wyprowadziła mnie z gabinetu szefa, skręcając natychmiast na prawo zamiast na lewo, skąd przyprowadziła mnie Tina. W pierwszej kolejności mocno się zdziwiłam, gdyż bezpośrednio na prawo stała pozornie zwyczajna ściana, ewidentnie odcinając drogę. Jednak wystarczył jeden ruch ręki z podobnym pierścieniem na palcu do mojego, aby ukazał się korytarz. Po drodze dziewczyna o stosunkowo miłym usposobieniu zasypała mnie masą informacji dotyczących pracy dla klientów z wyższej półki. Co więcej, po tej stronie zaplecza personelu wszystko wyglądało zupełnie inaczej i o wiele bardziej luksusowo, co wcześniej zdawało mi się niemożliwością.

Wiedziałam, że kakensarci posiadają niebywałą technologię, lecz rozciągający się przede mną widok mimo wszystko mnie zdumiewał. Szczególnie kiedy przechodziłam przyśpieszony kurs obsługi urządzeń zlokalizowanych na zapleczu, dzięki którym miałam bezproblemowo i możliwie jak najszybciej dostarczyć mojemu klientowi każdą zachciankę. Znając zaplecze, co prawda pobieżnie ale jednak, nadszedł moment konfrontacji z klientem VIP, w związku z czym bezimienna, czarnowłosa dziewczyna zaprowadziła mnie do jego loży, jak błędnie zakładałam. Choć może wcale się nie myliłam, tylko moje pojęcie loży obejmowało zupełnie inne znaczenie niż w terminologii ryccianskiej.

Oglądając Laternę z zewnątrz, nigdy nie sądziłam, że posiada ona tak mocno rozbudowane rozmiary. Wiedziałam, że strefa VIP stwarza możliwość zaopiekowania aż trzydziestką luksusowych gości, co biorąc pod uwagę ilość kakensarków zamieszkujących planetę stanowiło zaledwie skromny i bardzo niewielki odsetek ich społeczności. Jednocześnie rozmiary Laterny, do których byłam przyzwyczajona, a te przedstawiane mi aktualnie, absolutnie negowały mikroskopijne możliwości klubu. Zgodnie z treścią przekazu mojej przewodniczki każda loża stanowiła w rzeczywistości odrębny kompleks, gdzie klienci VIP mogli swobodnie korzystać chyba z każdej możliwej uciechy bez konieczności ograniczania ilości osób do jednej. W mojej ocenie loża mogła swobodnie pomieścić kilkadziesiąt osób, chociaż przebywał w nich wyłącznie klient z najbliższym personelem, ewentualnie garstką gości. Dodatkowo ze względu na długość drogi, jaką musiałabym pokonywać za każdym razem z zaplecza do loży i z powrotem, otrzymałam tymczasową bransoletkę będącą w rzeczywistości transmiterem do emisji molekularnej lub oględniej rzecz ujmując teleportacji.

- Dziś nie mamy czasu na implanty – poinformowała – dlatego jutro musisz przyjść wcześniej.

- Wcześniej? – zdziwiłam się. – To raczej nie będzie możliwe. Nie mam transportu.

Dziewczyna zasznurowała usta, przyglądając mi się bacznie, przez co szykowałam się intuicyjnie do odparcia ewentualnego werbalnego ataku. Dopiero kiedy dotarłyśmy do szyby maskującej przejście, które ostatecznie okazało się wejściem do kabiny, z jakiej dotychczas korzystałam podczas szykowania się do pracy na głównej sali. Szyba rozpłynęła się w powietrzu, ulegając chwilowej dezintegracji i otwierając wejście do środka kabiny transportującej. Jak na mój gust ze względu na funkcję przypominała odrobinę windę, lecz przemilczałam wynik własnej obserwacji.

- W sumie i tak wszystko zależy od tego, jak sobie poradzisz. Nie muszę chyba tłumaczyć, co nastąpi, jeśli będzie niezadowolony. – Miałam świadomość, że moja mina udzieliła brunetce wystarczającej odpowiedzi. Gdyby klient był niezadowolony z mojej obsługi, faktycznie nie musiałabym się dłużej martwić o kwestie związane z transportem na wcześniejszą porę. Weszłam do środka, a ona wsunęła dłoń, jakby powstrzymując w ten sposób uruchomienie kabiny. – Uważaj, Urtaro nie należy ani do cierpliwych, ani do łaskawych, a już z pewnością jest niezwykle wymagający.

- Jeśli nie spodoba mu się moja osoba, to w zasadzie nie będę musiała nawet się starać – skwitowałam, interpretując przekaz.

- Nie pozwól mu się wyrzucić. 

Brunetka posłała mi niemal błagalne spojrzenie, co mocno mnie zdziwiło. Nie znała mnie, więc nie miała podstaw, aby martwić się o mnie w jakikolwiek sposób.

- To raczej nie zależy ode mnie – odparłam. 

Cofnęła rękę, a zanim oddzieliła nas od siebie szyba, usłyszałam jeszcze jej ostatnie słowa wypowiedziane zdecydowanie ciszej niż wszystkie poprzednie.

- Nie chcemy dla niego pracować.

W pierwszym momencie znieruchomiałam, poruszona szczerością jej cichego wyznania. W drugim dotarł do mnie sens wypowiedzianych słów, szczególnie mocno uderzając we mnie formułą liczby mnogiej. Dopiero potem zaczęłam odczuwać przerażenie wypełniające powoli każdą komórkę ciała niczym przejmujący chłód panujący na zewnątrz. W chwili obecnej mogłam wyłącznie snuć domysły na temat przyczyny niechęci pozostałych i z pewnością bardziej doświadczonych ode mnie pracownic do obsługi tego konkretnego klienta. Platforma w kabinie zwolniła, a następnie zatrzymała się całkowicie i chociaż nie miałam pojęcia, w którym kierunku mnie przewiozła, stawiałam, że znajduję się pod ziemią. Szyba rozsunęła się, ukazując nie tylko wnętrze przedsionka loży mojego nowego klienta, ale również kakensarcką niewiastę ewidentnie oczekującą mojego przybycia.

- Jestem Otome Deisano Oro – przedstawiła się, chociaż nie miałam pojęcia, który człon to odpowiednik imienia ani jak właściwie zwracać się do niej. – Mój pan, Toris Urtaro, nakazał mi dopilnować, abyś bezproblemowo dotarła na miejsce. Chodź.

Posłusznie i bez słowa podążyłam za kobietą. Bez cienia wątpliwości była Oreanką. Obcując z kakensarkami na co dzień, widziałam wystarczająco dużo Oreanów, aby móc stwierdzić to z taką łatwością. Znaczyło to, że najprawdopodobniej wspomniany Toris Urtaro był również Oreanem, aczkolwiek mógł należeć do każdej innej rasy. Oreanie wyjątkowo łatwo znajdowali zatrudnienie pośród innych ras, co mogli zawdzięczać wyjątkowemu usposobieniu, starannej dokładności oraz bezwzględnej lojalności swojemu panu. Na pierwszy rzut oka u mojej przewodniczki rzucały się natomiast fiołkowa skóra oraz herbaciane włosy luźno spływające po plecach aż do pasa. Spuściłam wzrok niżej, niemal potykając się o własne nogi, kiedy dostrzegłam, na jak niebotycznie wysokich obcasach kobieta porusza się z niewyobrażalną gracją. Mimo to wciąż pozostawała nieznacznie niższa ode mnie.

- Mój pan nie akceptuje sprzeciwu – poinformowała nader spokojnie, spoglądając na mnie przez ramię, kiedy dotarłyśmy do przejścia przesłoniętego srebrzystymi nićmi tak drobnymi, jakimi tkana jest pajęcza sieć. Jej głos brzmiał nadal sympatycznie i obojętnie zarazem, a podobna obojętność wyzierała ze spojrzenia intensywnych, jasnoróżowych oczu, co skutecznie udaremniało odczytanie intencji wypowiedzi. Odgarnęła część nici, umożliwiając wejście do środka.

Przekroczyłam próg pomieszczenia wypełnionego parą przyjemnego, błękitnego koloru. Raptem kilka sekund trwało zanim przyzwyczaiłam oczy do gęstych oparów, dostrzegając po drugiej stronie pomieszczenia wygodnie rozsiadłego na miękkiej sofie mężczyznę. Wbrew przypuszczeniom nie był Oreanem, choć ciężko było mi natychmiast jednoznacznie sklasyfikować jego genealogię. W dłoni trzymał kryształ, sącząc już jakiegoś drinka. Sądząc po niewielkiej ilości płynu i charakterystycznym dźwięku wydobywającym się ze słomki przypuszczałam, że lada moment otrzymam pierwsze polecenie. Natychmiast przywołałam na twarz uroczy, a równocześnie formalny uśmiech, który rezerwowałam dla klientów Laterny. Nie zrażając się całą rzeszą panien rozmaitych karnacji oraz nacji, jakie dosłownie obsiadły mężczyznę z każdej możliwej strony, wykonałam kolejne kroki w jego kierunku. Rozchyliłam usta, chcąc usłużnie zasugerować wymianę drinka, kiedy niespodziewanie z prawej strony pomieszczenia dobiegł mnie męski, lekko schrypnięty głos.

- Nie powinnaś podejść najpierw do mnie? - Automatycznie zerknęłam w kierunku, skąd dobiegał, natychmiast dostrzegając właściciela głębokiego barytonu, o ile już nie basu. Wstał, podnosząc się z monumentalnego fotela, a im bliżej podchodził, tym mocniej zadzierałam głowę ku górze. Z każdym jego krokiem opuszczała mnie pewność siebie, czyniąc tym samym miejsce innemu, o wiele mniej przyjemnemu uczuciu. Kiedy wypowiedział kolejne dwa słowa, ostatecznie pozbyłam się jakichkolwiek złudzeń. – Toris Urtaro. 

Continue Reading

You'll Also Like

5.3K 205 23
13'nasto letnia dziewczyna zakochuje się szczęśliwie, z nieszczęśliwym zakończeniem całej miłości. Popada w depresje, ma myśli i próby samobójcze któ...
12K 167 31
W życiu nie zawsze układa się tak , jak tego na początku swojej drogi oczekujemy . Ja miałam marzenia jak każda młoda kobieta,chciałam zobaczyć świat...
12.3K 981 44
Jenna Brennan trafia do ośrodka psychoterapii depresji i zaburzeń lękowych pod czujne oko pewnego siebie i przebiegłego psychiatry, Williama Burnsa...
16.6K 267 12
FF na podstawie opowieści p. Weroniki Anny Marczak. Opowiada o ciekawej relacji Adriena i Hailie.